Site icon Ostatnia Tawerna

Syreni śpiew i… tłok? – recenzja pierwszego sezonu serialu „Syrena”

Wyobraź sobie spokojne, nadmorskie miasteczko w Stanach Zjednoczonych. Jego mieszkańcy są w większym lub mniejszym stopniu związani z rybołówstwem, co jest naturalne dla przybrzeżnych terenów. Jednak nie samymi połowami człowiek żyje. Z pokolenia na pokolenie przekazywana jest legenda o założycielu miasta, który zakochał się w syrenie. Ten mityczny morski ssak został nawet symbolem Bristol Cove! Gdy pewnej nocy w rybacką sieć zaplątuje się niezidentyfikowane stworzenie okazuje się, że w każdej opowieści tkwi ziarenko prawdy.

Jeśli chcesz nauczyć się chodzić, musisz się przewrócić!

Serial pokazuje, że życie rybaków jest pełne trudu i znoju. Trzeba wypływać w morze jeszcze przed wschodem słońca, dostosować się do różnych regulacji i zasad BHP, codziennie zmagać się z żywiołem, jakim jest akwen wodny… Jakby tych wszystkich problemów było mało, pewnej nocy w sieć zaplątuje się niezidentyfikowane, bardzo szybko poruszające się stworzenie. Ze względu na jego rozmiary rybacy zakładają, że to rekin. Gdy istota rani jednego z załogantów, kapitan wzywa straż przybrzeżną. Jakież było zdziwienie rybaków, gdy śmigłowcem przyleciała nie pomoc medyczna, a wojsko.

Jak się już z pewnością domyślacie, w sieć zaplątało się nic innego, jak syrena. Żołnierze przetransportowali ją (wraz z rannym rybakiem) do zamkniętego ośrodka, gdzie lekarze różnych specjalizacji (aczkolwiek głównie biolodzy) mogli przeprowadzić na niej szereg badań.

Następnego dnia z wody wyłania się piękna dziewczyna. Jej nieporadne kroki do złudzenia przypominają uczące się chodzić dzieci. Protagonistka podejmuje próbę odnalezienia krewnej, co okazuje się niezwykle trudnym zadaniem, głównie ze względu na szok kulturowy, którego doznaje. Jednak dzięki wysokiej inteligencji szybko uczy się podstawowych zasad komunikacji interpersonalnej, co pozwala jej nawiązać bliższą relację z pracownikami z centrum morskiego (tylko mi się kojarzy w tym momencie australijski serial Dziewczyna z oceanu?).

Tajemnice i sekrety, a troje to już tłok!

Syrena to produkcja wielowątkowa. Niestety, scenarzyści chcieli pokazać w pierwszym sezonie zbyt dużo, przez co większość pomysłów została potraktowana po macoszemu (a wątek główny uległ zatarciu). Charakterystyczna budowa odcinków przypomina raczej seriale, w których każdy epizod opowiada odrębną historię, co w przypadku Syreny ponad wszelką wątpliwość nie było zamierzonym zabiegiem.

Uważam, że scenarzyści w pierwszym sezonie powinni skupić się przede wszystkim na poszukiwaniach prowadzonych przez Ryn (czyli tytułowej syreny) i jej przyjaźni z Benem oraz Maddie (pracownikami centrum morskiego). Wprowadzenie drugoplanowych bohaterów, którzy mieli bardzo istotny wpływ na fabułę, było zbędne. Tego typu rozwiązania powinno się stosować w dalszych odsłonach produkcji, kiedy widz znuży się już podstawowym wątkiem. Poza tym w serialu trzech głównych bohaterów to już tłok. Zdecydowanie nie potrzeba im całego naręcza postaci drugo i dalszoplanowych! Przecież twórcy nie chcą nas przyprawić o wykrztuśne zapalenie płuc, kiedy to wszystko będzie się nam już ulewało, prawda?

Podsumowanie

Z czystym sumieniem serial umieszczam na liście guilty pleasures. Mimo wielu niedociągnięć, chaotycznego scenariusza i bardzo nierównego poziomu aktorstwa wyczekiwałam z niecierpliwością kolejnych odcinków. Finał sezonu pozostawił po sobie więcej pytań, niż dostarczył odpowiedzi. Dlatego cieszę się, że oficjalnie zapowiedziano kontynuację Syreny. Mam nadzieję, że scenarzyści skupią się na kontaktach Ryn, Bena i Maddie, w końcu odstawią na bok Helenę, a w szczególności Xandera.

Nasza ocena: 7,5/10

Jeśli szukacie lekkiego serialu na wolny wieczór, a nie macie ochoty na ambitną produkcję, powinniście dać szansę Syrenie.

FABUŁA: 6/10
BOHATEROWIE: 6/10
OPRAWA WIZUALNA: 8/10
OPRAWA DŹWIĘKOWA: 10/10
Exit mobile version