Horror, fantastyka czy poetycki głos trzeciego pokolenia? Dunkel jest tym wszystkim, wpisuje się też w nowy nurt chłopski, co jakiś czas odradzający się w Polsce.
Ciemność z dziada pradziada
Tytułowy Dunkel to spersonifikowana ciemność, bóstwo kochające ludzi, ale przynoszące im nieszczęście. To klątwa rozciągająca się na pokolenia. Mieszka w cieniu Gór Sowich i Ciszycy, Eulengebirge i Ruhberg. Czy był tam zawsze? Przyszedł z przesiedleńcami? Czy to ważne?
Ważne jest tylko to, że wybrał sobie cztery osoby, których losy splata z mrokiem, tak, by doświadczyć ich jak najsilniej. Żeby stworzyć człowieka na swoje potrzeby, pięknego bólem. Przeczołganego, pokonanego, złego. Jak wytrawny pisarz wie, ciekawy bohater to taki, dla którego autor jest wredny, którego życie doświadcza i kształtuje, żeby nadać mu szlachetności statku miotanego przez sztormy, wykrzywionej wiatrem sosny nad przepaścią, biedaka o sieci interesujących zmarszczek. Ukształtowanie jednego człowieka to zysk na lata, bo Dunkel zostanie w rodzinie przez kolejne pokolenia.
Wielka trwoga
W jednym z wywiadów Jakub Bielawski mówi, że jedną z inspiracji prowadzących ostatecznie do Dunkela była książka historyczna Marcina Zaremby o końcu II Wojny i pierwszych latach tuż po niej. Jednak powieść wyrasta przede wszystkim z opowieści babć i dziadków. Autor obrabia je dokładnie – czasem metaforycznie, kiedy indziej dokleja cudze świadectwa, nadaje im wartość terapeutyczną, estetykę horroru lub mrocznej baśni. Pod tym względem to rzecz bliska pisarstwu Twardocha, z którego bierze także motto. Jeśli chodzi o sklejanie w jedną całość poetyki przypowieści, snu i faktografii, najbliżej Dunkelowi do Baśni o wężowym sercu Radka Raka.
Bielawski opowiada o traumie dziedziczonej przez drugie i trzecie pokolenie. Powiecie, że tego było już naprawdę sporo, z dzieł poważnego kalibru chociażby Maus, Idąc rakiem. O powojennych przesiedleniach piszą reporterzy wydający teksty w Czarnym czy Dowodach na istnienie. Z mniej dramatycznych odsłon wspólnej pamięci babciowo-wnuczej jest Lala Dehnela. Na szczęście Dunkel to powieść napisana dobrze, oryginalnie. Ma w sobie litanię powtórzeń i przesłyszeń, bo jej narrator wcale wszystkiego dobrze nie pamięta, a na pewno nie rozumie. Gdybyście chcieli podać dalej wspomnienia dziadka, też pomylicie fakty i bohaterów. Kto właściwie poparzył się wrzącym rosołem? Czyj wujek wyjechał do Kanady i nie wrócił? A może to była Argentyna? Kto mieszkał przez płot, a kto przez ulicę od tego najważniejszego, jedynego prawdziwego domu?
Dunkel nie skupia się na wspominaniu utraconej ojczyny – wtedy byłby pewnie jasny i słodki, a nie mroczny i gorzki. To historia wypędzenia, czy raczej przypędzenia ludności Rusińskiej na Ziemie Odzyskane, masowej migracji za gospodarką i murowanymi domami, za pracą w porzuconych fabrykach. Pojawią się tu wojenne i powojenne dzieci, na które rodzice nie mieli miejsca pomiędzy własnymi traumami i głodem. Małych brutali, z których wyrosną duzi alkoholicy, po latach zyskujący status dziadka, nawet kochanego. Czy wnuk, wychowany w czasach dostatku i spokoju, mógłby obdarzyć miłością kogoś złego?
Pamięć w trzecim pokoleniu
Dziedziczenie lęków zupełnie nieadekwatnych do czasów, w których się ponownie odzywają, to wielki temat XX wieku. Bielawski dokłada do niego swoją nitkę, która często się zrywa, meandruje, z której nie będzie morału. Za to pięknie wpisuje się w nową polską literaturę, gdzieś pomiędzy Twardocha i Grynberga, pomiędzy literaturę piękną i wywiad.
Dunkel czyta się wolno, to jest pewne. Sporo w nim powtórzeń, które mają być zaklęciami przywołującymi zagubione w pamięci zdarzenia, wiele pytań i zmian perspektywy, z boskiej czy czarciej na ludzką i z powrotem. Jeśli to horror, to psychologiczny. Fantastyka o tyle, o ile są nią mroczne nie-do-końca baśnie jak Drach. Wreszcie z dokumentu ma w sobie mniej więcej tak dużo, jak Nieczuła czy Kot niebieski, które, oparte na świadectwach i wspomnieniach, zabierają czytelnika w oniryczną wędrówkę po niemożliwościach. Bielawski napisał coś dla trzeciego, nawet czwartego pokolenia, w co możemy się wsłuchać, z czym nasze odziedziczone mroki będą często współbrzmiały.
Nasza ocena: 8,7/10
Trochę horror i baśń, bardziej wewnętrzny wywiad z przodkami i ich ciężkim dziedzictwem. Pokoleniowo zupełnie nieodległym i być może dlatego rzucającym tak mroczny cień na wielu obecnych mieszkańców Ziem Odzyskanych. Z niesamowitymi grafikami od Marty Żak z Ponton Studio.
Fabuła: 8/10
Bohaterowie: 8/10
Styl: 9/10
Wydanie i korekta: 10/10