Site icon Ostatnia Tawerna

„Stardew Valley” – recenzja

„Cóż za dziwna gra?” To była moja pierwsza myśl, kiedy zetknąłem się z tą produkcją. Dziwny miszmasz, jaki serwuje nam ów tytuł, mogłoby się wydawać, że chciano połączyć The Simss z Dark Souls i grafiką Minecrafta. Taka mieszanka, nie może być dobra, prawda? A jednak! Stardew Valley udowadnia, że nieszablonowość, wychodzenie poza standardy i kanony gier wideo popłaca. Jeśli do tej pory nie mieliście okazji poznać tej produkcji, lub nie byliście do niej przekonani, zapraszam do przeczytania poniższej recenzji.

Czego można spodziewać się po grze, nad którą pracowała (i pracuje) jedna osoba? Do tego wygląda, jak wygląda, a przypominam, że nastały czasy wirtualnej rzeczywistości, oraz standardów na poziomie 4K. Taka gra, teoretycznie nie ma prawa osiągnąć jakiegoś większego sukcesu. Prawda? Nic bardziej mylnego. Lecz wszystko po kolei.

Stardew Valley, ukazało się światu 26 lutego 2016 roku, wydano ją na platformę PC z systemem Windows. Jest to pół sandboksowa gra cRPG, w której wcielamy się w bohatera (bądź bohaterkę), nieco zmęczonego codzienną rutyną, pracą w wielkiej korporacji, piciem hektolitrów kawy, a także zarabianiem „kupy” kasy, oraz codziennych imprez, taaa, prawdziwa katorga. Zamiast tego wskakujemy w buty, a raczej gumiaki rolnika, chwytamy za siekierkę, kilof i motykę i dawaj na pole.

Wszystko się zaczyna, kiedy nasz protagonista przypomina sobie o liście od swojego dziadka. Miał go otworzyć, gdy będzie chciał, czy może lepiej powiedzieć, potrzebował zmiany w swoim życiu. Z treści w nim zapisanej, dowiadujemy się, iż jesteśmy spadkobiercami farmy, która to należała do naszego dziadka. Tak, więc nasz przyszły rolnik, wskakuje w pierwszy lepszy autobus i zmierza prosto do miasta Pelikan, bo to właśnie tam rozpocznie się cała akcja. I tak trafiamy w dzikie ostępy nieznanego  przeciętnemu mieszczuchowi świata, z dala od miejskiej aglomeracji, będąc otoczonym dookoła przez dzikie i krwiożercze bestie, no wiecie ptaki, króliki, wiewiórki, oraz dżunglę nieznanych nikomu roślin (sosny, dęby, różne inne drzewa, krzaki i trawy). Jakby tego było mało, tubylcy są niebezpieczni i nieprzewidywalni (w końcu, co może robić rybak, bądź barman, czy sklepikarz). Reasumując, wszędzie dookoła nas, znajdują się dzikie i nieprzyjazne ostępy, i co gorsze, jesteśmy narażeni, o zgrozo, na kontakt z naturą. Straszne!

Na miejscu wita nas wódz tutejszych (burmistrz), tłumacząc nam parę rzeczy. Dowiadujemy się między innymi, iż od lat znał naszego dziadka, a także się z nim przyjaźnił. W każdym razie wyjaśnia nam co nieco a także prowadzi na naszą posiadłość. Cóż, przynajmniej do czegoś, co może niegdyś, w zamierzchłych czasach, śmiało się tak zwać, bo teraz to najzwyklejsza ruina.

Reasumując dotychczasowe wydarzenia, odziedziczyliśmy starą ruderę, którą nawet duchy boją się nawiedzać, wielkie zarośnięte i zaniedbane pole ziemi, ponoć właśnie to coś, jest naszą farmą, a do tego w gratisie, całe miesiące ciężkiej pracy. Nie ma to jak w domu!

To jest to, z czym się spotykamy w tej grze na dzień dobry. Kiedy zyskujemy już zdolność samodzielnego poruszania się, to pierwsze, co robimy to, co? Oczywiście uporządkowanie, chociaż skrawka ziemi wokół domu. Kiedy już się z tym uporamy, wypadałoby coś w końcu zasiać, przecież o to w tej grze chodzi, prawda? Otóż nieprawda, a przynajmniej nie cała, ale o tym zaraz.

Teraz jednak udajemy się, ścieżką do miasta, aby zakupić nieco nasion na naszą farmę, gdyż tych, które otrzymaliśmy, może nam najzwyczajniej w świecie zabraknąć. Kiedy już stajemy u bram mieściny, natychmiast uderza w nas swoją… Właśnie, czym? Najbliższe prawdy by było napisać, iż podbija nas swoją prostotą. Jest mała, kilka domów na krzyż, ale zarazem wystarczająco duża, aby móc się pogubić tym, kto gdzie mieszka. Na dodatek bardzo miło dla oka przedstawiona, a także mądrze rozlokowana. Mamy nawet karczmę! Tudzież tawernę lub bar, wszystko jedno, ważne, że wieczorem możemy się tam udać i spotkać całą masę ludzików, a także napić się zimnego i orzeźwiającego piwka, o ile oczywiście nas stać, ceny tutaj, są bowiem jak w światowej metropolii a nie małym „zadupiu” na krańcu świata. W osadzie poza karczmą, znajdują się sklepik, wielki i zły hipermarket mrocznej korporacji, to też wyjaśnię nieco później w tej recenzji, szpital, kowal, muzeum, podziemia, wieża maga! Tak maga, nie przewidziało wam się! A także sporo innych ciekawych miejsc, które polecam wszystkim czytającym, osobiście odwiedzić.

Wracając jednak do roślinek, kiedy już je zakupimy i posadzimy, należałoby je, co? Podlać! Wodą, żeby nie mówić, iż nie ostrzegałem. A teraz czekamy, czekamy i dalej czekamy aż będziemy mogli zebrać plony. Czyż to nie jest ekscytujące? No a tak na poważnie, to zamiast stać bezczynnie jak słup soli możemy uderzyć na miasto! Tudzież wioskę i całe okoliczne tereny.

Świat jest duży i piękny, eksplorowanie go to czysta przyjemność. Warto nadmienić, że występuje tutaj cykl dnia i nocy. No i co by to była za gra o uprawianiu roli, gdyby ciągle trwało lato i świeciło słońce. A tak mamy, co miesiąc inną porę roku (wiem dziwne), zaczynając od wiosny a kończąc na zimie i od nowa. To, jakie rośliny zasadzimy zależy właśnie od okresu, w którym to robimy. Wiosną do naszej dyspozycji są jedne roślinki uprawne, latem kolejne, jesienią jeszcze inne, zimą to najwyżej lud możemy uprawiać chyba, że mamy szklarnię.

Podczas eksploracji poznamy mnóstwo różnych NPC-tów, którzy sprawiają wrażenie żyjących własnym życiem. Mają swój plan dnia i o różnej godzinie, znajdziemy ich w zupełnie innych miejscach. Wykonują swoją pracę lub oddają się swemu hobby. Do każdego z nich możemy zagadać i zawsze ta rozmowa będzie wyglądała inaczej. Są wyjątkowi, to znaczy, że każdy ma napisane swoje linie dialogowe. Mamy możliwość się z nimi zaprzyjaźnić, wrogów raczej nie możemy sobie przysporzyć, ale z odpowiednio oznaczonymi „singlami” da się wdać w nieco bardziej intymne stosunki. Dość powiedzieć, iż jeśli tego chcemy, to staniemy przed ołtarzem.

Kiedy wybierzemy sobie ofiarę, znaczy naszą drugą połówkę, chcąc zacieśnić między nami relację przydałoby się jak najczęstsze odwiedzanie wybranki, tudzież wybranka naszego serca, aby relacje między nami wciąż się polepszały. Warto dawać też prezenty każdemu NPC, z którym chcemy mieć, jako takie relacje. Tutaj jednak, aby uniknąć pewnych oszustw, zostały wprowadzone pewne ograniczenia. Mianowicie, dla jednej osoby możemy dać nie więcej jak dwa upominki tygodniowo. Ma to zapobiec zbyt szybkiemu postępowi w naszych stosunkach z tutejszymi. No, bo jak by to wyglądało, wziąć ślub już pierwszego czy drugiego dnia pobytu na prowincji? To nie Vegas!

Wato też na bieżąco monitorować kalendarz, który znajduje się wraz z tablicą na misję, zaraz przy drzwiach do sklepu. Dlaczego? Choćby dla informacji. Dowiemy się z niego, kiedy i kto ma urodziny. Warto w tym dniu dać komuś odpowiedni prezent. Bo muszę dodać, że postacie inaczej reagują na różne rzeczy, każdy lubi, co innego tak, więc trzeba uważać, co komu dajemy. Także, jeśli się w strzelimy, możemy zyskać parę „punktów przyjaźni”. Co jednak najważniejsze, przynajmniej dla mnie, widzimy, kiedy odbędzie się jakiś event, w postaci lokalnego festiwalu. Tego dnia zawsze warto się udać na taką imprezkę, gdyż świetnie rozbudowuje gameplay.

Z czasem, gdy zaczniemy zarabiać będziemy rozbudowywać nasze „ranczo”. Twórcy należy się pochwała za ten wątek, ponieważ nasza farma ewoluuje, tak jak nam się żywnie podoba. Mamy pełną dowolność w wyborze budynków, jakie chcemy postawić, a także, w którym miejscu, mają się znaleźć. Lecz aby w ogóle coś zacząć w tym kierunku, musimy udać się do jednej z mieszkanek tej uroczej osady, owa niewiasta, nie tylko specjalizuje się w wykończeniówce, ale stanowi całą ekipę budowlaną w jednej osobie. Dowiemy się ile i jakie materiały są wymagane do postawienia budynku. A trochę do rozbudowy mamy: chlew, stajnię, kurnik, silosy na siano, stodołę i dużo więcej. Jak przystało na klasycznego cRPGa, gra od początku mówi nam, aby wszystko tutaj chomikować, ponieważ będziemy potrzebować sporo materiałów i jeszcze więcej kasy na to wszystko. Osobiście polecam łowić ryby, dość łatwo jest na nich zbić mały majątek.

Skoro już mówimy o cechach gier RPG, to trzeba wspomnieć o rozwoju postaci. Najbliższe skojarzenie, jakie przychodzi mi do głowy to seria The Elder Scrolls. Czemu? Bo tak samo jak tam, tak i tutaj, im częściej i więcej wykonujemy jakąś czynność, tym lepsi się w niej stajemy. Czy to w uprawianiu roślin, łowieniu ryb, no i oczywiście w bitce, a także paru innych cechach. Dla mnie super.

Walka w grze, no cóż, może i nie jest tak finezyjna jak w Wiedźminie, ale nie jest źle. Przyjemna i satysfakcjonująca. Do tego odbywa się ona w podziemiach w czasie rzeczywistym, więc ma się wrażenie jakbyśmy grali w mroczne Dungeon RPG. Wasza zręczność nie ma jakiegoś dużego wpływu na walkę, ważniejsze jest posiadanie dobrej broni, a ta czasami może „dropnąć” zupełnie niespodziewanie, także miejcie oczy szeroko otwarte.

Jeśli chodzi o fabułę gry, nie ma, co ukrywać, ani to Szekspir, ani Sapkowski. Deweloper skupił się bardziej na rozgrywce niż na przedstawieniu nam jakieś konkretnej historii. Sama jej podstawa, skupia się wokół korporacji JoJa, w której to właśnie pracowaliśmy, a teraz, chcącej położyć swoje brudne ręce na naszym nowym domu. Także to, co tu uświadczymy, trzyma przyzwoity poziom, więc fabuła nie powinna nikogo w oczy.

Późno, bo późno, ale czas w końcu w kilku słowach omówić oprawę audio-wizualną, jaką nam tutaj zaserwowano. Pierwszym, co starszym graczom przychodzi na myśl po odpaleniu Stardew Valley, jest nostalgia, spowodowana grafiką niczym z pierwszych generacji konsol, czy wczesnych PC-tów, gier tupu To the Moon. Możliwe, że młodszy gracz, dopiero pierwszy raz spotkał się z podobnym obrazem także zaskoczenie, że gry mogą tak wyglądać jest całkiem realne. Bądź nie! W końcu żyjemy w epoce Minecrafta. Jak ktoś nie interesuje się grami, które posiadają wygląd wizualny gorszy niż w nowym Battlefield to ten produkt, nie jest dla was. Jeśli jednak to wam nie przeszkadza, warto dać tytułowi szansę. Zwłaszcza, że według mnie, taka forma, w jakiej otrzymaliśmy dzieło, tylko dodaje mu uroku. Świat jest piękny i kolorowy, nie zasypuje naszych oczu miliardem różnych odcieni, dzięki czemu tak bardzo się nie męczymy.

Podsumowując krótko i zwięźle, mamy tutaj świetną grę. Jej wygląd, gameplay, możliwości wyboru i trzeba przyznać, dość nietuzinkowe i specyficzne podejście do gatunku cRPG, tylko wyszły jej na dobre. Oczywiście gra nie uchroniła się przed wadami, niemniej jednak bawiłem się przy niej tak dobrze, że wszelkie niedociągnięcia, nie sprawiają jakiegoś dużego problemu. Bezwątpienia należy docenić fakt, iż mamy tutaj do czynienia z produkcją jednej osoby, co wydaje się wręcz niebywałe. O wielkości tego tytułu, niech świadczy, że jest już przygotowywany port na konsole przez zewnętrzną firmę, a sam twórca, wciąż pracuje nad doskonaleniem Stardew Valley. Także na mocy, jaką mi nadano, z pełną świadomością, powagą, determinacją i nie wiem, z czym jeszcze, przyznaję tej grze ocenę końcową, cztery tawerniane kufle, pełne gamingowego miodu pitnego.

Exit mobile version