Olaf Rudnicki, alchemik znany nam z serii Materia Prima, poświęca się dla swojej rodziny. Trafia do innego świata, gdzie staje się tylko niewolnikiem. Do jego zadań należy walka z Przeklętymi. Zostaje tytułowym „Sługą Krwi”.
Oczywista kontynuacja
Adam Przechrzta zdobył niemałą sławę dzięki swojemu cyklowi Materia Prima. Przygody Olafa Rudnickiego i jego towarzyszy w alternatywnej rzeczywistości XX wieku zdobyły sobie ogromne grono fanów. Nic dziwnego więc, że pisarz zdecydował się na rozpoczęcie kolejnej serii, Materia Secunda. Dziwi jednak, że tak łatwo zrezygnował, chociaż częściowo, z tak dobrego świata przedstawionego, który udało mu się wykreować do tej pory.
Cena za życie rodziny
Główny bohater, alchemik Olaf Rudnicki, żyje w świecie, w którym ludzie i demony muszą żyć obok siebie (niestety, nie w zgodzie). Większe miasta posiadają tak zwane „enklawy”, w których to zamknięci są Przeklęci. Oprócz niezbędnej walki z nimi, życie toczy się jednak jak zwykle. Mocarstwa toczą ze sobą wojny, politycy dyskutują, ludzie się kochają. Na początku książki przenosimy się do Toledo, gdzie oddział Hiszpańskiej Legii Cudzoziemskiej (tak, też myślałem, że istnieje tylko francuska!) eskortuje Rudnickiego wraz z rodziną. Nagle dochodzi jednak do ataku Przeklętych o niespotykanej sile. Kiedy wydaje się, że wszystko już stracone, zjawia się niezwykła postać, która nam mogłaby przypominać kogoś w stylu mnicha z Szaolin. Ratuje on rodzinę Rudnickiego pod jednym warunkiem – Olaf zostanie jego Sługą Krwi. Jak łatwo się domyślić, alchemik zgadza się, nie mając wielkiego wyboru. Zostaje on następnie przeniesiony do innego świata, a nasza przygoda z Materia Secunda się rozpoczyna.
Orientalizm znów w modzie?
Od razu w oczy rzuca się orientalny klimat nowego świata, stworzonego przez Adama Przechrztę. Nawiązania do Państwa Środka można wyczytać już nawet z okładki. Na pewno jest to świeży zabieg w polskiej literaturze fantasy. Ja muszę niestety przyznać, że te realia nie do końca do mnie przemówiły. Być może zadziałały tu zbyt szerokie skojarzenia z kiczowatym azjatyckim kinem? Pojawiły się one jednak dopiero w momencie, gdy autor opisał pojedynek swoich bohaterów w sposób, który właściwie zmusił mnie do zobaczenia scen z tego typu filmów. Przeciwnicy niemal lewitujący nad ziemią i wymieniający setki ciosów w ciągu minuty, akrobatyczne popisy, calowe ciosy – nigdy nie byłem fanem takich starć. Jestem wszak pewny, że ogromne grono czytelników pokocha autora za nawiązanie do tego odłamu kultury popularnej! W zawartym na końcu książki słowniczku znajduje się nawet wyjaśnienie terminu „wuxia”, czyli właśnie gatunku filmowego lub powieściowego, o którym chwilę wcześniej wspomniałem.
Wróćmy na chwilę do carskiej Rosji
Ogromnie podobało mi się, że Rudnicki nie był jedynym bohaterem powieści. Sługa Krwi w równym stopniu angażuje tu carskiego generała Samarina. Rozdziały są więc osadzone na przemian w quasi chińskim obcym świecie oraz białej Rosji, zmagającej się z niepokojami w enklawach Przeklętych. Dzięki przeniesieniu części powieści do takich realiów, czytelnicy dostają namiastkę tego, za co pokochali cykl Materia Prima. Opis bitwy o cesarski pociąg pancerny stał się moim ulubionym momentem w całej książce. Autentyczne nazwy jednostek wzbogacone o nowocześniejsze wyposażenie, klimatyczne rosyjskie uzbrojenie, komendy wykrzykiwane w odpowiednim języku, te wszystkie elementy budują niesamowity klimat, który świetnie współgra z atmosferą grozy, towarzyszącą walce z potężnymi, niemal niepokonanymi przeciwnikami. Jedyne, co może denerwować w tych częściach powieści, to nieomylność Samarina. Można odnieść wrażenie, że bohater ten jest aż zbyt idealny.
Coraz lepiej, panie alchemik!
Wracając jednak do Rudnickiego, od mniej więcej połowy książki jego historia także zaczęła mnie wciągać. Mimo lekkiej niechęci do świata przedstawionego, wciągać zaczęły mnie dworskie intrygi, w które chcąc nie chcąc wplątał się także alchemik. Spiski wielkich rodów, zdrady, miłostki – to wszystko pachnie mi wielką literaturą. Dodajmy do tego także fakt, że Rudnicki staje się postacią dużo bardziej realistyczną, niż generał Samarin. Jego koledzy z oddziału nieustannie się z niego podśmiewają, bohater potrafi być tchórzliwy, unikać odpowiedzialności, a jego działania nie są pozbawione błędów. Sprawia to, że Olaf jest dużo łatwiejszy do polubienia, niż carski generał. Niesamowicie podobała mi się także scena, w której alchemik wraz z kolegami musiał stoczyć walkę z potężnym kacem. Prawdziwie artystyczny opis tej dolegliwości, Panie Przechrzta!
Powieść kompletna
Adam Przechrzta przenosi nas do innego świata, który do złudzenia przypomina cesarskie Chiny. Kontynuacja cyklu Materia Prima ma świetnie skrojoną fabułę. Intryga goni intrygę, starcia z demonami przyprawiają o gęsią skórkę, krew w żyłach mrożą pojedynki, a w tle pojawia się magia i wielka polityka. Zgrabnie dodane do tekstu objaśnienia fabuły poprzedniej serii sprawiają, że Materia Secunda można czytać nawet z doskoku, bez znajomości poprzednich losów postaci. Co więcej, zakończenie naprawdę wgniata w fotel. Nie mogę niestety powiedzieć nic więcej, ale z pewnością będę o nim myślał aż do wydania kolejnego tomu!
Nasza ocena: 8/10
Świetna kontynuacja udanego cyklu. Szkoda, że więcej nie dzieje się w świecie znanym z Materia Prima. Dajmy jednak Chinom w wersji fantasy szansę.Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 7/10
Styl: 8/10
Korekta i redakcja: 8/10