Site icon Ostatnia Tawerna

Stara historia, nowa jakość. „Zagubieni w kosmosie” – przedpremierowa recenzja

Jeżeli miałabym wybrać produkcję, z którą ta nowa wersja kojarzy mi się najbardziej, to nie będzie to żadna z wcześniejszych — ani oryginalny serial, ani średnio udany film z 1998 roku. Będzie to Ziemia 2. Pamiętacie go?

Kto by pomyślał, że gdyby nie Daniel Defoe i jego Przypadki Robinsona Cruzoe, nie zobaczylibyśmy na Netflixie Willa Robinsona uczącego robota, zdolnego przesuwać wielkie skały i rozmrażać bryły lodu, jak delikatnie rzucać piłką bejsbolową…

Przyszłość łączy się z przeszłością

Rodzina Robinsonów — John i Maureen oraz ich dzieci: Judy, Penny oraz Will — została wysłana z misją na niezamieszkałą planetę. W wyniku usterki, spowodowanej przez innych pasażerów ich statku (diabolicznego doktora Smitha i Robota), gubią drogę w nieznanej ludzkości przestrzeni kosmicznej.

Historia tej fikcyjnej rodziny zaczęła się na długo przed erą telewizji. W 1812 roku niemiecki pisarz Johann David Wyss, zainspirowany historią rozbitka Robinsona Cruzoe, wydał powieść o rodzinie, której statek rozbija się na bezludnej wyspie w okolicach Indii Wschodnich. Potem ukazało się jeszcze kilka części opowieści, a w dwudziestym wieku Szwajcarski Robinson trafił na ekrany. Rosnąca popularność tematów związanych z eksploracją kosmosu sprawiła, że w tym samym czasie ukazały się aż dwa tytuły inspirowane książką Wyssa (niezwiązane ze sobą). Jednym z nich były komiksy, drugim — tym bardziej znanym — serial telewizyjny emitowany od 1965 roku przez trzy kolejne lata.

W nowej wersji Robinsonowie opuszczają Ziemię wraz z innymi członkami projektu Alpha Centauri, jednak ich problemy nie są skutkiem sabotażu, tylko nieszczęśliwego splotu wydarzeń. Trafiają na niezamieszkałą, ale zdatną do życia, planetę. Nie wiedzą nawet, czy są jedynymi ocalałymi ani czy istnieje jeszcze szansa, że powrócą na statek, z którego musieli uciekać.

Robinsonowie tu byli

Toby Stephens i Molly Parker radzą sobie w rolach rodziców postawionych w ekstremalnej sytuacji, którzy jednocześnie przechodzą prywatny kryzys. Jednak to młodzi bohaterowie zwracają największa uwagę. Wcielający się w nich Taylor Russell, Mina Sundwall i Max Jenkins tworzą unikalne osobowości, są wiarygodni zarówno w radzeniu sobie z następstwami katastrofy (każdy członek rodziny przeszedł skomplikowane szkolenie przed podróżą, więc ich wiedza na tematy techniczne i medyczne nie powinna dziwić), jak i w tych momentach, w których są po prostu dziećmi, które przerasta sytuacja. Każde z nich ma też własną skomplikowaną relację z rodzicami, więc zwieranie szeregów i porzucanie pozorów w obliczu kryzysu stanowi ważną część ich historii.

Nie można zapomnieć także o pozostałych bohaterach, znanych z wcześniejszych wersji. I jak Ignacio Serrichio w roli Dona Westa może miejscami irytować (mam nadzieję, że takie było założenie), tak Parker Posey w roli doktor Smith wypada świetnie, subtelnie i niejednoznacznie. Twist w tym przypadku to coś więcej niż tylko zmiana płci jednej z głównych postaci, więc warto przy niej zwracać uwagę na szczegóły.

Najlepszą zmianą, jaką wprowadzono względem oryginału, jest obecność innych załóg. Z głównego statku ewakuowało się więcej kapsuł, które trafiły na tę samą planetę. Dlatego serial przywołał u mnie skojarzenia z Ziemią 2, gdzie grupa ludzi musi radzić sobie w nieznanym terenie, dodatkowo rozwiązując narastające konflikty. W końcu tam, gdzie spotykają się ludzie, szybko pojawiają się też tajemnice, manipulacje i kryzysy.

Na statku kosmicznym każdy nosiłby dresy

Zagubieni w kosmosie to dobry przykład na to, jak można zmienić liczącą sobie ponad pięćdziesiąt lat serię w coś, co będzie przemawiało do współczesnego widza. Jednocześnie odnosi się z szacunkiem do oryginalnego serialu, wplatając subtelne odniesienia, w tym także do filmu z Williamem Hurtem i Garym Oldmanem. Znaczącym elementem jest też historia podboju kosmosu, przez co perspektywa kolonizacji odległych planet już w 2044 roku wygląda na całkiem realną. Nie ma tu niewygodnych srebrnych skafandrów i dziwnych fryzur, ale są spodnie dresowe i praktyczne, wojskowe buty.

Główni bohaterowie nie są idealni ani zgodni we wszystkim, nie do końca radzą też sobie z nową, ekstremalną sytuacją, nie zawsze też podejmują rozsądne decyzje. Ich wzajemne relacje są  bardziej skomplikowane, niż pokazywał serial z lat 60. (a teraz widzimy to w serii dobrze używanych flashbacków), ale właśnie te różnice czynią ich postaciami realnymi, z którymi można się identyfikować.

Wszystko rozgrywa się w pięknej scenerii niezamieszkałej planety, z monumentalną muzyką w tle. To sprawia, że widz może poczuć potrzebę zobaczenia tej produkcji na kinowym ekranie. I nawet mimo kilku kampowych momentów lub średnio udanych dialogów, nowe przygody rodziny Robinsonów zapowiadają się interesująco.

 

Nasza ocena: 7,7/10

Rodzina nuklearna w nowym, lepszym wydaniu. Bez srebrnych skafandrów i Matta LeBlanca!

Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Oprawa wizualna: 8/10
Oprawa dźwiękowa: 7/10
Exit mobile version