Site icon Ostatnia Tawerna

„Tak, jak Pan Jezus powiedział” – czyli definicja służby Bogu według „Priest Simulator”

Wydany 6 października Priest Simulator, po pozytywnie przyjętym demo, zdążył już sobie zaskarbić spore grono entuzjastów. Już teraz gra na platformie Steam może pochwalić się wynikiem 97% pozytywnych ocen. To spore osiągnięcie biorąc pod uwagę, że jest to pierwsza gra niszowego, żywieckiego studia.

Od kilku lat polskie studio z Żywca, Asmodev, pracowało nad tytułem, który prawdopodobnie okaże się ich opus magnum. Deweloperzy mają już na koncie trzy mniejsze produkcje: Infernal Radiation, Ultimate Summer oraz Priest Simulator: Heavy Duty – wersja demonstracyjna prologu właściwej gry, którą za chwilę omówimy. 6 października ukazał się sam Priest Simulator w wersji early access. To tytuł, który z założenia ma być parodią symulatorów, podobnie jak Goat Simulator, ale tutaj mamy do czynienia z całkowicie inną rozgrywką. Narracja prowadzona jest w stylu mockumentary, a gra jest połączeniem pseudosymulatora z elementami sandboxu, hack n’slash, RPG. Wszystko z widoku pierwszej osoby. Kiedy Priest Simulator zagościł na Steamie i ekranach graczy, totalnie zbił z tropu wszystkich brakiem granic w poczuciu humoru i oddaniu klimatu naszej ojczyzny. PS Recenzja będzie jedynie omówieniem, a nie oceną gry, gdyż nie mamy do czynienia z pełną wersją.

Wampir-ksiądz? Ale jak to?

W grze wcielamy się w wampira Orloka, gwiazdora Piekła, zgarniającego tony splendoru w Infernecie (Tak, Piekło ma własną sieć). Jego życie wydaje się pasmem sukcesów i istną sielanką – w przerwach od spuszczania łomotu piekielnym monstrom ku uciesze widowni spędza czas ze swoją dziewczyną Vamelą i ukochanym nietoszopem. Wszystko wywraca się do góry nogami, gdy po pokonaniu Beboka wampir w niewyjaśniony sposób zostaje zesłany do polskiej wsi San De Vile, niegdyś ostoi chrześcijanizmu. Świadkami tego są mieszkańcy na czele z najważniejszą personą, proboszczem Torpedo. Torpedo, chcąc popisać się przed parafianami, dokonuje egzorcyzmu na Orloku, przez co ten traci swoje złe moce, czyli źródło infernetowej sławy i sukcesu. Chcąc odzyskać supermoce i wrócić z Vamelą do nietoszopa, wampir zostaje wciągnięty przez proboszcza w misję odbudowy lokalnego kościoła. Obecnie San De Vile boryka się z wysokim poziomem szatanizmu, a dresiarze odziani w czerwone, rogate kominiarki terroryzują niegdyś oddaną Panu Jezusowi okolicę. Nieliczni chrześcijaniści (nie chrześcijanie) razem z Torpedo liczą na Orloka, który może przywrócić polską wieś do czasów chrześcijanistycznej świetności, jak za czasów kardynała Kremuvy.

Jeżeli opisany wyżej prolog już wydaje się Wam nienormalny, to ostrzegam – to dopiero wierzchołek góry lodowej. Asmodev nie wyznaczył sobie praktycznie żadnych granic w czarnym humorze, absurdzie i wręcz nieskończenie czerpie z polskiej kultury memowej. „Kremuva” to tylko jedno z masy nawiązań do Jana Pawła II, a poza tym w trakcie rozgrywki natkniemy się na wiele innych, znanych w polskiej popkulturze cytatów i odniesień. Choć fabuła początkowo może wydawać się chaotyczna i stawiać jedynie na rycie bani odbiorcy, to wraz z jej postępem naprawdę wciąga i szybko pozwala graczowi utożsamić się z potrzebą odzyskania dawnej potęgi. Orlokowi na swojej drodze przyjdzie spotkać wiele barwnych postaci: oprócz proboszcza Torpedo będzie to również entuzjasta ezoteryki Nostramadus, bezwzględny dziennikarz Rolaf, czy uwodzicielska, chrześcijanistyczna czarodziejka Melissa. Podążając za swoim celem, ksiądz-wampir będzie przemierzał krajobraz San De Vile, wykonując rozmaite questy, zwalczając szatanistyczną zarazę, zbierając święte relikwie i środki finansowe dla renowacji kościoła.

Co w tej grze się „odjaniepawla”?

Nie jest proste zdefiniować tę grę gatunkowo. Mapę eksplorujemy z perspektywy pierwszej osoby, dzierżąc w obu dłoniach niebiańskie narzędzia oczyszczenia. Pozornie gameplay (zwłaszcza w trakcie walki) wygląda jak w kultowym Postalu2, ale pozory oczywiście mylą. Ciekawym rozwiązaniem jest traktowanie obu pięści Orloka jako osobnych „narzędzi mordu”. Atakujemy nimi niezależnie od siebie, jak również osobno do każdej z nich dobieramy broń. Liczba narzędzi może nie jest imponująca, za to każda z broni i rękawic ma swoje charakterystyczne właściwości i na różne sposoby przydaje się w walce (i nie tylko). Przykładowo: rękawica telekinezy pozwala nam manipulować elementami otoczenia, co sprawdzi się zarówno w atakowaniu szatanistów, jak i dostaniu się do trudno dostępnych lokacji.

Asmodevom trzeba przyznać, że zadbali o klimat, gdyż jest on wyczuwalny na każdym kroku. Przed oczami Orloka jawi się polska wieś rodem z PRL-u. Kupy złomu, zaniedbane domostwa, leżące w losowych miejscach sprzęty AGD, NPC-ty o „zaściankowym” podejściu do świata – to w San De Vile chleb powszedni. Do tego w momencie przybycia wampira okolicę w dużym stopniu terroryzują kierowani przez Diabolinę szataniści. Budynki i przystanki „ozdobione” są pentagramami i trzema szóstkami. Wiele domostw zamkniętych jest na klucz, gdyż w środku cierpią opętani przez demony mieszkańcy. To właśnie będzie poboczny cel Orloka: wymazać ze wsi szkodliwe piętno szatanizmu i przywrócić w San De Vile mocną wiarę w kościół. Tak, jak Pan Kremuva powiedział.

To, co najbardziej odróżnia gameplay Priest Simulator od Postala to znajdujące się w nim elementy RPG-owe. Wraz z postępami będziemy mogli umacniać naszego początkującego księdza w wierze, jak również jego ekwipunek. Kupowane u chytrego sklepikarza Bomby suplementy wzmocnią naszą siłę ataku, czy wytrzymałość. Zdobywany splendor (odpowiednik doświadczenia) uodporni Orloka na działanie złych mocy, co przełoży się na większą odporność podczas egzorcyzmów itd. Ksiądz-wampir może również kraftować i ulepszać swój arsenał broni w kościelnej piwnicy. Dokonamy tego z użyciem tajemniczego surowca – black metalu.

Kolejnym z obowiązków nowego kleryka będzie doprowadzenie popadającego w ruinę (dosłownie) kościoła San De Vile do czasów dawnej świetności. Zarobione PLN-y możemy przeznaczać na renowację poszczególnych elementów, a także na budowę zupełnie nowych. Niektóre ze struktur, jak np. konfesjonał, dodatkowo udostępnią graczowi mini gierkę. Oczywiście tutaj pieniądze też na drzewach nie rosną, a kwoty potrzebnych na remont kościoła funduszy mogą nieco wystraszyć. Jednak nie martwmy się, gdyż jak każdy szanujący się ksiądz wie, zebrane na tace drobne można nieskończenie pomnażać w lokalnym kasynie. Lub tracić. Mniejsza o to.

Gruzini przygrywają nam podczas krucjaty

Na wyróżnienie zasługuje świetny, pasujący do klimatu soundtrack autorstwa zespołu Gruzja. Przygotowany na potrzeby gry album Vulgator nastawi do boju ciężkimi, metalowymi riffami i zaskoczy elektronicznymi wstawkami. Tworząc wzmocnionego Krucafuksa w piwnicy z włączonym radiem, czułem się jak bohater kina akcji – przygotowujący się we własnym zaciszu do olbrzymiej batalii, jaka ma niedługo nastąpić. Gruzji w grze można również posłuchać podczas przejażdżek duchowo przywoływanym Maluchem. Wszak każdy kapłan potrafi samochód „wymodlić”.

Wrażenia

Mając świadomość, że grałem w tytuł jeszcze niekompletny, po przejściu z niecierpliwością czekam na pełną wersję Priest Simulator. To bez wątpienia gra, którą gracze albo pokochają, albo znienawidzą. Poczucie zamierzonej tandety, kiczu, szyderstwa i niepoprawnego politycznie humoru towarzyszy nam przez cały czas, a deweloperzy niewątpliwie pozostają totalnie bezkompromisowi w swojej wizji. Ja należę do połowy, która Priest Simulator pokochała i z ciekawością będę obserwował, jak rozwijać będzie się nieustanna walka Boga z Szatanem w spokojnej wsi San De Vile.

 

Exit mobile version