J.R.R. Tolkien to mój ulubiony pisarz. Spędziłem wiele godzin nad jego utworami oraz na rozmowach o nich. Nie ma, przynajmniej dla mnie, lepszego fantastycznego uniwersum niż Arda. Mimo relatywnie małej ilości tekstów, świat ten zasługuje na miano najbardziej drobiazgowo dopracowanego w literaturze. Jednak od jakiegoś czasu coraz więcej uwagi poświęcam Cosmere i ogólnie twórczości Brandona Sandersona. Pisarz ten przebojem zdobył miejsce w moim czytelniczym sercu.
Jego niepowtarzalny styl i umiejętność prowadzenia narracji sprawiły, że niekiedy stawiam go na równi z Profesorem, nie sądziłem, że w ogóle może tak się stać. W niniejszym artykule zamierzam zmierzyć się z legendą Mistrza i zestawić ją z nimbem chwały otaczającym jego, w moim odczuciu, najzdolniejszego ucznia. Poprzez porównanie twórczości Sandersona z dziełami Tolkiena spróbuję ocenić, czy autor Drogi Królów i Rozjemcy może w przyszłości przyćmić twórcę Śródziemia.
Mit kosmogoniczny, czyli wyznacznik klasy autora
Kiedy zapoznaję się z nowym światem fantasy, wymagam od niego posiadania kilku elementów. Najważniejszym jest mit kosmogoniczny opisujący powstanie danego uniwersum. Nie musi on pojawiać się w całości, ale winno być chociaż coś o nim wspomniane (wyjątkiem są opowiadania, gdyż krótka forma nie sprzyja wprowadzaniu mitologii). Niemal wszystkie lubiane przeze mnie światy fantasy posiadają coś takiego. Jedne w większym stopniu, inne w mniejszym. U Profesora mit kosmogoniczny stanowi istotną część ogólnej mitologii Ardy. Ponadto został niesamowicie napisany, o czym możecie się dowiedzieć z mojego artykułu z września. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że opowieść ta bije na głowę każdą inną tego typu w fantastyce, czy w szeroko pojętych wierzeniach i kultach. U Sandersona zaś mit kosmogoniczny nie został podany wprost, jednak jego fragmenty i echa można znaleźć w każdej książce poświęconej Cosmere. Wszystkie planety (oprócz Jolenu) składające się na uniwersum powstałay w wyniku współdziałania dwóch lub więcej odprysków Adonalsium. Adonalsium to istota boska, która na skutek działań wrogiej siły rozszczepiła się na szesnaście aspektów. Każdy z nich odnalazł sobie nowego nosiciela i w taki czy inny sposób zaczął oddziaływać na kształt uniwersum. Jak zatem widzicie, sam fakt tak innego od klasycznych mitu kosmogonicznego świadczy o klasie autora takiego jak Sanderson. Jego wizja początków Cosmere nie jest podobna do żadnej mi znanej, a przez to tak niesamowicie urzeka. W zestawieniu z Ainulindale Profesora nie wypada słabiej, wręcz przeciwnie. Ta nutka tajemnicy, którą otoczony jest ten mit u Brandona, sprawia, że możemy spodziewać się czegoś naprawdę dobrego, a kto wie czy nie nawet lepszego. Przejdźmy teraz do kolejnego aspektu twórczości obu pisarzy.
Narracja, czyli wyznacznik stylu autora
W swoim życiu przeczytałem masę książek. Wiele z nich zapadło mi w pamięć, a jeszcze więcej z niej wypadło. Powód był prosty, o ile znośną fabułę i w miarę dopracowane postacie jest w stanie wymyślić niemal każdy (Twierdza Kimerydu to wyjątek), o tyle poprowadzić narrację już nie. Owszem, można pisać ciężkim językiem (Lovecraft, Bodoc), da się też łatwym (Charlton, Sapkowski), ale przede wszystkim należy używać słownictwa potrafiącego przykuć uwagę czytelnika. Tolkien do perfekcji opanował tę umiejętność (prawdopodobnie dlatego, iż był z wykształcenia filologiem). Styl jego narracji zniewala. Nieważne czy czytamy Władcę Pierścieni, czy Pana Błyska, zawsze wypada tak samo dobrze i tak samo mocno zapada w pamięć. Bogactwo języka zaś okazuje się ucztą dla oczu. U Sandersona spotykamy niemal to samo. Niemal, gdyż Brandon ma jakąś niewysłowioną lekkość w opowiadaniu najbardziej zawiłych historii, co Profesorowi czasem umykało, ale nie było to wadą. Autor Drogi Królów stał się mistrzem budowania napięcia. Jego utwory charakteryzuje powolne rozwijanie się, ale z czasem wszystko nabiera pędu i z mocą lawiny dąży ku zakończeniu, które zawsze, ale to zawsze wgniata w ziemię. Profesor zaś w swoich książkach stawiał głównie na drobiazgowe opisy i snucie historii na modłę baśni i arturiańskich legend. Możliwe że stał za tym duch gawędziarza, którym przecież Mistrz był. Sanderson i Tolkien prezentują dwa różne style narracji. Pierwszy opiera się na coraz mocniejszym wciąganiu czytelnika w opowiadaną historię, zaś drugi stawia na przykucie jego uwagi poprzez malowanie słowem najniezwyklejszych opowieści. Obie szkoły zapadają w pamięć i zniewalają.
Następny aspekt został wspomniany na początku tego akapitu. Przejdźmy więc do niego.
Wyobraźnia, czyli wyznacznik talentu autora
Chyba nikogo nie muszę przekonywać, że wyobraźnia odgrywa niebagatelną rolę w procesie twórczym pisarza fantasy. Jeśli ktoś wypuszcza książkę z tego gatunku na rynek, to można założyć, że posiada takowe „narzędzie”. Nie każdy (co prawda był to patronat, ale Wojna Światła i Ciemności należy do utworów stworzonych bez wyobraźni), ale przeważająca większość. W przypadku Profesora wyobraźnia to za małe słowo. Kreacja Ardy, dopracowanej w tak niesamowicie drobiazgowy sposób, wymagała nie tylko pomysłu, ale czegoś więcej. Nie jestem nawet w stanie odnaleźć odpowiedniego określenia. Geniusz Mistrza objawia się w tym, iż opisane przezeń wydarzenia i miejsca stają przed naszymi oczyma jak żywe. Każda, nawet marginalnie wspomniana kraina czy kultura, u Tolkiena ma swoje miejsce i wyobrażenie sobie Ardy bez Murów Wschodu Słońca czy Lossothów jest praktycznie niemożliwe. U Sandersona zaś potęga wyobraźni, geniusz, łączy się przede wszystkim z ogromnie rozbudowanym uniwersum i sporą ilością historii dziejących się prawie w tym samym czasie. Nie jestem w stanie ogarnąć, jak Brandon potrafi zespolić paręnaście opowieści, i to nie tylko z Cosmere. A najlepsze w tym wszystkim okazuje się to, że każda jego książka to arcydzieło.
Podsumowując, muszę stwierdzić, że Brandon Sanderson ma ogromne szanse dorównać Profesorowi, a nawet w niektórych aspektach go przyćmić. Nie sądziłem, że kiedykolwiek napiszę o kimś te słowa, ale taka jest prawda. Obaj autorzy to arcymistrzowie fantasy. Jak dla mnie, nie ma i nie było lepszych. Do następnego.
Inne artykuły z miesiąca tematycznego:
Fantasy w sztuce wizualnej
Is this the real life? Is this just fantasy?
Słyszysz fantasy, myślisz smoki – o popadaniu w utarte schematy
Czytam Mistborna, aktualnie drugi tom (oblężenie). Wlecze się i wlecze. 1/3 za mną i czytam na siłę. Emocji nie czuję, pobocznych postaci prawie nie rozróżniam. Jakoś za dużo tego latania na metalach (dla mnie to jak sienkiewiczowskie opisy krajobrazu) a za mało jakiejś tajemnicy, przygód i tajemniczych światów. Nie mogę wejść w ten świat, ani razu nie czułem że „jestem tam”. Inne książki Sandersona są tak samo pisane i podobne? Bo może źle wybrałem Mistborn zamiast Burzowego Światła. No chyba że niedługo się rozkręci i mam być cierpliwy?
Podobały mi się np. Malazańska Księga Poległych, Gra o Tron, Imię wiatru itd., Pan Lodowego Ogrodu i oczywiście Tolkien, z fantastyki np. Diuna i Fundacja
Studnia Wstąpienia jest chyba najgorsza. Faktycznie się wlecze. Trzeci tom jest lepszy 🙂
Też miałem problemy z tym tomem. Ale warto przebrnąć.
Druga seria Z Mgły Zrodzonego jest zauważalnie lepiej napisana, a Archiwum Burzowego Światła jest znacząco lepsze od tego co napisane przed nim (Elantris, trzy pierwsze tomy ZMZ właśnie czy Rozjemca). Nie należy się zniechęcać na tym etapie.
Dziękuję wszystkim za słowa krytyki. Błędy wyniknęły trochę z roztargnienia, a trochę z generealizowania. Literówka przy Yolenie to wynik tego pierwszego. Reszta wynika z drugiego. Jeszcze raz wam dziękuję i zamierzam się poprawić
W moim odbiorze Sanderson już dawno przerósł Tolkiena. Jasne, Tolkien był jednym z Ojców Założycieli gatunku, i to mu pamiętam jako zasługę. Ale jeśli chodzi o powieści, to jest paru autorów, których cenię bardziej. A Sanderson jest wśród nich na pierwszym miejscu.
Jak już wspomniał Jan Kazan, w artykule znalazło się kilka błędów dotyczących Cosmere 🙂
Na przykład, większość planet istniała już przed Strzaskaniem Adonalsium (np. Roshar, miejsce akcji Archiwum Burzowego Światła). Jak dotąd, jedyną planetą o której wiemy, że została stworzona przez Odpryski Adonalsium, jest Scadrial (planeta, na które rozgrywają się wydarzenia serii Z Mgły Zrodzony).
A ta wroga siła, która zabiła Adonalsium, to nikt inny, jak szesnaścioro, którzy podzielili między siebie moc Adonalsium, stając się Naczyniami Odprysków.
Ale to tylko takie moje sprostowanie, zawsze się cieszę, kiedy widzę, jak ktoś się wgryza w sekrety Cosmere 🙂
> Ale to tylko takie moje sprostowanie, zawsze się cieszę, kiedy widzę, jak ktoś się wgryza w sekrety Cosmere ?
Ja też.
Właściwie jest kilka błędów
-Yolen
-nie wszystkie planety mają 2 Odpryski, ba niektóre nie mają wcale, a ludzie mieszkają i jest szczątkowa magia
-czas akcji wydanych już książek sięga tysięcy lat (Elantris pierwsze a potem długo nic) a w planach jest jeszcze większą rozpiętość
Biały Piasek dzieje się przed Elantris 🙂
Pełna chronologia tutaj: http://drogakrolow.pl/chronologia-ksiazek/
Uwielbiam Sandersona, ubóstwiam, serio, jednak uważam, że Tolkien pozostaje niedoścignionym ucieleśnieniem potęgi ludzkiej wyobraźni.
Według mnie, już dawno go prześcignął. Wystarczy przeczytać Archiwum Burzowego Światła 😉
Słaby troll
Każdy ma prawo do własnego zdania.
O, to, to! Dobrze mówi, dać jej kawy!