Site icon Ostatnia Tawerna

„SpellForce 3” – recenzja przedpremierowa gry

Pierwsza część serii SpellForce należy do moich ulubionych. Świetnie się przy niej bawiłem, rozgrywając kilka razy historię, toteż zapowiedź trzeciej części bardzo mnie ucieszyła. Dwójka niestety zawiodła, dlatego wiązałem sporo nadziei z SpellForce 3.

 

UWAGA:
Ocena na bazie trybu singleplayer. Osobno omówimy w kolejnej recenzji tryb multiplayer wraz z co-op.

 

Mechanika, tryby, prowadzenie rozgrywki…

Seria SpellForce słynie ze swojego połączenia dwóch gatunków: cRPG-a i RTS-a. Jest to największy atut tych gier. Tworzymy swojego bohatera, rozwijamy go w trakcie rozgrywki, zdobywamy nowe umiejętności, wyposażenie oraz pozyskujemy kompanów. Lecz przychodzą też takie momenty, gdy trzeba na chwilę osiąść w danym miejscu, zbudować osadę i powołać do życia wojsko, które to, chcąc nie chcąc, jest niezbędne, by przedrzeć się przez kolejne lokacje wroga.

Problemy, wszędzie problemy? A iPhone’a masz?

W trzeciej części zostało to zrobione dokładnie tak tak jak we wcześniejszych pozycjach. Twórcy sami przyznali, że nie chcą robić gry głównie podchodzącej pod gatunek cRPG lub też RTS z elementami tego pierwszego, tylko pragną dać nam produkcję, która lawiruje między tymi typami, tworząc tym samym coś nowego… no i powiem wam, że kolejny raz to połączenie wyszło bardzo dobrze, przez co znów bawiłem się świetnie. Mogę się pokusić o stwierdzenie, że mechanika prowadzenia rozgrywki cRPG/RTS jest nawet ciut lepiej rozwiązana niż w Zakonie Świtu. Teraz spokojnie możemy prowadzić dyskusję między bohaterami i jednocześnie kierować rozwojem naszej osady, gdyż podczas dialogu akcja gry nie zatrzymuje się, aby rozmowa mogła pojawić się na dole ekranu wraz z wybieranymi przez nas kwestiami. Tym razem dymki z dialogami są nad naszymi bohaterami, co znacznie ułatwia prowadzenie całej rozgrywki i daje nam wgląd w to, co się dokładnie dzieje wokół.

Skoro już jestem przy rozmowach między postaciami, twórcy dali nam możliwość wyboru, jak chcemy, aby przebiegały. Żeby wam nie spoilerować, napiszę tylko tyle, że podczas całej rozgrywki możemy określić, po czyjej stronie się opowiedzieć, kogo bronić i jak prowadzić dialog z daną osobą. Jednak czy ma to jakiś wpływ na dalszą przygodę? Nie zauważyłem tego. Dla przykładu, podczas jednej potyczki mogłem stanąć po stronie A, jak i B, obrażając swoich rozmówców albo przytakując im. Na cztery różne wybory dialogów (przetestowałem wszystkie), akcja kończyła się za każdym razem tak samo. Dla jednych taka liniowość może być plusem, dla innych minusem, bo jaki jest sens dać naszemu bohaterowi możliwość wyboru skoro i tak skończy w lochu?

W całej mechanice nie obyło się bez jednego znaczącego minusu, który jest dla mnie raczej sentymentalny. Wadą, nie pozwalającą mi na początku wczuć się w klimat znany z SepllForce’a: Zakonu Świtu, jest brak widoku zza pleców bohatera, kiedy to mogliśmy prowadzić rozgrywkę TPP. Był to jeden z bardzo fajnych dodatków, który przypadł mi do gustu podczas ogrywania pierwszej części. Twórcy tłumaczą się tym, że nie udałoby im się szybko i w pełni stworzyć tego elementu, więc woleli skupić się na innych aspektach. A szkoda. Ja na przykład podczas grania w Zakon Świtu bardzo lubiłem przełączać się do tego widoku i odwiedzać miasta w celu poszukiwania kupców, gdzie nie wymagano obstawy wielkiej armii. Fajnie też w taki sposób podziwiało się tworzone przez siebie osady, przechadzając się wieczorami pomiędzy budynkami i patrzeć, jak pracują nasi robotnicy. Budowało to naprawdę świetny klimat i można było zżyć się ze światem gry. W trójce nie uświadczymy już tego elementu i rozgrywkę prowadzimy jedynie w rzucie izometrycznym.

Może łuk a może zombiiii?

Bohaterowie, robotnicy i umiejętności

Całą zabawę zaczynamy oczywiście przez rozegranie szybkiego, ale starannie wykonanego samouczka, gdzie poznajemy interfejs gry i mechanikę. Samouczek ten jest także swego rodzaju wprowadzeniem do produkcji. Po jego wykonaniu zostajemy przeniesieni do kreatora własnego bohatera.

Tam, standardowo, ustalamy płeć naszej postaci, jej wygląd, który jest ograniczony do kilku elementów, jak to miało miejsce w przypadku poprzednich części, jednak nie uważam tego za minus, ponieważ przez całą rozgrywkę nie widzimy dokładnie bohatera. Po zdecydowaniu, jak mamy się prezentować, przychodzi pora na określenie specjalizacji naszego bohatera. Tutaj twórcy chyba inspirowali się trochę serią The Elder Scrolls, gdyż teraz nie musimy ograniczać się do wyboru czy chcemy grać wojownikiem, łucznikiem albo magiem danej dziedziny. Nic nie stoi już na przeszkodzie, by zmieszać umiejętności i stworzyć własną specjalizację. Chcecie grać łucznikiem władającym czarną magią? Proszę bardzo! Sam postawiłem na taki wybór i dobrze się bawiłem, przywołując nieumarłych do walki, a tym samym naparzając z dystansu z łuku.

Gdzie to tak w samych gaciach?

Po określeniu, kim chce się grać, nasz bohater budzi się ze snu (tak, nie jest powołany jako runniczy wojownik) i staje się czynnym uczestnikiem wydarzeń poprzedzających Zakon Świtu. Historia osadzona została pięćset lat przed wydarzeniami z jedynki, a zatem nie uświadczymy już wysp połączonych ze sobą portalami, tylko zobaczymy cały kontynent. Poznajemy tym samym czynniki odpowiedzialne za rozpad krainy Eo, a wydarzenia te są bardzo fajnie opowiedziane, przez co tworzą wciągającą fabułę.

Podczas całej zabawy kierujemy nie tylko naszym bohaterem, ale i kilkoma innymi. Tak, wiem, miało to miejsce również we wcześniejszych częściach gry, jednak tym razem często nie mamy wpływu na to, czy chcemy, aby ci nam towarzyszyli. Tak jak w jedynce mogliśmy przywołać różnych bohaterów za pomocą run, tak tutaj mamy ich bardzo często z góry narzuconych przez historię produkcji. Często nie znaczy zawsze, ponieważ podczas dalszej gry napotkamy na swojej drodze inne postacie, które chętnie się do nas przyłączają. Maksymalnie możemy mieć przy sobie sześciu kompanów, więc przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.

Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę.

Grając, nie rozwijamy teraz tylko własnego bohatera, ba, nawet nie każdego z osobna. Poziom expa zdobywany jest dla całej drużyny. Tak więc gdy uzyskujemy kolejny level, punkty doświadczenia i możliwość odblokowania nowej umiejętności lecą do każdego członka naszego teamu. Skoro już jestem przy umiejętnościach, te zostały stworzone w formie drzewek (Łucznictwo, Czarna Magia lub Wojaczka w zależności od tego, jakie specjalizacje określiliśmy na początku). Aby móc odblokować dalsze moce, wcześniej musimy nauczyć się tych początkowych.

Za minus należy uznać niestety to, iż za jednym razem możemy mieć aktywne tylko trzy umiejętności dla każdego bohatera, tym samym zapomnijcie o znanym nam z dwóch poprzednich części serii pasku umiejętności u dołu ekranu . Teraz wygląda to tak jak na screenach: u góry po lewej stronie, zaraz pod awatarami naszych bohaterów, mamy trzy wcześniej wybrane moce oraz trzy przedmioty wybrane z naszego ekwipunku, na przykład eliksiry. Nowym graczom, którzy dopiero poznają serię, może to nie przeszkadzać, jednak ograniczanie wyboru umiejętności podczas walki do trzech, raczej nie spodoba się starym wyjadaczom. Mnie się nie przypadło do gustu.

Domek czas sobie wybudować

A jak ma się tryb RTS i nasi kochani robotnicy? Jest to jeden z moich ulubionych elementów gry. Przed podjęciem walki na większa skalę z siłami nieprzyjaciela, czas powołać wojsko! Nie mam najmniejszych zastrzeżeń do trybu RTS. Wszystko praktycznie zostało tutaj zachowane jak w poprzednich częściach gry, tylko upchane w dużo ładniejszą grafikę i dynamikę. Jest miodnie, jest dobrze! Walki wyglądają bardzo fajnie, tu lecą strzały, tutaj ładnie wyglądające kule ognia trup ściele się gęsto, przeciwnika jak i nasz, ale to nie problem, bo w koszarach w osadzie powołuję kolejnych wojowników i szybko wysyłam do walki. Uwielbiam ten element i w trzeciej części SpellForce’a zostało to ponownie bardzo dobrze wykonane.

Grafika, muzyka i klimat

Graficznie gra wygląda bardzo ładnie, a tereny, które przyszło mi odwiedzić podczas całej zabawy, są rozmaite i dopieszczone w najmniejszych detalach. Animacja świata, zwierząt, ludzi i drzew została starannie wykonana. Podczas rozgrywki nie zauważyłem jakichś zgrzytów. Jedynie można się przyczepić do kamery, która za często “skakała” przy próbach obracania obrazu. A obracać obraz musimy ciągle, szczególnie jeśli jesteśmy w lokalizacjach podziemnych albo budynkach, ponieważ tutaj lokacje niestety zostały tak stworzone, że nie widzimy za dużo podczas przemieszczania się, dlatego musimy manewrować kamerą na lewo i prawo. No i dlatego właśnie przydałby się ten mój ukochany tryb TPP. Twórcy mogli rozważyć go chociaż w przypadku lokalizacji wewnętrznych. No ale niestety nie zrobili tego.

Co do ścieżki dźwiękowej z SpellForce 3 nie mam zastrzeżeń, głosy bohaterów dobrano odpowiednio do charakteru i postury. Muzyka lecąca w tle podczas sielankowego przemierzania świata czy też bitew, odgłosy dobiegające z budowy naszej osady – wszystko bardzo ładnie dopracowane. Gdy oddalamy się od naszych bohaterów, aby przeglądać mapę, to słyszymy dźwięki z fragmentu lokalizacji, nad którą się aktualnie znajdujemy.

Co tam zima! W piwnicy też można grilować.

Klimat, ach, ten klimat. Specjalnie zostawiłem sobie ten element na sam koniec, bo co by nie mówić, SpellForce 3 jest naprawdę dobrą grą, z bardzo fajnym klimatem, przy której bawię się wyśmienicie i zaraz po napisaniu tej recenzji wracam ponownie do jej świata. Jednak czy mogę powiedzieć, że czuję tutaj to samo, co czułem podczas grania w Zakon Świtu? Ten sam klimat?

TAK mogę to powiedzieć!

Pomimo że na początku rozgrywki byłem do niej mocno zrażony i pomimo tego, że zaczął mnie przytłaczać ogrom wszystkiego, co ujrzałem, to z czasem, jak grałem dalej, podobała mi się coraz bardziej, bardzo wciągał mnie ten fantastyczny świat i zaczynałem rozumieć, dlaczego na początku byłem właśnie zrażony. Podchodząc do trójki, trzeba zrozumieć jedno: pierwsza część została wydana piętnaście lat temu. Gry wyglądały wtedy inaczej, miały mniej detalów, były graficznie dużo “prościej” stworzone. Odpalając trzecią część, fan jedynki oczekuje tego samego w co grał w niej. No i właśnie dokładnie otrzymuje prawie to samo, tylko w dużo bardziej dynamicznej i ładniejszej oprawie graficznej z dodatkowymi ciekawymi elementami w mechanice minus kilka starych zastosowań.

Cinematici są przepiękne!

Trzeba pograć dłużej, wczuć się w historię, a poczujemy ten klimat. Naprawdę. Ja wiem, że brak trybu TPP sprawia, że jest to trudniejsze, wiem, że to duża bolączka, jednak pomimo tego, tak jak mówiłem, bawiłem się bardzo dobrze.

Werdykt i wracam tam!

Zastanawiam się, czy gra przypadnie do gustu graczom, którzy nie mieli nigdy styczności z serią, a szczególnie pierwszą jej częścią. Bo fakt, ja jako dzieciak spotykałem się z sąsiadem i ogrywaliśmy Zakon Świtu, dlatego pomimo słabej drugiej części, mam wielki sentyment do całości. Jednak co z tymi, którzy nigdy nie grali w ten cykl? Myślę, że tytuł jest tak zaprojektowany, iż bez problemu powinien przypaść im do gustu.

A co z wami, starzy wyjadaczy serii? Powiem to, co parę akapitów wyżej. Gra jest bardzo dobra, tylko trzeba jej dać szansę na więcej niż tylko godzinę zabawy. Gwarantuję wam, że poczujecie to, co czuliście, grając w Zakon Świtu.

 

Egzemplarz recenzencki dostarczył nam wydawca, CDP

Nasza ocena: 8/10

Bez problemu polecam SpellForce 3 każdemu fanowi Zakon Świtu. Tylko proszę was, zanim ocenicie grę, to pograjcie dłużej naprawdę warto!

Grafika: 8,9/10
Mechanika: 6/10
Fabuła: 7,9/10
Grywalność: 9,5/10
Exit mobile version