Site icon Ostatnia Tawerna

To już koniec – tylko czyj i czy na pewno? – recenzja „Miasta luster” III tomu trylogii „Przejście” Justina Cronina

Sądzę, że motyw „wirus wymknął się z laboratorium i zmienił większość populacji w zombie, ups!” jest powszechnie znany, choćby z filmów. Trylogia Przejście Justina Cronina przypomina mi taki wątek, lecz dojrzalej i ciekawiej poprowadzony. No i zamiast zombie mamy wampiry. Pod koniec drugiego tomu problem krwiopijców znika, a przynajmniej z pozoru. W Mieście luster jednak wciąż coś się czai.

W końcu po wszystkim

Przed właściwą fabułą powieści umieszczony jest spis postaci, fragment Księgi Dwunastu, wprowadzonej przez autora i napisanej w biblijnym stylu opowieści o walce bohaterów trylogii z wirolami, czyli ludźmi zainfekowanymi wirusem zamieniającym ich w coś na kształt wampirów. Epidemia ta objęła całą Amerykę Północną, a w jej wyniku światowe gremia podjęły decyzję o poddaniu całego kontynentu kwarantannie. Po ponad stu latach garstce bohaterów udało się pokonać Dwunastu, czyli grupę wyjątkowo potężnych wiroli. A stało się to dzięki Amy, Dziewczynie Znikąd. Po zwycięstwie słuch o niej zaginął, a pozostali przy życiu mieszkańcy Republiki Teksasu zabrali się za odbudowanie dawnego świata, przynajmniej w pewnym stopniu. Akcja trzeciego tomu ma miejsce dwadzieścia jeden lat po zniknięciu wiroli. Nie wszyscy jednak odetchnęli z ulgą. Lucius Greer oraz gangster Michael Fisher przeczuwają, że nadciąga kolejny wirolowy kataklizm, a jedynym ratunkiem jest współczesna arka, przynajmniej dla szczęśliwców, dla których znajdzie się na niej miejsce.

Lustro, lustereczko…

Tytułowe Miasto Luster, bynajmniej bez szklanych domów, przedstawione jest na okładce – zrujnowane, w pomarańczowej poświacie, przypominającej trochę łunę pożaru i z charakterystycznym gmachem Empire State Building. To właśnie Nowy Jork, jak można się po tym opisie domyslić, stanowi niejako „jądro ciemności” świata po (teoretycznym) zwycięstwie nad wirolami. Zagadkę może stanowić, z początku, obecość luster w tytule, w postapokaliptycznym świecie znalezienie takiej gładkiej powierzchni to jednak spore wyzwanie. Rzecz jasna, Justin Cronin tę kwestię wyjaśnia i jednocześnie w ciekawy sposób interpretuje stary ludowy sposób na obchodzenie się z krwiopijczymi potworami.

Wewnętrzne przemiany, bądź czasem ich brak

W całej trylogii, szczególności zaś w Mieście Luster, historie zmian zachodzące w człowieku są według mnie dobrze opisane, zwłaszcza te kluczowe – nie mam na myśli bynajmniej odmiennych zwyczajów żywieniowych zakażonych. Dla przykładu, Sara Fisher, znana też jako Uzdrowicielka, w tym tomie stała się postacią częściej, moim zdaniem, wykazującą inicjatywę. Z kolei Alicię Donadio niewola w Iowie i przemiana w wirola zaprowadziły powoli na skraj wytrzymałości psychicznej, w trzecią odsłonę trylogii bohaterka wchodzi przepełniona żądzą zemsty. Jak można się domyślić, zgubną w skutkach.

Prym wiedzie jednak, z lekko psychologicznego punktu widzenia, rozdział Retrospekcja, będący “spowiedzią” Tima Fanninga, znanego jako Zero, czyli pierwszego wirola. Autor dokładnie przedstawił dziwną i dość niepokojącą historię o ambicji, ciemnych stronach ludzkiej natury, drzemiących w każdym z nas oraz (oczywiście) nieszczęśliwej miłości.

Deja vu

Można powiedzieć, że Miasto luster  serwuje czytelnikowi to wrażenie na dwa sposoby. Z jednej strony wystepuje wspomniany już wcześniej motyw śmiertelnie groźnego wirusa, zmieniający ludzie w bestie, choć zrealizowany inaczej niż na przykład w serialu o nadzwyczaj aktywnych ruchowo nieboszczykach. Z drugiej zaś akcja trzeciego tomu Przejścia posługuje się tym samym schematem fabularnym, co poprzednie. Na początku sytuacja jest nieciekawa, ale główny problem w postaci Tego Złego zostaje wyeliminowany i zastąpiony jeszcze nikczemniejszym i potężniejszym. W tym wypadku był to Zero, czyli pierwszy wiral.

Podsumowanie

Uważam, że Miasto luster, pomimo paru aspektów, które nie przypadły mi do gustu, to świetne zakończenie po długiej i bolesnej (dla bohaterów, nie czytelnika) przeprawie. Autorowi udało się zamknąć najważniejsze wątki oraz pokazać świat zewnętrzny, niedotknięty plagą wampirów. W szczególności zaś wyśmienicie prezentuje moim zdaniem opis genezy kataklizmu, czyli krótka autobiografia-spowiedź Fanninga.

Nasza ocena: 9,2/10

Jedna z lepszych książek, jakie ostatnio czytałam. Świetne połączenie klimatu nieco post-apo, horroru i odrobiny elementów magicznych, a przynajmniej niewytłumaczalnych.

Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 10/10
Oprawa graficzna: 10/10
Wydanie: 8/10
Exit mobile version