Site icon Ostatnia Tawerna

Tłumaczyć czy nie tłumaczyć? – Nazwy własne w mangach wydanych przez JPF

Przetłumaczenie jakiegokolwiek tekstu to prawdziwe wyzwanie. Nie zawsze tak łatwo znaleźć odpowiednie ekwiwalenty, szczególnie gdy ma się do czynienia z poezją, idiomami czy imionami. Oto kilka tytułów (wybór czysto subiektywny), na podstawie których można zobaczyć, jak trudną sztuką jest tłumaczenie terminów i nazw własnych.

Pan Niezabijalski czy Koro-sensei? – Klasa skrytobójców (tłum. Anna Piechowiak)

Widziałem komentarze krytycznie odnoszące się do tłumaczenia ksywki, jaką uczniowie nadali swojemu nauczycielowi. Koro-sensei powstał z połączenia słów, które wskazywały na dwie istotne cechy głównego bohatera tej mangi. Po pierwsze jest istotą prawie że nieśmiertelną (osiąga prędkość 20 machów, zbyt szybką, aby cokolwiek lub ktokolwiek mógł jej zrobić krzywdę), a ponadto został nauczycielem. Najpierw rozprawmy się z wiernością polskiego tłumaczenia. Pan Niezabijalski tak naprawdę zawiera oba elementy. W szkole nigdy się nie spotkałem z tym, aby ktoś mówił do nauczyciela per „nauczycielu” albo „mistrzu” tylko raczej „proszę pana/pani”. Zatem „Pan” w moim odczuciu pasuje do polskich realiów szkolnych i raczej nie dałoby się zawrzeć w takiej ksywie słowa „nauczyciel”. Natomiast „Niezabijalski” oddaje charakter Koro-senseia. To stworzenie, którego nie da się zabić, czyli jaki jest? Niezabijalski. Inną kwestią jest to, czy tłumaczyć, czy nie tłumaczyć. Teoretycznie można byłoby zostawić tę nazwę własną nieprzetłumaczoną, ale z drugiej strony to polska edycja mangi skierowana do każdego odbiorcy, w tym do osób, które są niezainteresowane japońszczyzną. Takim czytelnikom łatwiej jest przyjąć Pana Niezabijalskiego niż Koro-senseia.  

Shinigami to Strażnicy Śmierci? – Bleach (tłum. Paweł Dybała)

Bleach jest przykładem mangi, w której mamy bardzo wiele różnych terminów, dlatego na samym końcu zamieszczono „słowo od tłumacza”. Dzięki temu czytelnik może zobaczyć, jak brzmiała pierwotna forma, ale także poznać sposób myślenia samego tłumacza. Dodatkowo znajdziemy tam czasami ciekawostki związane z życiem Japończyków. Trzeba przyznać, że jest to naprawdę bardzo przydatny dodatek.

Bleach to przede wszystkim takie terminy jak: shinigami i zanpakutou.

Shinigami w dosłownym tłumaczeniu znaczy: „bóg śmierci”, „śmierć”. Jest to na tyle trudny termin, że tłumacz skorzystał z pomocy internautów i to jeden z nich zaproponował „Strażnika Śmierci”. Dosłowne przetłumaczenie tekstu nie było możliwe z powodu problemów z liczbą mnogą, czy wołaczem (np. „Jesteśmy śmierciami”). Teoretycznie można byłoby pozostawić ten termin nietłumaczony, ale z drugiej strony nic on nam nie mówi, a pozostają też kwestie takie jak odmiana, brak rodzaju żeńskiego itd. Polski odpowiednik zaś dobrze oddaje to, czym zajmuje się shinigami.

Zanpakutou, czyli „miecz tnący/koszący dusze”, jest bronią noszoną przez Strażników Śmierci, służy nie tylko do walki, ale także odsyła dusze do Soul Society. Zatem polski żniwiarz dusz zachowuje ogólny sens terminu, a ponadto według mnie brzmi naprawdę świetnie.

Attack on Titan czy Atak Tytanów? – Atak Tytanów (tłum. Paweł Dybała)

Angielskie tłumaczenie Shingeki no Kyojin brzmi Attack on Titan, na polski zostało przetłumaczone jako Atak Tytanów. Może ktoś ma wątpliwości co do jakości naszego tłumaczenia? W zasadzie mamy do czynienia z atakiem na tytana. Na tym opiera się manga, czyli na efektownych walkach z użyciem sprzętu do manewrów przestrzennych. Niemniej główne pytanie to: kto kogo tu atakuje? Czy to naprawdę jest Attack on Titan? Nie. Wszak już od początku mangi wiemy jedno, to ludzie są pod oblężeniem, a tytani bez przerwy napierają na mury i w końcu się przez nie przebijają. Tak naprawdę walki z tytanami to przykład czystej samoobronny. Dopóki to możliwe, bohaterowie unikają starcia. W moim odczuciu polskie tłumaczenie oddaje o wiele lepiej sens japońskiego Shingeki no Kyojin, ponieważ właśnie Atak Tytanów wskazuje na swoistą wizję postapokaliptycznego świata. Natomiast Attack on Titan według mnie mówi o polowaniu na tytana, a nie próbie przetrwania w obliczu inwazji tych potworów. Również i w tym wypadku mamy do czynienia z krótką notą tłumacza, w tym również odnośnie tłumaczenia nazwy: „Mamy więc tutaj rozdźwięk dotyczący tego, kto kogo atakuje. Nasze wątpliwości w tej kwestii rozwiały konsultacje z wydawcą japońskim […]”.

Puri-Puri Prisioner, czyli Pysio-Pasio? – One-Punch Man (tłum. Paweł Dybała)

One-Punch Man to ponad kilkadziesiąt różnych postaci (bohaterowie i potwory), każda z nich obdarzona wyjątkową ksywką. Mamy zatem takie postacie, jak Burekmana, Metalowego Kija, Silver Fanga, Assassin Kreeta, Króla Zwierząt, Kinga, Bohaterowicza czy Pysia-Pasia.

Materiału dość, ale wspomnę tylko o kilku ciekawych tłumaczeniach.

Ogólnie można zauważyć tutaj kilka technik. Albo zostaje angielski odpowiednik np. King (po japońsku キング), albo mamy przykład wiernego tłumaczenia, Tanktop Master. Istnieją także przeróbki wierne bardziej np. Kościak, Cesarzątko lub mniej Pysio-Pasio, Burekman. Znaleźć odpowiedni zamiennik nie jest łatwo, a czasem wierne tłumaczenie zatraca piękno oryginału. Zdarzają się też dziwne decyzje np. Flashy Flash. Po polsku Promienny Flash… rodzi się pytanie, dlaczego nie zachowano w tym wypadku gry słów?

No i niestety w tej mandze nie uświadczymy żadnego dodatku pod postacią „kilku słów od tłumacza”, a wielka szkoda, ponieważ jest tu sporo materiału i byłoby bardzo ciekawie poznać, jak powstały te nazwy.

Trudna sztuka tłumaczenia

Przytoczone zostały przykłady ukazujące najróżniejsze podejście do tłumaczenia. Była to tylko krótka przebieżka, która pokazuje jedną rzecz, a mianowicie, że JPF nie idzie na łatwiznę i za każdym razem stara się spolszczyć japońskie/angielskie nazwy własne i terminy. Nie zawsze to wychodzi, a czasem rodzą się pewne kontrowersje (widziałem komentarz, w którym ktoś odradzał zakup Klasy skrytobójców z powodu fatalnego tłumaczenia). Jednakże nie ma sensu przytłaczać czytelnika tysiącem terminów, które nic dla niego nie znaczą (jakby to mogło wyglądać w Bleachu). Najważniejsze jednak, aby za każdym razem tłumacz starał się oddać w miarę wiernie sens oryginału (np. Atak Tytanów).

Po prostu trzeba się pogodzić z tym, że Atak Tytanów to inna manga niż Attack on Titan czy Shingeki no Kyojin. W końcu pewne nawiązania oczywiste dla Japończyków, dla Polaków już takie nie będą. Dlatego też tłumacz powinien umieć także zmieniać kontekst, aby dana sytuacja albo żart były oczywiste dla jego rodaków (stąd taki Burekman). No i dodajmy do tego, że czasem tłumaczenie jest pod pewnymi względami lepsze od oryginału (np. Kościak, żniwiarz dusz). Warto też nadmienić, iż w każdej mandze przydałoby się zamieścić kilka stron poświęconych sztuce tłumaczenia, jak np. w Bleachu i Ataku Tytanów.

Zatem czy da się odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule? Pewnie nie. Po prostu tłumacz sam powinien wyczuć, czy trzeba tłumaczyć, czy lepiej zostawić japoński/angielski odpowiednik. Niemniej skoro mam w rękach polskie tłumaczenie, to wolę czytać o Burekmanie, a nie Watchdog Manie.

Exit mobile version