Serial zaczęłam oglądać, przyznaję, z ciekawości, nie mając pojęcia, że tak szybko go pochłonę. Pierwszy sezon Chilling Adventures of Sabrina miał perfekcyjny, październikowy klimat idealnie współgrający z horrorowym charakterem fabuły. Był lekki i przyjemny, ale jednocześnie potrafił trzymać widza w napięciu. Można więc śmiało stwierdzić, że po takim początku oczekiwania co do kolejnych odsłon były wysokie. Niestety, pośpiech twórców sprawił jedynie, że fani skończyli ostatni odcinek rozczarowani.
Za dużo, za szybko
W czwartym sezonie serialu Sabrina i jej przyjaciele walczą z tzw. Pradawnymi Koszmarami, które wypuszczane przez głównego antagonistę, Blackwooda, zagrażają przyszłości Greendale i całego świata. W międzyczasie obserwujemy także miłosne rozterki bohaterów, jesteśmy świadkami rodzinnych wydarzeń i typowo licealnych problemów. Fabuła postępuje jednak bardzo szybko, wątki mieszają się ze sobą i ciężko odnaleźć się w przedstawionej rzeczywistości. Ekspozycja serialu nie zachwyca, a odcinki mają w większości bardzo podobny schemat. Oglądając ostatni sezon mamy wręcz wrażenie, że twórcy próbują zrzucić naraz wszystkie możliwe wątki.
Zbyt szybkie tempo rozwoju fabuły wynika prawdopodobnie z nagłej decyzji Netflixa o rezygnacji z serialu. Oficjalne powody zakończenia historii Sabriny Spellman nie są znane, choć pojawiały się pogłoski o przejęciu serialu przez stację HBO. Twórca serialu, Roberto Aguirre-Sacasa, nie wyklucza także, że produkcja będzie kontynuowana w formie komiksu. Póki co wydaje się jednak, że Kiernan Shipke w roli młodej, rezolutnej czarownicy już mimo wszystko nie zobaczymy. A szkoda, bo serial miał w sobie ogromne możliwości na pociągnięcie go dalej.
Dlaczego Sabrina?
Chilling Adventures of Sabrina jest drugim dziełem twórców Riverdale i dzieje się w tym samym uniwersum. Decyzja o anulowaniu serialu wydaje się o tyle niesprawiedliwa, że Riverdale jest po prostu produkcją obiektywnie gorszą, a mimo to wciąż rozwijaną. Ignorując wszechobecne głosy krytyki, powracający w każdym odcinku „cringe” i średniej jakości scenariusz, Netflix kontynuuje projekt, a zdecydował się na skasowanie historii Sabriny, która miała o wiele większy potencjał niż bliźniacze Riverdale. Stało się to kosztem jakości finałowego sezonu serialu o nastoletniej czarownicy.
Co dobrego?
Oczywiście czwarty sezon produkcji ma też swoje dobre strony. Typowo dla Netflixa, mamy do czynienia z łamaniem stereotypów, silną postacią kobiecą, która walczy z patriarchatem i reprezentację środowiska LGBTQ+. Oprócz tego, sezon gwarantuje wzruszające wątki miłosne i wspaniałą grę Mirandy Otto w roli Ciotki Zeldy, o której nie można nie wspomnieć. W ostatnim sezonie dobrze prezentowały się także elementy horrorowe, przez których brutalność można zadać sobie pytanie, czy aby na pewno jest to serial młodzieżowy. Miło było także zobaczyć odwołanie do twórczości H.P. Lovecrafta, który stał się inspiracją dla jednego ze wspomnianych wcześniej koszmarów.
Finał sezonu [uwaga, spoilery]
W ostatnim odcinku serialu akcja przyspieszyła jeszcze bardziej. Wygląda to tak, jakby twórcy chcieli zmieścić materiał na następne kilka odcinków w ciągu ostatnich 40 minut. Przez to przedstawione wydarzenia, mimo tego że w większości dramatyczne, wydają się zwyczajnie błahe. Pozostaje jeszcze kwestia zakończenia. Mimo tego, że misja Sabriny zakończyła się sukcesem, Blackwood został pokonany a Otchłań powstrzymana, główna bohaterka musiała poświęcić swoje życie. Mimo tego, że w historii serialu wielokrotnie mieliśmy do czynienia ze wskrzeszeniami i ratowaniem życia za pomocą magii, w tym przypadku tak się nie stało, co z pewnością rozczarowało większą część fanów, czekających na nagły zwrot akcji i szczęśliwe podsumowanie historii. Nigdy nie chcemy przecież żegnać się z bohaterami, do których się przywiązaliśmy. Było to oczywiście zakończenie wzruszające, jednak mimo tego, że bohaterka w końcu jest z ukochanym, który nie chcąc żyć bez niej, popełnił samobójstwo, Netflix sporo zaryzykował tym wątkiem, biorąc pod uwagę progresywny i społeczny charakter portalu. Serwis spotkał się już w przeszłości z krytyką przedstawienia tego problemu. Wówczas dotyczyło to serialu 13 powodów, w którym widzom nie spodobała się romantyzacja i gloryfikacja samobójstwa jako rozwiązania wszystkich problemów. Miejmy nadzieję, że tym razem tak się nie stanie.
Serial jako całość
Ogólnie rzecz biorąc, Chilling Adventures of Sabrina mimo wszystko pozostaje jednym z moich ulubionych seriali. Trzymająca w napięciu fabuła, romanse, magia i nostalgia związana z postacią Sabriny Spellman zdecydowanie warte były spędzenia przed ekranem takiej ilości czasu. Historia wciąga, a bohaterowie są prawdziwi. Mają swoje wady i zalety, nikt nie jest sztuczny i kryształowy. Ma formę nastoletniego klasyku z trójkątem miłosnym i bajkowym romantyzmem, wprowadzając w tym samym czasie elementy walki o przetrwanie, poznawania siebie i poszukiwania wewnętrznej siły bohaterki, która zamiast czekać na ocalenie, sama ratuje wszystkich wokół, czego moim zdaniem brakowało jeszcze kilka lat temu w serialach dla młodzieży.
Bardzo słaba recenzja. Zaspoilerowany koniec (bez uprzedzenia) i mało konkretów.
Sam ostatni sezon mi się podobał. Faktycznie wszystko działo się bardzo szybko, ale nie uważam, żeby był to duży minus, na luzie dało się nadążyć. Chociaż oczywiście materiału było na drugie tyle odcinków i bardzo chętnie bym je obejrzała.
Zdziwiłem się, czytając tak pozytywną recenzję tego ostatniego sezonu, który… cóż, delikatnie mówiąc jest po prostu bardzo słaby. W zasadzie to było do przewidzenia – pierwszy sezon był całkiem dobry ale z każdym kolejnym poziom spadał, czego kulminacją jest ten ostatni, nawet słabszy niż się pierwotnie spodziewałem. Największym problemem jest oczywiście nieprzemyślana fabuła, dziurawa niczym ser szwajcarski. Ciężko mi oceniać grę aktorską – słabo wyłapuję źle zagrane postacie. Niemniej inne problemy to płytkie dialogi i mocno spłycone względem poprzednich sezonów postacie – w szczególności ciocia Zelda została kompletnie pozbawiona głębi. No ale przynajmniej efekty niczego sobie.
Podsumowując. jak wiadomo – co kto lubi. Dla mnie 4 sezon był bardziej takim „guilty pleasure” – wiem, że słabe, ale oglądam. I coś mnie przy tym serialu trzymało, do samego końca.