Site icon Ostatnia Tawerna

„Shadow Warrior 2” – recenzja

Wklepuję kod na Steamie, czekam grzecznie, aż się ściągnie, wreszcie – odpalam. Jeszcze bez konkretnych (czy wygórowanych) oczekiwań, mimo że gorącą atmosferę przed premierą umiejętnie podsycano. A potem pojawia się pierwsza animacja, przeskakuję przez menu do nowej gry, słyszę The Touch Stana Busha i oglądam intro. I coraz bardziej czuję, że się z Shadow Warrior 2 zaprzyjaźnię.

Co się złożyło na pozytywne pierwsze wrażenie? Oczywiście oprawa audiowizualna – niczego nie można jej zarzucić, o czym szerzej w dalszej części recenzji – ale także sposób, w jaki intro buduje narrację, groteskowe połączenie powagi z komizmem, wreszcie przewrotne odwołanie się do pewnych klisz.

Samotny wojownik i dziewczę w opresji

Shadow Warrior 2 to gra akcji w realiach science fiction, gdzie równie często co z demonami walczy się z robotami lub członkami mafii. Główny bohater – Lo Wang – zaczyna, wykonując zlecenie dla Mamushi Heika, szefowej Yakuzy. Ma odszukać jej wnuczkę, Kamiko, i sprowadzić ją bezpiecznie do domu. Nie będę zdradzać szczegółów, ale oczywiście rzeczy nie idą pomyślnie – i koniec końców dusza Kamiko towarzyszy Wangowi przez całą grę, umieszczona w jego ciele… dla własnego bezpieczeństwa.

Skoro już jesteśmy przy fabule, to muszę stwierdzić – nie bez żalu – że to jedna ze słabszych stron gry. Szybko okazuje się mało spójna wewnętrznie, pretekstowa („co by tu zrobić, żeby wysłać gracza do zabijania jeszcze większej liczby wrogów”), a biorące w niej udział postaci przychodzą i odchodzą, lecz słabo umotywowane, jakby wyrwane z kontekstu. Cutscenki i dialogi zwykle szybko nużą, podobnie jak (nie)sławne żarty głównego bohatera.

Raz, dwa, trzy, giniesz ty

Prawdziwą (i dość perwersyjną) radochę przynosi arsenał, jaki do dyspozycji gracza oddają twórcy. Uzbrojenia w grze można odblokować od groma, a tworzy ono dość szeroki wachlarz: od broni białej przez palną po łuczniczą. Widać, że ktoś się świetnie bawił, wymyślając takie nazwy jak Warrrsaw, Pieszczota drwala czy Król Szkieletor; widać też, że ktoś inny bawił się jeszcze lepiej, dopieszczając ich wygląd. Właściwie każda broń to unikalne cacko i aż prosi się, aby przetestować je wszystkie. Jeśli kiedykolwiek marzyliście o walce kukri strzelającymi elektrycznymi ładunkami albo wykonaną ze skóry demona piłą mechaniczną o podwójnym ostrzu – kupiliście właściwą grę.

Ale broń to nie wszystko (akurat) – Lo Wang ma do dyspozycji również kilka ciekawych umiejętności. Może stać się na krótki czas niewidzialny, nabijać wrogów na wyrastające z ziemi kolce czy wpadać w szał bojowy. Ponadto potrafi bardzo szybko się przemieszczać (wykonując tzw. dash) oraz wykonywać podwójne skoki. Odpowiednio kombinując bronie, umiejętności i korzystając z mobilności postaci, można tworzyć naprawdę niezwykłe strategie walki, zwłaszcza że sterowanie, kiedy już do niego przywyknąć, jest przemyślane i wygodne.

Niezbędnik turysty-kolekcjonera

Jak już wspomniałam, Shadow Warrior 2 cechuje staranna oprawa audiowizualna. Nie tylko design broni przyciąga wzrok; równie ładne są przemierzane przez głównego bohatera plansze. Na początku gry oddawałam się eksploracji tylko po to, aby podziwiać neonowe, holograficzne kwiaty w iście cyberpunkowym mieście. Pomysłowy design w połączeniu z kapitalną ścieżką dźwiękową tworzą niepowtarzalny klimat. Ale same poziomy, mimo że generowane proceduralnie, trochę wieją nudą. Brakuje dobrego bodźca (kiedy już znudzi się nam podziwianie widoczków) do ich zwiedzania; zwykle wystarczy zabić jednego unikalnego potwora, który w zamian zostawi graczowi nową broń, i można jak po sznurku biec odhaczać cele questa.

Niezbyt atrakcyjne – ani istotne – są też rozmaite „znajdźki”. Oczywiście warto co jakiś czas uzupełnić życie głównego bohatera apteczką albo odnowić jego energię chi. Ale już klejnoty do ulepszania broni nie są szczególnie zróżnicowane ani nie podbijają statystyk w znaczący sposób, a menu służącego do ich montowania nie można nazwać zbyt wygodnym. System tworzenia nowych ulepszeń uważam za chybiony – bo w ogóle nieprzydatny. Za to znajdowane tu i ówdzie ciasteczka z cytatami wywoływały na mojej twarzy uśmiech.

Hej, gwoździarka w dłoń…

Muszę to powiedzieć: na przekór swoim niedostatkom Shadow Warrior 2 to niesamowicie grywalny, atrakcyjny wizualnie i dźwiękowo tytuł. Mimo kiepskich i nudnych żartów (nie, naprawdę), seksizmu i okazjonalnej monotonii. Walka z kolejnymi przeciwnikami sprawia sporo satysfakcji, a jeszcze więcej – wymyślanie nowych zastosowań dla tych wszystkich broni. Bossów raczej nie zapamiętacie na długo – ani pozytywnie, ani negatywnie – ale swoją ulubioną piłę mechaniczną na pewno.

Exit mobile version