Przestrzeń kosmiczna. Dookoła ciemno, zimno, po prostu nieprzyjaźnie. Gdzieś na horyzoncie majaczą nieodkryte planety, czasem słońca. Nie wiadomo, w którą stronę się kierować, by móc wrócić na Ziemię. Statek szwankuje, członkowie załogi są ranni i przestraszeni. Muszą jednak przezwyciężyć trudności, by wrócić do domu.
The Long Journey Home to debiutancki projekt wydawnictwa Daedalic Entertaiment. Miał on swoją premierę 30 maja. W grze wcielamy się w kapitana statku, który po zgubieniu w kosmosie musi wraz z załogą wrócić do domu. By tego dokonać, niezbędne będzie zbieranie surowców z nieznanych planet oraz kontakt z obcymi rasami. Zacznijmy jednak od początku.
Każdą rozgrywkę rozpoczynamy od doboru załogi. Wybór jest niemały, ponieważ do czteroosobowej ekipy musimy wybrać z ośmiu kandydatów. Każdy z nich ma wyjątkowe umiejętności i specjalizację, zatem wniesie coś innego do zespołu. Selekcja wpływa na dalszą rozgrywkę, ponieważ nie wszyscy potencjalni załoganci mogą na przykład zatankować silnik do hipernapędu, czy wykonać prace naprawcze. W kolejnych etapach gracz musi zdecydować się na jeden z trzech statków kosmicznych i jeden z trzech łazików. Oczywiście każdy z nich ma inne parametry. Polecam w kilku pierwszych rozgrywkach przetestować różne możliwości, by znaleźć najlepszą konfigurację do naszego stylu gry.
Gdy mamy już ekipę i kosmiczną brykę, możemy wpisać kryptonim misji, dzięki czemu generuje się losowe miejsce w sandboxowym wszechświecie, w którym znajdzie się nasza ekipa. Dzięki dwóm poziomom trudności (bajkowym i legendarnym) oraz dwóm możliwościom startu (z samouczkiem ze startem z Ziemi oraz bez samouczka, rozpoczynając bezpośrednio w kosmosie) gracz decyduje, jak chce zacząć grę. Bardzo miły akcent dla niecierpliwych.
Niestety samouczek niewiele wnosi, a sterowanie na początku jest bardzo trudne! Za pierwszym razem mój statek zderzył się ze Słońcem, co jak nie trudno się domyślić, nie skończyło się zbyt dobrze dla załogi. Podkreślam jednak, że grałam przy pomocy myszki i klawiatury, możliwe że lot jest o wiele przyjemniejszy kiedy steruje się padem ze względu na większą czułość gałek. Fajnie, jeśli orientujecie się w podstawowych prawach fizyki, albo chociaż interesujecie się tematem, ponieważ proces kierowania statkiem kosmicznym odbywa się za pomocą ciągu i przyspieszenia przez co ma się wrażenie, jakby sunął on po lodowisku. Co jest całkowicie zrozumiałe, gdyż tak zachowują się ciała w próżni. Bardzo pomocne są studnie grawitacyjne znajdujące się przy gwiazdach oraz planetach, które pozwalają zaoszczędzić paliwo podczas manewrów zakręcania oraz zmiany kursu. Poziom trudności nie przypomina tego, jaki występuje na przykład w grach z serii Mass Effect. Jednakże wpływa to na realizm gry. Muszę też zwrócić uwagę na jakość mapy, która niestety nie jest zadowalająca. Jej dokładność pozostawia dużo do życzenia. Nie sposób ocenić na niej chociażby odległości, co może być bardzo frustrujące na początku, zanim opanujemy sterowanie.
Za każdym razem, gdy zbyt szybko wejdziemy w atmosferę planety, bądź wylądujemy na jej powierzchni zbyt ostro, członkowie załogi odniosą obrażenia. Nasz statek i lądownik też się psują, trzeba więc bardzo uważać. Przedmioty i zasoby w większości przypadków są jednorazowe, więc należy rozsądnie nimi gospodarować. Monitorowanie statusu statku, lądownika i załogi to konieczność. Pięć jakichkolwiek urazów u załoganta oznacza jego śmierć. Jest to bardzo dotkliwe ze względu na to, iż jako kapitan czujemy brzemię podejmowanych decyzji i swoich zaniedbań lub niepowodzeń.
Jak już wcześniej wspomniałam, każdy członek wybranej przez gracza załogi ma inne umiejętności, gdy któregoś z nich zabraknie, nie możemy już wykonywać określonych czynności, co z kolei może przełożyć się na klęskę misji. Istnieje możliwość naprawienia statku i łazika dzięki znalezionym w kosmosie zasobom, aczkolwiek gdy usterek jest kilka, naprawiane są one losowo. Warto więc dokonywać tego typu działań na bieżąco.
Powrót do domu naszej załogi dodatkowo utrudnia fakt istnienia życia w kosmosie. Obce rasy nie zawsze są przyjazne człowiekowi. Niektórzy kosmici potrzebują pomocy w wykonaniu jakiegoś zadania. Kiedy raz zniszczyłam swój łazik, obca cywilizacja dała mi schematy do budowy nowego. Nie zawsze jednak otrzymujemy od kosmitów to, czego chcemy. Walki ze względu na fizykę lotu są trudne do przeprowadzenia. Aczkolwiek w grze jest glitch. Jeśli zaatakujemy wrogi statek, zanim ten wypowie nam agresję, kosmici nie będą do nas strzelać.
The Long Journey Home to gra z dużym potencjałem, niestety, niczym Assassin’s Creed, nuży po kilku godzinach ze względu na powtarzalność zadań. Jednakże myślę, że jej realizm zaskarbi sobie wielu fanów. Grafika jest przyjemna, wszechświat w animacjach wygląda bardzo ładnie. Wielki plus daję tej pozycji za to, że będąc na jakiejś planecie czy jej satelicie, możemy zobaczyć to, co znajduje się na horyzoncie w przestrzeni kosmicznej. Żałuję, że interakcje z kosmitami nie są bardziej rozwinięte. W dialogach mamy dużo opcji wyboru, niestety przedstawiciele obcych ras po kilku wypowiedzianych kwestiach kończą rozmowę. No ale to z kolei przekłada się na realizm, ponieważ rzeczywiście musimy zwracać uwagę na to co i kiedy mówimy.