Site icon Ostatnia Tawerna

„The Surge” – recenzja gry

Studio Deck 13, odpowiedzialne między innymi za Lords of the Fallen, idzie za ciosem i wyrzuca z siebie kreacje niejako dostosowaną do nurtu panującego na rynku. Po gigantycznym sukcesie trzeciej części Dark Souls ten rodzaj rozgrywki stał się czymś na kształt motywu dla kolejnych gier. Nic dziwnego zatem, że wielu twórców inspiruje się mechanizmami występującymi w DS.

The Surge otrzymało  etykietkę RPG, jednak osobiście grą fabularną bym jej nie nazywał. Twórcy położyli nacisk na walkę. Jeśli chodzi o dialogi, jest tu ich znikoma ilość.

Klimat

Zapoznajmy się z Warrenem. Gdy zobaczycie go po raz pierwszy, będzie poruszał się na wózku inwalidzkim. To tym bohaterem sterujemy całą grę, patrzymy, jak otrzymuje mordercze ciosy i wstaje, byście mogli załadować mu nowe implanty. Z niepełnosprawnością główny bohater rozstaje się szybko w sposób… nazwijmy to – ciekawy.

Po krótkim wprowadzeniu zostałem wepchnięty w wir wydarzeń. Zanim się obejrzałem, już okładałem jakiegoś drona wielkim tłokiem.

Elementy techniczne to podstawa rozgrywki. Bohater porusza się we wzmocnionym egzoszkielecie, a za broń traktuje wszelkie cięższe narzędzia pracy. Przyjdzie nam posługiwać się metalowymi rurami, piłami, laserowymi przecinakami  oraz takimi wielkimi… rzeczami. Ich właściwego przeznaczenia nie byłem w stanie się domyślić.

Poza bronią w ekwipunku znajdą się różnego rodzaju “znajdźki”, głównie wypadające z przeciwników. Będą to rozmaite elementy potrzebne do wytwarzania nowych części egzoszkieletu czy usprawniania ich.

Okolice, po których przyjdzie poruszać się Warrenowi, są silnie zindustrializowane. To coś na kształt wielkiej fabryki po kataklizmie. Ilość dostępnych informacji jest znikoma. Nie wiemy, co się wydarzyło, dlaczego wszyscy pracownicy w uniformach, takich jak głównego bohatera, są niczym zombie i rzucają się na wszystkie strony. Trudno nawet powiedzieć, ile czasu Warren spędził na terenie nowego miejsca pracy.

Rozgrywka

Tempo rozgrywki jest wysokie, a akcja potrafi trzymać w napięciu. Tu dam twórcom wielki plus – gracze, którzy nigdy wcześniej nie mieli styczności z grą tego typu, nie odnajdą elementów nadmiernie skomplikowanych czy niejasnych. Co rusz otrzymujemy informację dotyczącą jakiegoś mechanizmu występującego w grze. Bardzo ważny jest brak tutorialu jako takiego – instrukcje o sterowaniu czy funkcjach wyświetlane są na ścianach lub odtwarzane w formach odnajdywanych nagrań. Co ważniejsze, ten sam nośnik danych później posłuży jako wskazówki fabularne. Pierwsze nagrania zawierają tylko nuty odpowiedniego klimatu. Z czasem odnajdywałem coraz to nowsze elementy narracyjne, a te gładko przeszły z opisu działań gry do opisu świata.

Po dotarciu do pierwszego punktu kontrolnego gra staje się bardzo przejrzyste. Gracz ma za zadanie eksplorować obszar celem odblokowania dalszych przejść. Wszędzie zaś czyhają przeciwnicy, którzy gotowi są rzucić się ze wszystkich stron.

Lokacje tworzone są synergicznie. Po rozpoznaniu nowego kawałka obszaru można znaleźć skrót łączący go z bezpieczną stacją. Ta zaś jest niezwykle ważna. To tu Warren pojawia się po każdej śmierci i tutaj możemy zrobić coś ze zgromadzonym złomem.

Walka i rozwój

System walki w The Surge jest mocno sprzężony z tym rozwoju. Jeśli chcemy pozyskać konkretny element, musimy znaleźć przeciwnika, który go posiada. Następnie, z pomocą systemu namierzania, odrąbać chcianą część efektownym ciosem kończącym. W ten sposób pozyskujemy wzmocnienia na ramiona, nogi czy też nową broń. Lecz namierzanie konkretnych części przeciwnika pomaga także w walce, bowiem elementy wroga mogą być w różnym stopniu opancerzone, co znacząco wpływa na zadawane obrażenia.

Broń jest skategoryzowana, a każda kategoria posiada swój zestaw ruchów. Niektóre są szybsze, inne wolniejsze. Te wolniejsze posiadają zwyczajowo większy zakres zadawanych obrażeń oraz impet.

Impet to kolejna, niezwykle ważna, statystyka w walce. Przy każdym ataku jest on porównywany ze stabilnością jednostki. Jeśli impet okaże się znacząco większy, ranny będzie zmuszony oddać pole. Wiąże się to także z przerwaniem animacji ataku, czasem nawet z upadkiem.

Kombinacji uderzeń jest bardzo wiele. Sam fakt, że istnieje pokaźna ilość kategorii broni już daje szerokie pole do manewru. Do tego trzeba dodać możliwość blokowania, ciosy-riposty, uniki i szarże. Mogą się one  różnić w zależności od modelu broni czy obranej za cel części ciała przeciwnika.

Walka daje dużo satysfakcji. Jest raczej trudna, gdyż poza punktami zdrowia naszego bohatera należy zwracać uwagę na ilość wytrzymałości i energii. Tą pierwszą zużywamy do wykonywania ciosów i uników. Pasywnie regeneruje się w szybkim tempie. Energia za to rośnie podczas atakowania wrogów. Pozwala na aktywowanie dodatkowych zdolności, jak obciążniki hydrauliczne, zastrzyk wspomagający leczenie czy start drona ofensywnego.

Nie wystarczy jednak wpakować w Warrena wszystkich implantów, jakie znajdziemy, i cieszyć się niezniszczalnością. Główny bohater posiada rdzeń, który ma konkretny poziom zasilania. Każdy element ekwipunku pobiera jego część. Oczywiście istnieje możliwość zwiększenia poziomu mocy rdzenia, by załadować sobie więcej różnych elementów.

Warren może być wyposażony w konkretną ilość rzeczy. Mamy miejsca na ramionach i nogach, tułowiu i głowie, na uzbrojenie oraz drona.

Broń możemy wymieniać w dowolnej chwili. Jeśli chodzi o elementy bardziej sprzężone, potrzebna jest do tego stacja montażowa. Tam też możemy modyfikować poziom mocy rdzenia, wpłacając odpowiednią ilość złomu, oraz zmieniać implanty. Te zaś odpowiadają za różnego rodzaju bonusy, jak większa ilość zdrowia czy energii. Mogą nadawać bohaterowi umiejętność aktywowaną, jak natychmiastowe leczenie. Te mają jednak ograniczoną ilość użyć, które odnawiają się z czasem oraz przy każdym powrocie do stacji.

Lokacje

Nie można o nich nie wspomnieć, gdyż są naprawdę dopracowane. Świetnie budują klimat, zaś projekt jest zwyczajnie mistrzowski. Są wystarczająco skomplikowane, by nie były nudne oraz na tyle proste, aby nie zgubić się bez mapy. Do tego mają świetne łączenia między sobą tak że z każdego miejsca można wszędzie się dostać. Bardzo możliwe, że są tworzone na planie okręgu. Odkrywamy dany łuk, po czym mamy możliwość odblokowania powrotu do środka, czyli do bezpiecznej stacji. Potem możemy wrócić do eksploracji w miejscu, gdzie skończyliśmy.

To oczywiście nie może być aż tak proste. Każdorazowe odwiedzenie bezpiecznej stacji przywraca do życia niemal wszystkich przeciwników. Postęp w tej grze jest zatem bardzo mozolny.

Podsumowanie

Gra nie wybaczająca błędów, ze śladową ilością informacji fabularnych. Tytuł dla fanów gier soulsopodobnych oraz dla tych, którzy lubują się w siekaniu wrogów.

The Surge jest obiecujący i dopracowany, nie raz pozytywnie zaskoczy i nie raz wbije przecinak laserowy między łopatki. Nie ma drugiego takiego tytułu, w którym pierwszym poważnym przeciwnikiem była koparka. Szczerze polecam pokonanie tego dodatkowego minibosa, bowiem nagroda jest po prostu epicka. Tytuł nie należy do skomplikowanych. Pomimo braku elementów, do których przyzwyczaił się każdy gracz, jak minimapa czy paski zdrowia przeciwników, daje możliwość rozwiązywania tych “problemów”.

Lokacje w pełni pozbawione światła mogą zostać rozjaśnione za pomocą latarek lub świecącego uzbrojenia. Paski zdrowia wrogich jednostek można zobaczyć dzięki  odpowiedniemu implantowi. Pytanie brzmi, czy ta wiedza warta jest dodatkowego leczenia?

Exit mobile version