Cyclops, Magic i Magneto stają przeciwko SHIELD kierowanej przez Marię Hill. Od razu przyszło mi na myśl, że z tego można by zrobić dobry film albo serial. Zabrałem się do lektury i… cóż, zapraszam do recenzji.
Sekrety, demolka i… słabe zakończenia
Uncanny X-Men: kontra SHIELD należy podzielić na dwie historie. Pierwsza z nich dotyczy polowania agentów TARCZY na Scotta Summersa i pozostałych X-Menów należących do jego Tajnej Szkoły. U boku Cyclopsa stają więc m.in. Emma Frost, Magic czy Triage. Wszystko wskazuje na to, że SHIELD wysyła przeciwko domniemanym rewolucjonistom Santiele, mające ich zatrzymać, a nawet zlikwidować. Żeby było jeszcze ciekawiej swoje „trzy grosze” wtrąca Mystique, udająca jedną z agentek TARCZY. Z pomocą Summersowi przychodzą Magneto i Bestia. Kiedy bohaterowie spotykają się, okazuje się, że za wszystkim stoi ktoś zupełnie inny. I do tego momentu akcja jest niesamowita i trzymająca w napięciu. Mamy mnóstwo walk czy starć słownych i w napięciu czekamy na to, kto okaże się „tym złym”. Niestety zakończenie mnie rozczarowało. Nie będę go zdradzał, ale twórcy mogli postarać się o ciekawszy zwrot akcji.
Druga historia to dzieje odczytania testamentu Charlesa Xaviera, który trafił w ręce She-Hulk. Dowiadujemy się, że profesor X zrobił w swoim życiu coś, czego się wstydził, chociaż działał dla dobra świata. Poznajemy też historię Matthew Malloya i jego niezwykłych zdolności. Xavier zleca swoim X-Menom ostatnie zadanie. W tym celu skłóceni Cyclops i Bestia wraz z Wolverine’em muszą się zjednoczyć. Wykonanie zadania sprawi, że poznają dalszą część testamentu.
Wzloty i upadki
Jak już napisałem, komiks czyta się naprawdę dobrze. Jest w nim mnóstwo akcji, sporo humoru i możemy spotkać naszych ulubionych bohaterów. Tajemnice trzymają w napięciu. Na jaw wychodzi też sekret, który z pewnością mocno zaskakuje. Niestety, zarówno w pierwszej, jak i drugiej części jest kilka rozczarowujących elementów. Główny wróg X-Men i SHIELD czy grzech profesora Xaviera zawodzą oczekiwania czytelnika. Po świetnym wstępie przychodzi na myśl: „I już? Na to czekałem?”. Część drugą zamyka nieśmiertelne „ciąg dalszy nastąpi”, wiec jeszcze jest nadzieja na dobre zakończenie. A tak przy okazji, to film też nam z tego nie wyjdzie. Za dużo tu zawirowań i podróży w czasie.
Coś niewyraźnie pan wygląda
Grafika w Uncanny X-Men nie jest zła, ale nie nazwę też jej dobrą. Tam, gdzie mamy rozmowy bohaterów, większość obrazków wygląda przyzwoicie. Jednak w chwili rozpoczęcia akcji pojawia się chaos. Rysunki są niezbyt wyraźne, i choć wielkie roboty prezentują się świetnie, to cała reszta wokół nich wypada już zdecydowanie gorzej. Zwłaszcza bohaterowie. Musimy domyślać się na podstawie kolejnych ilustracji i tekstu, który z X-Menów czy agentów właśnie oberwał, a któremu udało się tego uniknąć.
Podsumowując: Uncanny X-Men: kontra SHIELD jest trudne do oceny. Wciąga, a jednocześnie rozczarowuje. Ma momenty świetne i totalnie nieudane. Grafika wygląda niekiedy pięknie, a niekiedy jakby ktoś nie dokończył rysunku albo go czymś zamazał.
Nasza ocena: 6,7/10
Liczę, że kolejna część jednak nie zawiedzie i historia pójdzie w dobrym kierunku. Oby tym razem zakończenie okazało się tak dobre, jak wstęp.
Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 7/10
Oprawa: 6/10