Gra o Tron to serial wielki – z sezonu na sezon jego popularność rośnie, kolejne odcinki skłaniają do dyskusji ze znajomymi, a HBO może cieszyć się z najbardziej rozpoznawalnej marki, jaką dysponuje. Powoli jednak historia walki o tron Westeros (i starcia z Białymi Wędrowcami) dobiega końca. Siódmy sezon wywołał skrajne opinie – od zachwytu, poprzez lekki zawód po mocną krytykę. Ale wszystko to bierze się z jednego powodu – przygotowań scenarzystów do wielkiego finału – ósmego sezonu.
Uwaga – poniższy tekst zawiera spoilery ze wszystkich sezonów serialu!
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę
To wyrażenie wymawiane przez Piotra Fronczewskiego na stałe zapisało się w kanonie polonizacji gier cRPG (do usłyszenia m.in. w Baldur’s Gate), ale ma też świetne zastosowanie do tego, co działo się z serialem w aktualnie zakończonym rozdziale historii. W pierwszym sezonie serialu poznawaliśmy wszystkie rody, a akcja wbrew pozorom toczyła się powolnym tempem. Zdarzały się zaskakujące śmierci, oprócz bitew mieliśmy dość dużo dialogów pomiędzy postaciami. Szybko też wszyscy bohaterowie po spotkaniu w Winterfell rozeszli się po świecie (dosłownie), a część z nich… nie spotkała się do teraz.
Nawet Wiedźmin 3 nawiązywał do wyruszenia w drogę
Siódmy sezon to zatem etap przegrupowania i przygotowania do wielkiego finału. W jakiś sposób trzeba zgromadzić te wszystkie postacie rozsypane po świecie, dać im wspólny cel i przy okazji nie zapomnieć o tym, że w serialu nie mogą ciągle podróżować – potrzeba też akcji. Showrunnerzy David Benioff i D.B. Weiss nie mieli łatwego zadania.
Po pierwsze – rzeczywistość serialowa przegoniła już to, co dzieje się w książkach wydanych przez George R. R. Martina. Z jednej strony to świetna okazja na pokazanie zdarzeń we własny sposób, z drugiej – wiele dialogów opartych na książkowych pierwowzorach brzmiało o wiele lepiej niż to, co serwują nam serialowi scenarzyści. I tu rodzi się problem – jak w dwa, znacznie krótsze sezony (pomimo wydłużenia odcinków), opowiedzieć całą historię, zamknąć wszystkie zaczęte wątki i doprowadzić do epickiego finału?
Teleportacja poziom Westeros
Pamiętacie długą wędrówkę Jaimego z Brienne w trzecim sezonie? Zajmowała im naprawdę dużo czasu, przy okazji mogliśmy poznać oboje bohaterów, posłuchać ciekawych dialogów pomiędzy postaciami i zastanowić się nad tym, czy może Jaime jeszcze się zmieni? Pierwsze sezony miały swoje wady, ale nie można im było odmówić tego, że budują charaktery postaci i relacje między nimi. Wspólna podróż jest ku temu świetną okazją. To też świetny zabieg dla scenarzystów na ukazanie wielkości i różnorodności Westeros, pokazania tego, w jaki sposób walka o władzę wpływa na życie zwykłych mieszkańców kontynentu (w najnowszych epizodach tego nie ma) i wykreowanie uczucia zagrożenia – w pierwszym sezonie przykładowo pokazano, jak wielką wyprawą jest dotarcie Roberta Baratheona z dworem do Winterfell.
Z powodu małej liczby odcinków, potrzeby cięcia kosztów (ogromna ilość lokalizacji planów na całym świecie i mnóstwo aktorów, a z sezonu na sezon ich pensje rosną) i wydania budżetów na epickie bitwy (których nie powstydziłyby się największe filmowe blockbustery) – trzeba było jak najszybciej rozwiązać problem wielu postaci w wielu miejscach i podróży. Kręcenie scen w studiu znacząco obniża koszty i jest prostsze, podobnie z kręceniem w jednej lokacji. Dlatego Jon Snow jest w stanie podróżować niczym Dovahkiin w Skyrimie przy użyciu szybkiej podróży, a smoki Daenerys osiągają ponaddźwiękową prędkość przelotową. Ten zabieg twórców razi i zwraca uwagę, ponieważ coś, do czego przykładano wielką uwagę w pierwszych sezonach, teraz zostało drastycznie zmienione. Z drugiej strony – dzięki temu serial stał się bardziej dynamiczny – w innym wypadku na spotkanie Jona, Daenerys i Cersei w Smoczej Jamie musielibyśmy poczekać znacznie dłużej.
Rozmowy? Jakie Rozmowy?
Czasem mniej znaczy więcej – ale nie w tym wypadku. Wątek rodzeństwa Starków w Winterfell mógł zostać poprowadzony lepiej. Owszem, finał (i rewelacyjna gra Aidena Gillena w roli Littlefingera) konfliktu sióstr daje satysfakcję, a zaskoczenie, jakie maluje się na twarzy Baelisha na stałe zagości do świata memów, ale wątek byłby o wiele lepszy, gdyby chociaż jedną lub dwie sceny więcej poświęcono na rozmowę Aryi z siostrą albo z Branem. Właśnie ten brak odpowiedniego rozłożenia akcentów (ilość bitew, teleportacji, scen niepotrzebnych) podkreśla to, że sezon 7. jest przede wszystkim próbą uporządkowania wątków i doprowadzenia do określonego finału.
Wiele scen mogłoby zostać zastąpionych innymi – Sam to sympatyczna postać, ale spokojnie jego sceny sprzątania mogłyby być krótsze na korzyść pokazania tego, co dzieje się w Winterfell albo z Euronem. Sceny walk są epickie i na naprawdę wysokim poziomie – Gra o Tron przeszła długą drogę od tracenia przytomności przez Tyriona podczas walki i zobaczenia tylko wyników do znaczącej obecności smoków oraz statystów (Dothrakowie na koniach!) i za to ogromny plus. Tylko czy naprawdę nie można było znaleźć chwili na rozbudowanie pozostałych postaci?
Filmik (w języku angielskim) pokazujący przygotowania do kręcenia sceny spotkania i negocjacji
Superbohaterowie i reszta
Wiele seriali osiągnęło ogromny sukces z prostego powodu – pokazywały drogę bohaterów do czegoś, zamiast skupiać się na migoczącym gdzieś w oddali finale. Dobrym przykładem jest Breaking Bad i to, jak wielką ewolucję przeszedł z pozoru spokojny, sfrustrowany nauczyciel do kogoś, kto nigdy nie przebiera w środkach i wzbudza strach. I w Grze o Tron też mamy takie postacie – Daenerys początkowo żyła w cieniu swojego brata i wcale nie była Matką Smoków. Sansa z kolei uwielbiała tytuły, piękne suknie i naiwnie wierzyła w piękny świat dworu. Jaime z coraz większym niepokojem obserwował to, jakich decyzji dokonuje jego siostra i koniec końców zdecydował się wyruszyć we własną drogę. I o ile przykłady Sansy i Jaimego są dobre, tak Daenerys i Jon – hmm, tu sprawa się komplikuje. Obie postacie nie należą do najlepiej zagranych i najbardziej skomplikowanych. Daenerys jest zdeterminowana na zdobycie tronu, ale też posiada poczucie chęci pomocy innym. Jon jest lojalny, umie dobrze walczyć (ale nie do końca dowodzić trudnymi wyprawami i wielkimi bitwami) – istny paladyn z gier cRPG.
Na większym poświęceniu czasu trójce wspomnianych postaci musiały ucierpieć inne wątki. I tak się niestety stało. Tyrellowie, po tak długiej obecności w poprzednich sezonach podzielili los Dornijczyczyków i raczej ich już nie zobaczymy. Wątek Yary pojawi się w finałowym sezonie z powodu przemiany Theona (który ogólnie w sezonie miał z trzy ważne sceny dla tej postaci), ale nie zabrakło braku logiki – Daenerys zawsze dbała o swych ludzi w poprzednich sezonach. Tutaj w ogóle nie przejmuje się ujęciem sojuszników z Dorne i Greyjoyów. Ot złapali ich i trudno (co jest też swoistym kontrastem w stosunku do Jona, który zawsze dba o swoich). Littlefinger ma jedną z najlepszych scen w sezonie, ale i tak nie jesteśmy w stanie poznać tego, w jaki sposób na co dzień manipuluje zdarzeniami w Westeros. Takich przykładów jest niestety wiele i szkoda, że te postacie, które często wzbudzały większe zaciekawienie niż Jon i Daenerys, są tak mało obecne.
Balans bohaterów to podstawa
Scenarzyści Gry o Tron przy przygotowaniu tego sezonu mieli przed sobą jeszcze jedno wyzwanie. Biali Wędrowcy byli niezwykle liczni, ale cały czas mieli do przebycia wielki mur, nie posiadali żadnej dodatkowej broni. Stwarzali zagrożenie, ale takie, które przy odpowiednim użyciu dostępnych zasobów da się zniszczyć. Wystarczy dużo ognia i powinno być dobrze. Trzeba było to zmienić.
Daenerys nie jest najinteligentniejszą postacią w serialu, podobnie z bohaterskim Jonem. Dlatego wyprawa po dowód istnienia zagrożenia dla Cersei niekoniecznie musiała się udać. Utrata smoka to jeden z najbardziej emocjonujących momentów tego sezonu. Kolejni bohaterowie umierali na weselach, zasadzkach i po zdradzie sojuszników, ale smok to jednak smok. I znacząco zmienił balans sił między Białymi Wędrowcami a wojskami Jona i Daenerys. Ten rebalans był potrzebny scenarzystom, aby uzasadnić rozmowy z Cersei. Walka na wiele frontów rzadko kiedy przynosi sukcesy, zatem należało pójść na kompromisy.
Co dalej?
Wyeliminowano również wcześniej wspomnianych Tyrellów i Dornijczyków – dzięki temu finalny sezon będzie mógł skupić się tylko i wyłącznie na walce z Białymi Wędrowcami (którzy przy okazji od zawsze mieli plan zdobycia smoka i zniszczenia w taki sposób muru) i starciu Cersei z Jonem i Daenerys. Pytanie jednak – czy w tym sezonie porządków nie wyrzucono przy okazji ciekawych wątków?
Sezon 8. nie ma jeszcze ustalonej daty premiery, ale na pewno będziemy musieli poczekać znacznie dłużej. Wstępnie mówi się o przełomie 2018/2019 roku. Finał będzie składał się z 6 odcinków.
Koniecznie dajcie nam znać w komentarzach, które z wątków z serialu (z wszystkich sezonów) najbardziej chcielibyście, aby scenarzyści jednak rozwinęli!