Romanse paranormalne dla starszych czytelników i czytelniczek cieszą się nieustannym powodzeniem. Aktualnie na rynku pojawił się kolejny przedstawiciel tego gatunku, z okładki którego obserwuje nas przystojny, uskrzydlony Pan, prawdopodobnie będący przedstawieniem jednego z głównych bohaterów – Lucyfera. Czy książka rzeczywiście jest grzechu warta?
To, co zaskakuje, to fakt, iż fabuła w tej książce rozpoczyna się bez większego wprowadzenia, czy to w świat, czy w bohaterów. Dosłownie na trzech pierwszych kartach dowiadujemy się, że w Las Vegas zaginęła przyjaciółka głównej bohaterki, a ta wchodzi w układ z superbogatym i wysoko postawionym Lucasem Yferem, by ją odnaleźć. W zamian za swą pomoc tajemniczy mężczyzna stawia warunek – Hannah ma spędzić z nim siedem dni i nocy.
Po niezwykle szybko zawartym układzie główna bohaterka wprowadza się do apartamentu Lucasa i spędza z nim kolejne dni, których tematem przewodnim są – nie zgadniecie – grzechy główne.
Zdecydowanie „lenistwo”
Elizabeth Briggs znana jest z pisania romansów paranormalnych, jednak dla mnie było to pierwszą stycznością z jej twórczością. Mimo iż zdarzyło mi się czytać kilka różnych serii z tego gatunku, na książki owej pisarki nigdy nie trafiłam. Tym, co jednak od razu rzuca się w oczy, to jej umiłowanie do niewiele wnoszących opisów. Momentami miałam wrażenie, że akcja dosłownie stoi w miejscu, a ja czytam opis – czy to galerii handlowej, czy też pokoju w hotelu. Również dialogi w tej historii nie są przyjemne w odbiorze – niedopracowane i bardzo płytkie.
Nie zaiskrzyło
Fabuła opiera się na bardzo standardowej wizji powielanej już w niejednej książce – braterstwo dusz i kolejne reinkarnacje. Czytelnik co chwilę obrywa wskazówkami, że coś będzie dotyczyło Hadesa i Persefony, więc nawet jakbyśmy nie chcieli, to autorka dosłownie nie daje nam szansy nie domyślić się, o co będzie chodziło. Porwanie przyjaciółki Hannah to tylko impuls do spotkania głównych postaci i nie jest to w ciekawy sposób rozwinięty wątek.
Co jednak boli najbardziej, to fakt, iż przez niedopracowane dialogi i sztampowy pomysł (który nie otrzymał od autorki żadnego nowego elementu) cierpi nawet tak bardzo podstawowy element tej powieści, jakim jest romans. Relacja między Lucasem-Lucyferem a Hannah jest nudna. Sięgając po książkę zapowiadającą się jak pikantna wersja serialu Lucyfer, oczekiwałam dreszczy emocji i wypieków na twarzy. Dostałam flaki z olejem oraz bohaterów bez ikry (a Hannah, szczerze mówiąc, nie ma nawet sensownego charakteru i jest tylko popychana przez innych w różnych kierunkach). Lekturze nie pomaga nawet wyobrażanie sobie Lucasa pod postacią znanego z serialu Toma Ellisa. Oczywiście są sceny seksu (ten gatunek wręcz nam to obiecuje) – jeśli dobrze policzyłam, trzy, z czego pierwsza ma miejsce w okolicach połowy powieści. Rozumiem budowanie napięcia między bohaterami zanim dojdzie do kulminacyjnego momentu, jednak tutaj nie ma to w ogóle miejsca, więc gdy dochodzimy do sceny łóżkowej, bardziej mamy ochotę ziewnąć i wskoczyć pod własną kołdrę niż zacząć wachlować się z natłoku emocji.
Diabeł zmiękł
Mówiąc jeszcze kilka słów o samym Lucyferze, warto wspomnieć, iż przedstawiony został bardziej jako opiekuńczy i zakochany mężczyzna niż władczy i dominujący Pan piekieł. Ma on kilka scen, w których ukazuje swoją potęgę, jednak większość czasu odnosiłam wrażenie, że był po prostu nawykłym do luksusów miliarderem. Pierwsze dni z Hannah upływały w następującym schemacie: Lucas zabiera ją w drogie miejsce lub kupuje jej drogie rzeczy, a główna bohaterka potulnie idzie i nieszczególnie oponuje, chociaż w myślach stara się toczyć walkę z podejściem „nie powinnam tego przyjmować”. Hannah niby nie chce dać się przekonać jego finansom, ale z drugiej strony dokładnie to się dzieje, tylko pod pretekstem, iż Lucas „dba o nią i zależy mu na jej dobru, humorze itp.”
A na koniec jeszcze…
Nie jestem usatysfakcjonowana powieścią Briggs. Historia była kopią sklejoną z wielu innych, podobnych, bohaterowie płytcy, a romans nudny i bez emocji. Samo zakończenie także nie wzbudziło mojego zainteresowania, więc nie podejrzewam, bym sięgnęła po kolejną część.
Nasza ocena: 4/10
Jeśli szukacie pikanterii, sos sriracha będzie lepszy od tego Lucyfera.Fabuła: 3/10
Bohaterowie: 3/10
Styl: 3/10
Wydanie i korekta: 7/10