Thea, to intrygujący miks międzygatunkowy. Możemy się łatwo domyślić, że taki twór musi być bardzo ciekawy. Nie zapominajmy jednak, że dziecko orka i kangura nie koniecznie będzie urodziwe. Mimo ryzyka, twórcy pokusili się o połączenie gry karcianej, strategii, survivalu i RPG, wszystko w formie gry turowej.
Tytuł ma straszny wstęp. O ile można z zapałem pochłaniać tło fabularne, o tyle pierwsze kroki w samouczku i bloki tekstu do przerobienia zniechęcają. Z początkiem rozgrywki wybieramy sobie bóstwo. I już tutaj nawiązania do mitologii słowiańskiej będą przepychać się, by wyeksponować się jak najlepiej. Nie trzeba wybierać Peruna, może to być Mokkosh. Każda siła wyższa jest zgrabnie opisana i dysponuje pewnymi bonusami, które przysługują graczowi. Rozgrywki pozwalają na zdobywanie wyższych poziomów doświadczenia boga, co udostępnia więcej premii.
Po tym niezwykle trudnym wyborze, przechodzimy od razu do gry jako takiej. Oprawa graficzna nie zachwyca, to należy zauważyć na samym początku. Pozwolę to sobie ująć nieco dobitniej: postaci wyglądają jak ulepione z plasteliny przez dziesięciolatka. Można także zauważyć duże różnice w stylu grafik statycznych – ryciny reprezentujące bohaterów zdumiewają szczegółami. Z drugiej strony większa część część barwnych ilustracji prezentowanych podczas wydarzeń razi niedokładnością.
Thea: the Awakening
No dobrze, ale gra to nie tylko grafika. Rozgrywka polega na zarządzaniu osadą, chlubnie nazwaną Ostoya. Taki punkt na heksagonalnej mapie pozwala graczowi na zbieranie surowców, produkcję nowych broni i narzędzi. Można o nią dbać, dodając nowe budowle i znosząc różne surowce grupą ekspedycyjną.Wszystko bazuje na ludziach, a każda postać jest wyposażona w szereg statystyk, które odpowiadają za zachowania podczas licznych konfrontacji. Do tego posiadają ekwipunek, a ten modyfikuje te liczby i, oczywiście, możliwość rozwoju.
Drugim ważnym elementem na mapie jest grupa ekspedycyjna. Możemy tworzyć takie w Ostoyi, o ile mamy zapas bohaterów. Eksplorujemy okolice osady, z opcją zbierania surowców i zwalczania zagrożeń.
Jeśli o zagrożenia chodzi, to jest ciekawy element konfrontacyjny, który wykorzystuje mechanikę karcianki. Przykładowo, przed rozpoczęciem walki okno dialogowe udostępnia możliwości postąpienia w danej sytuacji. Jeśli mamy do czynienia z dzikami, możemy wykonać atak frontalny (z krzykiem puścić się na zwierzęta) lub skorzystać z potencjału umiejętności myśliwych w drużynie. Zależnie od wyboru zmieni się współczynnik trudności zadania. Następnie, w osobnym ekranie walki, bohaterowie zostają przekonwertowani na karty z odpowiednimi statystykami. Runda po rundzie możemy zagrać członka ekipy lub użyć specjalnej zdolności jednostki wsparcia. Która postać będzie walczyć frontalnie, a która będzie wspomagała, decyduje los przed rozpoczęciem potyczki.
Thea: the Awakening
W wyniku agresywnej konfrontacji karty bohaterowie mogą zostać ranni. Tak długo, jak posiadamy żywność w osadzie, lub grupie ekspedycyjnej, rany będą pasywnie leczone. Istnieje też szansa, że postać umrze w wyniku ich otrzymania.
Dłuższa rozgrywka pozwala na wykupywanie specjalnych zdolności osady w trzech drzewkach rozwoju: zbieractwa, rzemiosła i konstrukcji. Te opcje dają możliwość pozyskiwania nowych surowców i ich wykorzystania.
Mimo tak wielu mechanizmów, które zostały w dużym stopniu przemyślane i są logiczne, gra nie przyciągnęła mnie na dłużej. Niebezpieczeństwa są proste do pokonania czy ominięcia, nawet na najwyższym poziomie trudności. Można przeklikać kilkanaście tur bez większego ryzyka, że coś umknie graczowi.
Thea: the Awakening
Thea: the Awakening
Główna ścieżka fabularna składa się z przenoszenia ekspedycji z punktu A do B i zapoznawania się z historią. Przyznam, że najlepiej bawiłem się, odnajdując opcje robienia bigosu, czy zapoznając się z imionami bohaterów. Cała reszta rozgrywki pozostawia wiele do życzenia.
Gra w żaden sposób nie wskazuje kierunku graczowi. Nie istnieje presja zbliżającego się niebezpieczeństwa, a historia nie wciąga na tyle, by wytworzyć potrzebę poznania jej do końca. Rozwój też został ograniczony.
Dużym plusem jest edytor załączony w głównym kliencie gry. Pozwala na dowolne modyfikacje wydarzeń, które zostaną wprowadzone podczas rozgrywki. Jeśli tytuł znajdzie swoją grupę wielbicieli, z pomocą tego narzędzia wytworzona społeczność będzie miała dużo uciechy.
Thea: the Awakening
Pomimo świeżych pomysłów, Thea pozostaje w tyle względem innych gier, których twórcy skupili się na jednym elemencie rozgrywki. Gra zwyczajnie kuleje na każdym polu, na które wkracza. Osobiście uważam, że jest to niszowy produkt, szukający swojej grupy odbiorców pośród ludzi nie mających wiele styczności z grami komputerowymi. Fani fantastyki, pamiętający całonocne sesje Kryształów Czasu i zabawy paragrafówkami, mogą przychylnie spojrzeć na dzieło studia MuHa Games.