Site icon Ostatnia Tawerna

Szukając źródeł Mocy – o inspiracjach George’a Lucasa

Od premiery pierwszej odsłony Gwiezdnych wojen, Nowej nadziei, minęło już czterdzieści lat. Saga na zawsze pozostawiła swój ślad we współczesnej kulturze popularnej. Ciężko wręcz wyobrazić sobie kino, gdyby Gwiezdne wojny nigdy nie powstały. Za ten ogromny sukces odpowiedzialna jest przede wszystkim jedna osoba – George Lucas, który świadomie korzystał z dorobku wielu kultur, aby stworzyć dzieło ponadczasowe i opierające się na uniwersalnych wartościach. Spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, czym dokładnie inspirował się twórca podczas prac nad swoimi scenariuszami.

Wszystko zaczęło się od chęci, aby nakręcić film, przy którym widzowie po prostu dobrze by się bawili. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte były w Hollywood przepełnione przemocą, seksem i cynizmem, co bardzo drażniło Lucasa, wychowanego na komiksach i westernach. Jak dobrze wiemy, z czasem udało mu się zmienić paradygmat panujący w Fabryce Snów i stworzyć gatunek nazywany Kinem Nowej Przygody.

Gwiezdne wojny są sztandarowym wręcz przedstawicielem współczesnej kultury popularnej, której wszystkie utwory mają ze sobą wiele wspólnego. Ich strukturą narracyjną rządzą niezmienne reguły, stanowiące gwarancję masowego sukcesu. Dzięki temu filmy takie jak Nowa Nadzieja trafiały (i nadal trafiają) zarówno do typowych Andrzeja i Grażyny, jak i bardziej wyrafinowanego odbiorcy. Struktura takich opowieści składa się z serii opozycji, gdzie zestawiane są naprzeciwko siebie różne postacie, ideologie oraz wartości: Luke i Vader, Republika i Imperium, Anakin i Obi-Wan. Kluczowe fragmenty fabuły pozostają niezmienne, dzięki czemu odbiorca ciągle ma do czynienia z tym, co zdążył już poznać i polubić.

I co ty na to, George?

Dla przeciętnego odbiorcy Gwiezdne wojny są po prostu science fiction z elementami fantasy, zręcznie opowiedzianą historią, lekkostrawną przygodą. To świetna zabawa dla dużych i małych. Jednak sam sprawca całego zamieszania – George Lucas – nie ukrywa, że podczas tworzenia kosmicznej sagi, duży wpływ na niego miały dzieła jednego z najbardziej znanych i cenionych mitoznawców, Josepha Campbella. Pozycją kluczową stała się jego książka pod tytułem Bohater o tysiącu twarzy.

Celem George’a Lucasa przy tworzeniu pierwszej części Gwiezdnych wojen było przede wszystkim stworzenie historii w otoczce science fiction, która ukazywałaby widzom mitycznego bohatera z krwi i kości. W pewnym momencie reżyser stwierdził, że Amerykanie nie mają czegoś takiego jak współczesna mitologia i że ostatnimi opowieściami ukazującymi tamtejsze wartości były stare westerny. Po dogłębnej analizie bajek, folkloru oraz mitologii, twórca postanowił wypełnić w jakiś sposób zauważoną przez siebie lukę.

J. Campbell poddaje szczegółowej analizie wiele mitologii w odniesieniu do zagadnienia wyprawy bohaterskiej, tworząc swego rodzaju schemat, poprzez zestawienie w nim wspólnych cech opowieści mitologicznych, niezależnie od ich kulturowego pochodzenia. Campbell twierdzi, że mity bez względu na czas ich powstania czy położenie geograficzne rządzą się podobnymi zasadami i schematami. Georgowi Lucasowi zależało na stworzeniu dzieła uniwersalnego, zrozumiałego dla wszystkich, takiego, w którym każdy odnajdzie coś dla siebie, dlatego mocno trzymał się założeń opracowanych przez autora. To z całą pewnością walnie przyczyniło się do późniejszego niebywałego sukcesu filmu na całym świecie.


I am one with the Force

Ponad pół miliona mieszkańców Anglii, Nowej Zelandii, Kanady i Australii zadeklarowało w spisie państwowym, że są wyznawcami jediizmu albo przynależą do zakonu Jedi. Oczywiście znaczna część tych osób zrobiła to dla żartu oraz dla pokazania, jak wielu wiernych fanów zgromadziła saga Lucasa. Są też jednak tacy, którzy na grunt naszej rzeczywistości chcą przenieść wszystkie zasady, jakimi na co dzień kierowali się rycerze Jedi: korzystając z idei stoicyzmu i ascezy są oni świadkami i uczestnikami odwiecznej walki dobra ze złem. Wyznawcy Mocy nie wierzą w jednego Boga, nie ma też mowy o politeizmie oraz kulcie świętych, mamy tu do czynienia z ideą zbliżoną nieco do koncepcji bytu wspólnego, opracowaną w czasach średniowiecza przez filozofów arabskich.

Choć w świecie Gwiezdnych wojen nie istnieje pojęcie Boga, to nie jest on całkiem ateistyczny. Byt najwyższy w Galaktyce to Moc, objawiająca się przede wszystkim w działaniach rycerzy Jedi oraz ich przeciwników – Sithów. Fakt posiadania przez Moc ciemnej i jasnej strony może nam się kojarzyć z żydowskim Jahwe. Dobro i zło istnieją tutaj obok siebie; choć walczą ze sobą, mają swoje uprawnione miejsce w świecie, które wzajemnie akceptują.

Wybraniec nas zbawi

Motyw wybrańca (czy też odkupiciela) tak często pojawiający się we współczesnej kulturze popularnej bardzo silnie kojarzy się nam z religią chrześcijańską. Stosunkowo łatwo jest odnaleźć analogie między Jezusem a Lukiem Skywalkerem.

Rycerze Jedi od zarania dziejów walczyli z Sithami. Już samo użycie słowa „rycerz” oznacza, że traktować będziemy ich jako wojowników, którzy będą dążyć do konfrontacji i pokonania przeciwnika, natomiast Luke wybacza swojemu ojcu, pragnie jego przemiany, a nie zniszczenia. Choć podobne postawy znajdujemy w taoizmie i buddyzmie, to właśnie Jezus Chrystus głosił przede wszystkim nawrócenie zła i nakazywał nam miłować naszych nieprzyjaciół.

Wątki ewangeliczne znaleźć możemy także w „nowej trylogii”: Anakin Skywalker, wybraniec, który ma przywrócić równowagę w Galaktyce, narodził się na odludnej planecie bez ojca. Lucas daje nam do zrozumienia, że to sama Moc powołała go do istnienia. Związek z niepokalanym poczęciem jest tutaj bardzo wyraźny.

Luke pokonuje Vadera, jednak nie zadaje ostatecznego ciosu. Jego postawa jest bierna – zdaje sobie sprawę, iż to jedyna metoda, aby udowodnić, bycie prawdziwym Jedi. Zgodnie z naukami Jezusa młody, Skywalker nadstawia drugi policzek, łamiąc tym samym odwieczną regułę, jaką stosowali względem siebie wyznawcy Jasnej i Ciemnej Strony Mocy.

Chodź, opowiem ci bajeczkę

Każdy z filmów składających się na cykl (oprócz spin-offu Łotr 1) zaczyna się od słów „Dawno, dawno temu, w bardzo odległej galaktyce”. Jest to oczywiste nawiązanie do znanych wszystkim baśni zaczynających się w podobny sposób, tyle że z kosmicznymi górami i lasami. Czemu więc Lucas nie zdecydował się umieścić wydarzeń swojej sagi w uniwersum bardziej kojarzącym nam się ze światem średniowiecznym?

Wybór ten nie jest oczywiście przypadkowy. W połowie lat 70. dwudziestego wieku science fiction było już dojrzałym gatunkiem, którego początków upatruje się w 1926 roku. Wtedy to Hugo Gernsback rozpoczął wydawanie Amazing Stories, magazynu, dzięki któremu czytelnicy mogli kontaktować się ze sobą. Świat poznał już twórczość Izaaka Asimova, Rogera Zelaznego oraz Philipa K. Dicka, w telewizji zaś królowały seriale Star Trek oraz Dr Who. Można więc powiedzieć, że sci-fi było na topie, w dodatku miało liczne grono oddanych fanów.

Science fiction w natarciu

Nowa Nadzieja nie była pierwszym „głośnym” filmem science fiction. W momencie premiery miała już całkiem nieźle utarty szlak, można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że kino było w pewnym stopniu nasycone tego typu tematyką. Powstałe już w 1928 roku Metropolis w reżyserii Fritza Langa osiągnęło spory sukces, dziś uważa się je za jeden z pierwszych filmów gatunku. Następną wartą wspomnienia pozycją jest nakręcona w roku 1954 Inwazja porywaczy ciał oraz Ostatni brzeg mający premierę pięć lat później. Nie możemy zapomnieć o wkładzie Stanleya Kubricka, który stworzył kultowe dziś tytuły: Doktora Strangelove oraz Odyseję Kosmiczną 2001. Paradoksalnie przed wypełnionymi efektami specjalnymi Gwiezdnymi wojnami uważano kino science fiction za bardzo ambitne, gdyż przyciągało widzów nie fantastyczną oprawą, ale gęstą metaforyką i ciekawą tematyką.

Wiele elementów świata przedstawionego w Gwiezdnych wojnach kojarzy nam się ze znanymi z dzieciństwa opowiadaniami. Umieszczenie w pełnym nowoczesnych urządzeń i technologii uniwersum mieczy (laserowych, ale mimo wszystko mieczy) czy mistycznej Mocy (będącej tak naprawdę magią) samo przez się nasuwa wiele typów. Mamy też postać księżniczki Lei, która uosabia córkę króla, porwaną przez złego czarnoksiężnika, pragnącego przejąć władzę nad królestwem.

Wracając do korzeni

W dniu premiery Nowej Nadziei liczne było grono osób, które w latach 1930-1950 wychowywało się na serialach pełnych niebezpiecznych przygód, kosmicznych złoczyńców i amerykańskich herosów, dających światły przykład dobra i prawości. Nie ma wątpliwości co do tego, że Gwiezdne wojny (przede wszystkim zaś stara trylogia) stylistyką i treścią celowo nawiązują do tych popularnych w amerykańskim kręgu kulturowym dzieł. Tego typu pastisz miał wzbudzać w starszych widzach nostalgię i zaspokoić u odbiorców z tamtego pokolenia potrzebę powrotu do mitów młodości.

Lucas uznał westerny za współczesny mit i chciał Gwiezdnymi wojnami zająć w amerykańskiej kulturze miejsce zarezerwowane dotychczas właśnie dla historii rozgrywających się na Dzikim Zachodzie. Śmiało możemy więc uznać sceny w kantynie Mos Eisley jako mrugnięcie okiem skierowane w stronę klasycznych scen barowych, których wiele mogliśmy oglądać właśnie w westernach. Za przykład niech posłuży nam saloon Rick’s Cafe Americain z nieśmiertelnego filmu Casablanca. Jak w każdym takim miejscu, krzyżują się tutaj drogi uciekinierów, przemytników, wyrzutków i wielu innych typów spod ciemnej – nomen omen – gwiazdy. Zresztą łowca nagród Jango Fett, jedna z ważniejszych postaci drugoplanowych występujących w sadze Lucasa, zawdzięcza swoje miano bohaterowi włoskich westernów – Django (współczesnym kojarzyć się będzie także z jednym z filmów Quentina Tarantino; obaj twórcy składają hołd tej samej postaci).

Szturmowiec jak samuraj?

Na ostateczny kształt Gwiezdnych wojen wpływ miało wiele dzieł filmowych. Lucas zafascynowany twórczością Akiry Kurosawy przeniósł na kosmiczny grunt pewne rozwiązania fabularne i formalne u niego stosowane. Ale do tego, jak „wyglądają” Gwiezdne wojny, walnie przyczynił się jeden z najbardziej kultowych filmów science fiction w historii. Mowa o wspomnianym już, nakręconym w 1968 roku, filmie Stanleya Kubricka 2001: Odyseja kosmiczna, którego scenografia zainspirowała twórców Gwiezdnych wojen do pokazania w swoim dziele wielu przedmiotów.


Odnaleźć możemy także parę analogii między oryginalną trylogią Gwiezdnych wojen i najsłynniejszym dziełem J.R.R. Tolkiena – Władcą Pierścieni. W obu historiach o losach całego świata decydują wybory poszczególnych jednostek, zaś główni bohaterowie reprezentują wszystkie spotykane w danym uniwersum rasy/cywilizacje. I tak w skład Drużyny Pierścienia wchodzili: ludzie, krasnolud, elf, niziołki oraz czarodziej, natomiast fabuły Nowej Nadziei, Imperium Kontratakuje i Powrotu Jedi skupiają się na wyczynach Luke’a, Lei, przemytnika Hana Solo i jego „zwierzęcego” towarzysza Chewbacki, władającego tajemniczą mocą Obi-Wana Kenobiego oraz dwóch robotów. Podobnie jak Gandalf Szary wraca z zaświatów, aby pomagać Drużynie do samego końca, tak Mistrz Kenobi po przegranym pojedynku z Vaderem towarzyszy młodemu Skywalkerowi w dalszych przygodach.

Guilty pleasure

Oczywiście owo liczne odnoszenie się przez Lucasa do tego, co dobrze znamy, ma swoje świetne uzasadnienie i nie jest nim tylko zwyczajne oddanie hołdu czy też pokłonu innym dziełom. Umberto Eco napisał na temat powieści popularnej, że z reguły posługuje się ona sprawdzonymi rozwiązaniami, aby dostarczyć odbiorcy satysfakcji z rzeczy, które ten już zna. Odczuwamy więc przyjemność (regresywną) z powrotu czegoś, czego oczekujemy. Kino popularne, z Gwiezdnymi wojnami na czele, idealnie wpisuje się w omówiony wyżej trend, a perfekcjonizm Lucasa w tej kwestii sprawia, iż wynik jego pracy stanowi arcydzieło gatunku.

Skrzyżuj ze mną swoje ostrze, rycerzyku

Nie możemy jednak zapominać, że z perspektywy całej gwiezdnej sagi to ojciec Luke’a – Anakin – jest jej głównym bohaterem. Podobnie jak jego syn przebywa drogę „od zera do bohatera”, jednak tylko po to, abyśmy mogli być świadkami jego upadku (zakończonego częściowym odkupieniem). W „nowej trylogii Lucasa” to Anakin i Obi-Wan Kenobi stanowią symbol światła i prawości. Są prawdziwymi bohaterami i najbardziej znanymi rycerzami w całej Galaktyce. Pierwszy rzut oka na Jedi – ich sposób życia, filozofię i wygląd – automatycznie budzi skojarzenia ze średniowiecznymi zakonnikami w habitach. Postrzegamy ich również jako wojowników i obrońców Republiki. Etos rycerzy Jedi przypomina trochę etos samurajów. Stają oni w obronie uciśnionych i walczą ze swoimi słabościami i emocjami – przede wszystkim z pychą.

Dla większości przedstawicieli elitarnego rycerskiego fachu jednym z najważniejszych atrybutów był miecz. Roland wymachiwał Durendalem, zaś dumą króla Artura był Excalibur (w literaturze fantastycznej nadawanie nazw swojej broni jest bardzo ważne dla wielu postaci, Narsil/Anduril Aragorna z Władcy Pierścieni świadczy o jego królewskich aspiracjach). Aby zostać pełnoprawnym Jedi, każdy uczeń musiał wykonać swój własny miecz świetlny – prawdziwy znak rozpoznawczy osoby posługującej się Mocą.

W przypadku Luke’a było nieco inaczej, gdyż to Obi Wan przekazuje mu oręż, którym kiedyś walczył Anakin, jego ojciec. Podkreśla to jego pochodzenie, mające w etosie rycerskim również niebagatelne znaczenie. Tak samo zresztą jak dla wszystkich Jedi, Mocą potrafią posługiwać się tylko osoby, posiadające we krwi midichloriany (określić w ten sposób możemy żyjące w ludziach istoty, przez które Moc objawia swoją wolę).

May the Force be with you

Prawie wszystko, czego dowiadujemy się o Jedi ze „starej trylogii”, pada z ust Obi-Wana Kenobiego. Określa on udział zakonu w Wojnach Klonów jako „krucjatę idealistów”. To kluczowe stwierdzenie, na bazie którego jesteśmy w stanie zinterpretować całą ideologię Jedi oraz odnieść ją do wydarzeń historycznych czy religii. Już samo pojawienie się koncepcji krucjaty wprowadza diametralną zmianę w postrzeganiu rycerzy i ich etosu. Odtąd ich nadrzędnym celem stała się wierność konkretnej idei – a nie władcy.

Tak samo jest z Jedi, określanych przez Obi-Wana mianem strażników pokoju i obrońców Republiki, której samo istnienie determinowało wszystkie ich działania. Dla średniowiecznego rycerstwa krucjaty oznaczały powiązanie z chrześcijaństwem, co z kolei sprzyjało powstawaniu zakonów rycerskich – takich jak Templariusze, Joannici czy też dobrze znani Polakom Krzyżacy. Członkowie tego ostatniego, czyli Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, podobnie jak rycerze Jedi,składali śluby czystości, gdyż ich celem było dbanie o innych. Nie mogli zatem posiadać więzów, które odciągałyby ich od obowiązków.

W tym kontekście nie możemy stwierdzić, że Luke Skywalker jest typowym przedstawicielem etosu rycerskiego, choćby dlatego, że przerywa on szkolenie, aby ratować przyjaciół. Również Anakin wypisał się z tej listy – nie dochowując celibatu i biorąc Padme za żonę. Chcąc uratować jej życie, zdradza nie tylko zasady Jedi, ale i Republikę. Dla obu bohaterów kosmicznej sagi więzy z innymi są więc bardzo ważne, wręcz kluczowe.

Anakin i rycerze Okrągłego Stołu?

Luke w pojedynku z Vaderem staje przed trudnym wyborem między relacjami rodzinnymi a służbą społeczeństwu. Podobnie jak Galahad pokonał splamionego Lancelota, tak młody Skywalker musi zmierzyć się z ojcem, aby udowodnić swoją wartość strażnika ideałów. Z jednej strony odrzuca myśl o zabiciu Darth Vadera, z drugiej zaś wie, że obowiązek musi postawić na pierwszym miejscu (podobny dylemat miała Antygona, która wybrała więzy krwi). Tak jak Brutus w dramacie Szekspira, Luke kieruje się dobrem Republiki.

Podejmując rękawicę rzuconą przez Ciemną Stronę Mocy (a raczej jej przedstawicieli w postaci Imperatora i Lorda Vadera), syn Anakina staje się pełnoprawnym rycerzem Jedi (w Powrocie Jedi mówi o tym Yoda w chwili śmierci oraz Vader tuż przed ostatecznym pojedynkiem).

A skąd się wzięli złole?

Żaden z filmowych epizodów nie zagłębia się zbytnio w filozofię Sithów, czyli największych wrogów Jedi. Z niejednoznacznej wypowiedzi Mistrza Yody wywnioskować możemy, że w danym momencie istnieć może tylko dwóch „reprezentantów” Ciemnej Strony Mocy: mistrz i uczeń. Znacznie więcej dowiedzieć się możemy przede wszystkim z książek, które przedstawiają dokładną genezę powstania Zasady Dwóch.

W Trylogii Bane’a przekonujemy się, że początkowo zakon Sith funkcjonował na podobnych zasadach, co świątynia Jedi, jednak wewnętrzne walki o władzę narażały go na ataki z zewnątrz. Potężny Bane wybiera najzdolniejszego ucznia, zostaje jego mistrzem i zabija pozostałych adeptów Ciemnej Strony Mocy. Wydawać by się mogło, że w porównaniu z potęgą całej świątyni Jedi, dwóch Sithów to niewiele. Takie myślenie doprowadziło jednak do upadku Republiki i przejęcia władzy przez Palpatina – Sidiousa i Anakina – Vadera.

Bądź zły!

Adept, który chce zostać prawdziwym Sithem pobiera treningi tak długo, aż będzie w stanie zabić dotychczasowego mistrza i tym samym zająć jego miejsce. Oznacza to, że mistrz musi swoje nauki dawkować bardzo ostrożnie, aby pojętny uczeń zbyt szybko nie zdołał obalić jego potęgi. Od momentu przejęcia władzy lider zakonu Sithów żyje w ciągłym zagrożeniu i ze świadomością, że w każdej chwili może spaść nań ostateczny cios.

Trudno jest szukać inspiracji (czy choćby analogii) dla wytłumaczenia reguł rządzących zakonem Sithów. Zasada Dwóch wydaje nam się nieludzka i prymitywna, jednak niemalże identyczny tryb „przejęcia urzędu” opisuje James George Frazer w swoim bodaj najbardziej znanym dziele pt. Złota Gałąź. Król Kapłan gdzieś w lasach otaczających jezioro Nemi stał na straży świętego zagajnika, będącego sanktuarium Diany Leśnej. Aby objąć to “stanowisko” konieczne było zamordowanie osoby aktualnie będącej „Królem Lasu”. Każdy kapłan sprawował więc swój urząd dokładnie w tych samych ramach czasowych co Lord Sith – od momentu zabicia poprzednika do chwili śmierci z ręki silniejszego i sprytniejszego następcy. Zarówno Mistrz Sith, jak i strażnik świętego zagajnika Diany Leśnej za każdą chwilę nieuwagi i słabości mógł zapłacić najwyższą, ostateczną cenę.

Zasadę dwóch, na której opiera się cały Zakon Sithów, można odnieść do teorii Rudolfa Steinera, ukazującego nam zło objawiające się w dwóch osobach – silniejszym Szatanie (Arymanie) oraz słabszym od niego diable (Lucyferze). Działają oni przeciwko wspólnemu wrogowi, jakim jest Jezus Chrystus. Tak samo Lord Sith i jego uczeń walczą z Jedi (czyli Imperator wraz z Darth Vaderem mierzą się z Lukiem Skywalkerem). Podobny schemat widzimy we Władcy Pierścieni J.R.R Tolkiena, gdzie rolę Arymana pełni Sauron, a Lucyferem jest podległy mu Saruman.


Powstań Lordzie Vaderze

Ciemna Strona powstała w zamyśle George’a Lucasa jako zobrazowanie problemu zła drzemiącego w każdym człowieku. Mogła ujawnić się w najmniej spodziewanym momencie i doprowadzić do kolosalnych zniszczeń. Oglądając Gwiezdne wojny, nie mamy wątpliwości, że każdy Sith jest uosobieniem wszelkiego zła. Zależy mu tylko na zdobyciu władzy, niezależnie od poniesionych po drodze kosztów. Pamiętajmy jednak, że Anakin/Darth Vader – Mroczny Lord, którego poznajemy najlepiej, przeszedł na Ciemną Stronę Mocy ze szlachetnych pobudek, co czyni go najbardziej niejednoznaczną i jednocześnie najciekawszą postać w świecie wykreowanym przez Lucasa.

Darth Vader także ostatecznie zabija swojego mistrza, jednak czyni to nie w celu przejęcia mrocznego tronu, ale obalenia go i uratowania syna (nie ma to zresztą aż takiego znaczenia, gdyż przypłaca swój wyczyn życiem). Swym ostatnim czynem wraca na łono Jasnej Strony Mocy i unicestwia zakon Sithów. Być może tak samo powinien był uczynić Król Lasu, aby przerwać wyniszczający łańcuch zabójstw?

„Hemoglobina dwutlenek węgla taka sytuacja”

Uniwersum przedstawione w Gwiezdnych wojnach wykreowane zostało w umyśle jednego człowieka. Jest to świat z jednej strony zupełnie inny niż ten nasz „ziemski”, z drugiej jednak każda jego interpretacja będzie stanowiła choćby częściowo odbicie rzeczywistości. Gdyby nie istniał ten nasz realny, na pewno nie powstałoby też uniwersum Gwiezdnych wojen.

Trzecia planeta od Słońca nie pojawia się w żadnej części sagi, jednak wiele miejsc, stworzeń i nazw stanowi inspirację dla tego, co możemy oglądać na ekranie. Tatooine – pustynna planeta stanowiąca odludzie Galaktyki, skąd pochodzili Luke i Anakin Skywalkerowie – wzięła swoją nazwę od miasta Tatawin (Tataouine), znanego z ufortyfikowanych spichlerzy, które znaleźć możemy na pustynno-skalistych terenach Tunezji. W Gwiezdnych wojnach Seul to nie miasto, a imię jednej z postaci. Znajdziemy tutaj też Gizę, Nubię, Everest, Jerbę i Halifax.

Oprócz nazewnictwa, w wykreowanym przez siebie uniwersum Lucas chętnie stosował style, przedmioty czy architekturę, które znamy ze świata rzeczywistego. Świątynia Jedi przypomina swoim wyglądem piramidy zbudowane przez Majów na terenie dzisiejszego Meksyku. Liczne ornamenty przyrównywać możemy do minaretów w Stambule – a więc znalazło się i miejsce dla kultury arabskiej. Miasto w Chmurach na planecie Bespin, które oglądać możemy w całej okazałości w Imperium kontratakuje, zostało zainspirowane budynkiem Chemosphere House zaprojektowanym przez Johna Lautnera. Stolica Republiki, czyli Coruscant – planeta miasto, nie była wymysłem George’a Lucasa. O miastach pokrywających całe planety mówili już dziewiętnastowieczni mistycy, zaś w latach 60. XX wieku w architekturze i futurologii zaistniał termin ekumenopolis, który zakładał, że tereny miejskie w końcu rozrosną się do tego stopnia, iż staną się jednym wielkim miastem zajmującym całą kulę ziemską.

Gwiezdne wojny – historia prawdziwa?

Historia przejęcia władzy i przekształcenia Republiki w Galaktyczne Imperium przez Kanclerza Palpatine’a jako żywo przypomina nam przypadki Juliusza Cezara, Napoleona Bonaparte czy Adolfa Hitlera, którzy zamienili swoje państwa w tyranie. To porównanie możemy zarysować szczególnie wyraźnie, konfrontując Imperium Dartha Sidiousa z faszystowskimi Niemcami.

Fascynacja nowymi technologiami, niechęć do obcych (innych ras lub nacji), stawianie na zbrojenia, rządy strachu sprawowane za pomocą wiernych siepaczy (Imperator miał do dyspozycji Vadera wraz z 501. Legionem, Hitler mógł terroryzować ludzi przy pomocy Waffen SS) – to cechy, którymi charakteryzowały się obie dyktatury. Nawet hełmy imperialnych szturmowców przypominają kształtem te stosowane przez wojska III Rzeszy, a tworzone przez nich równe szyki od razu nasuwają nam obrazy salutujących przed Hitlerem wojsk.

Strój Vadera wymyślił i zaprojektował rysownik Ralph McQuarrie – oprócz analogii do strojów Wehrmachtu wielką inspirację stanowiły tutaj samurajskie hełmy i płaszcze. Bez wątpienia zakuty w czerń Lord Sith jest najbardziej charakterystyczną postacią Gwiezdnej Sagi, co znalazło odbicie w innych filmach, sztuce i modzie.

A więc wojna!

Znalezienie analogii między historią Ameryki a wydarzeniami przedstawionymi w Gwiezdnych wojnach także nie powinno sprawić nam wielu problemów. Demokracja jest dla obywateli USA dobrem najwyższym, skarbem, który udało się wygrać w walce z – nomen omen – Imperium (Brytyjskim). W świecie Gwiezdnych wojen to prastara Republika zostaje obalona przez dyktatora, z którym później walczą rebelianci.

Zwykli farmerzy, tacy jak Luke Skywalker, porzucali swoje zajęcia, aby stanąć do bitwy o wolność swoją i innych. Dokładnie w taki sam sposób widziano w przeszłości Jerzego Waszyngtona, porównywanego do Cyncynatusa. Ów rzymski bohater wojny z Ekwami i Sabinami udał się na służbę Republice, a po spełnieniu swojej misji zwyczajnie oddał władzę i wrócił do pracy na roli we własnym gospodarstwie. Luke po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci także nie zabiega o wpływy – zadowala się samym faktem, że udało mu się wpłynąć na los wydarzeń. Nie wykorzystuje też swojego statusu bohatera Rebelii.

Lekarstwo na trudne czasy

Okres powstawania pierwszej części Gwiezdnych wojen przypadał na lata 70. XX wieku. Były one burzliwym okresem w historii Stanów Zjednoczonych. W polityce wewnętrznej szerokim echem odbiła się afera Watergate (która, ukazując nieuczciwość władzy, zmusiła prezydenta Richarda Nixona do złożenia urzędu) oraz kryzys paliwowy spowodowany wojną izraelsko-arabską. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja USA z perspektywy międzynarodowej – liczne kontrowersje wzbudzała wojna w Wietnamie, zakończona porażką „amerykańskich chłopców”.

Te wszystkie czynniki, wraz z pogłębianiem się zimnowojennych podziałów, objawiały się brakiem zaufania do władzy i ogólnym niepokojem społeczeństwa. Kolejni prezydenci USA: Jimmy Carter i Ronald Reagan zaostrzali raczej konflikt z ZSRR, prowadząc wyścig zbrojeń oraz wspierając mudżahedinów walczących z inwazją rosyjską na Afganistan, pokazując, że walka z komunizmem stanowi dla nich kwestię priorytetową.

W niezbyt optymistycznej rzeczywistości lat 70. oraz Galaktyki rządzonej przez Sithów pojawia się jednak promyczek światła. Wpisany w okrąg „gwiezdny ptak” z czerwonymi skrzydłami stanowi znak rozpoznawczy Rebelii, czyli wszystkich, którzy podjęli się walki z Imperium. Logo to możemy interpretować jako feniksa jego metaforyczne znaczenie jest oczywiste – Republika podniesie się z popiołów, pozostałych po Imperium, a Galaktyka znowu będzie cieszyć się wolnością.

Zimne wojny

Najbardziej jasnym nawiązaniem do rzeczywistości współczesnej z punktu widzenia starej trylogii jest porównanie świata przedstawionego Gwiezdnych wojen do okresu Zimnej Wojny. Dokładnie tak jak w czasach tego globalnego konfliktu społeczeństwa dzielą się na stojących po jednej albo drugiej stronie barykady. Nie mamy tutaj raczej stref szarości – „my” jesteśmy tymi dobrymi, natomiast „oni” są imperium zła. Na czele Imperium Galaktycznego oraz ZSRR stoi dyktator sprawujący władzę absolutną, posiadający ogromną armię i prowadzący ciągłe zbrojenia.

Jeśli chodzi o wydarzenia i bohaterów ukazanych w nowej trylogii, to zanika nam już klarowny podział świata na dwie walczące ze sobą frakcje. Dokładnie tak jak burzliwe były ostatnie lata XX wieku oraz początek nowego millenium, tak skomplikowane są dzieje przedstawione w Epizodach I-III.

Mroczne widma

Wydarzenia przedstawione w części pierwszej – Mrocznym Widmie – pokazują nam blokadę pokojowej planety Naboo przez Federację Handlową. Galaktyczny Senat uwikłany w proceduralne problemy nie jest w stanie uczynić nic, nawet w momencie, gdy prywatna armia robotów Federacji dokonuje inwazji na pokojowo nastawiony lud Naboo. Ileż to razy we współczesnej historii mieliśmy wrażenie, że na nic zdają się traktaty, porozumienia, instytucje czy też demokratyczne struktury mające w zamyśle zapewnić pomoc i opiekę słabszym członkom społeczeństwa?

Nagle okazuje się, że słaba władza centralna godzi się na liczne ustępstwa i poświęca niepodległość oraz integralność Naboo dla zachowania pozorów pokoju i porządku. Czyż podobnie nie zachowały się państwa europejskie wobec Polski we wrześniu 1939 roku? Albo później – kiedy Związek Radziecki dokonał podziału kontynentu żelazną kurtyną? Wiele daje nam do myślenia sytuacja Czeczenii albo Gruzji, a teraz także wydarzenia na Ukrainie (czyżby Federacja Handlowa miała swoje odzwierciedlenie w Federacji Rosyjskiej?). Świat Gwiezdnych wojen miesza się i przenika z otaczającą nas rzeczywistością, czasami nawet jeśli nie było to intencją twórców kosmicznej opery.

Podobnie jak to było w przypadku starej trylogii, dość łatwo znaleźć możemy w Epizodach I-III liczne analogie pomiędzy wydarzeniami pokazanymi na ekranie a tym, co działo się w amerykańskiej polityce. Mroczne Widmo realizowane było za kadencji Billa Clintona, natomiast Atak Klonów i Zemstę Sithów nakręcono, gdy prezydentem USA był George W. Bush.


Tak ginie wolność

Wydarzenia z 11 września 2001 roku wstrząsnęły całym światem, a odpowiedź Ameryki na te zamachy terrorystyczne znajduje swoje echa w drugiej trylogii Gwiezdnych wojen. Kilka tygodni po ataku na WTC w Kongresie USA padają słowa: „Albo jesteście z nami, albo z terrorystami” – takiego samego rozumowania używa Anakin przed pojedynkiem z Obi-Wanem w Epizodzie III („Jeśli nie jesteś ze mną, to jesteś moim wrogiem”).

Imperator daje swojemu uczniowi wolną rękę w „zaprowadzaniu porządku” na terenie Imperium, podobnie jak prezydent Bush nadał uprawnienia do arbitralnego użycia władzy, m.in. przez FBI (Patriot Act). Lucasowi bardzo zależało, aby w swoich filmach wyraźnie ukazać, że to nie Imperium pokonało Republikę, ale Republika przekształciła się Imperium. Stało się to poprzez oddawanie swoich przywilejów w imię bezpieczeństwa – próba obrony demokratycznego porządku staje się jednocześnie jego największym zagrożeniem.

Na prezydenta George’a W. Busha spadła kolosalna krytyka w związku z ciągle wydłużającą się wojną w Iraku. Twierdzono też, że konflikt ten był w ogóle niepotrzebny, gdyż ostatecznie nie udokumentowano, aby Saddam Husajn miał w swoim posiadaniu broń masowego rażenia. Bushowi zarzucano chęć przejęcia kontroli nad iracką ropą, a nie wprowadzenie demokracji i stabilizacji w regionie. Podobnie zaprezentowano nam sytuację Senatora Palpatine’a, który stojąc – tak naprawdę – po obu stronach barykady wywołał Wojnę Klonów dla realizacji własnych celów. Podobnie jak konflikt w Zatoce Perskiej – wojna w świecie Gwiezdnych wojen nie była już tak jednoznacznie pozytywnie oceniana i budziła wiele kontrowersji.

Tego uczy nas historia

Wiele wydarzeń znanych z historii zostało zinterpretowanych w filmie: Bitwa o Endor jako analogia do wojny w Wietnamie, w której potężne technokratyczne Imperium zostaje pokonane przez znacznie mniej liczną i gorzej przygotowaną technologicznie mniejszość; zniszczenie Gwiazdy Śmierci jako nawiązanie do Operacji Chastise z czasów II wojny światowej. Najważniejsi członkowie zakonu Jedi istotne decyzje podejmują, siedząc w okręgu, co miało dać im poczucie równości i jednakowe szanse na wypowiedzenie swojego zdania – niczym w przypadku rycerzy Okrągłego Stołu.

Różnice między “starą” trylogią i prequelami widzimy gołym okiem, ale nie ograniczają się one tylko do warstwy audiowizualnej filmu. George Lucas w dziele swojego życia zawarł komentarz do otaczającej go rzeczywistości, a ćwierć wieku między powstaniem kolejnych epizodów był wystarczająco długim czasem, aby w Gwiezdnych wojnach zmieniło się niemal wszystko. Cała struktura filmów, ich przesłanie oraz poruszane tematy, a także (co bardzo ważne) stopień skomplikowania fabuły uległy kompletnemu odwróceniu w drugiej trylogii.

Nieskomplikowana przygoda walecznych rebeliantów ze złym Imperium zamieniła się w historię dramatu jednostki uwikłanej w walki o władzę (z upadkiem systemu politycznego w tle). Zatarła się granica między tym, co dobre i złe – nawet pozytywni bohaterowie o najlepszych intencjach często są prowodyrami tragedii na kosmiczną (dosłownie) skalę. Obserwując wydarzenia ze świata na przełomie tysiąclecia oraz w dniu dzisiejszym, nabieramy pewnego zrozumienia motywacji, która kierowała Lucasem do ukazania nam właśnie takiej wizji świata w „nowych” Gwiezdnych wojnach.

Exit mobile version