Jak nie drzwiami, to oknem. W taki sposób do sprawy produkcji swojego filmu podeszli kuzyni Robbie (Opiekunka) i Stephen (Arrow) Amell. Skoro więc wrota Hollywood pozostały dla autorskiej, rodzinnej wizji zamknięte, owym oknem musiała stać się zaangażowana społeczność.
Tym samym Code 8 rozpoczęło swoje życie w dość ciekawy sposób, bo jako dostępny za darmo w serwisie Youtube krótki metraż. Udostępniając prawie ośmiominutowe nagranie, twórcy chcieli sprawdzić, czy pomysł spodoba się widzom na tyle, by ci wsparli kampanię crowdfundingową. Jak się okazało, wynik przebił oczekiwania niemal dziesięciokrotnie. Zamiast założonych 200 tysięcy dolarów, udało się uzbierać niemal 2 miliony, a do najbardziej efektownej sekwencji walki bohaterów ze zmechanizowanymi przedstawicielami prawa szybko dopisano resztę historii. Jak w wielu tego typu przypadkach bywa, pytanie nasuwa się samo: czy jakość scenariusza usprawiedliwia przeszło 90 minut seansu?
Źródło: newslagoon.com
Zainspirowane, ale nie inspirujące
Prawdę mówiąc i tak, i nie. Dwojaka odpowiedź na to pytanie wynika z tego, że choć nie można odmówić Code 8 umiejętności zaangażowania widza, a historia nie sprawia wrażenia napisanej na przysłowiowym kolanie, tak próżno też szukać w niej jakichkolwiek znamion oryginalności. Mamy więc niedaleką przyszłość, ale taką, w której w rodzą się ludzie posiadający nadnaturalne zdolności. Jedni potrafią unosić nieludzkie ciężary, inni na zawołanie przetapiają metale lub strzelają z dłoni wyładowaniami elektrycznymi. Wzbudzający strach, ostatecznie zepchnięci na margines społeczny jako niebezpieczni, imają się różnych doraźnych zajęć, a ci najbardziej zdesperowani wchodzą na drogę zbrodni. Wśród tych ostatnich jest i główny bohater zamieszania, Reed. Próbując zorganizować pieniądze na leczenie śmiertelnie chorej matki, chłopak dowie się, że tam, gdzie w grę wchodzi szybki zarobek, o zaufanie i lojalność niezwykle trudno.
Już na podstawie powyższego można się domyślić, że historia w Code 8 to nic nowego pod słońcem, zwłaszcza dla miłośników gatunku. Ci odnajdą tu bez problemu echa X-Men, czy znacznie słabszych Mrocznych umysłów, doprawione sporą dawką znanych od lat klisz. Powtarzalne motywy, jak łobuz o złotym sercu, wojna klas, segregacja majątkowa czy próba podjęcia walki z opresyjnym systemem wcale nie muszą być jednak czymś złym – przynajmniej jeśli oferują coś więcej, niż przewidywalny na kilometr rozwój wypadków. Film panów Amellów niewiele jednak robi, by w jakikolwiek sposób przybliżyć nam realia świata przedstawionego i gdyby nie ich charyzmatyczne role po przeciwnych stronach barykady, w zasadzie nie byłoby na czym zawiesić oka.
Źródło: cinemascomics.com
Coś tam błyska, coś tam lśni
No, może poza efektami specjalnymi – bo to w zasadzie dzięki nim krótki metraż wywołał swego czasu małą sensację. Tu również wydłużony czas seansu nie przysłużył się Code 8, bo jednak czego innego oczekuje się od darmowego wideo znalezionego przypadkiem w sieci, a czego innego od pełnoprawnego filmu, mającego już z założenia przynosić twórcom zyski. I nie to, żeby CGI w Code 8 było słabe, to po prostu solidny, choć nie wywołujący opadu szczęki poziom.
Głównie narzekam, ale tak po prawdzie, to rodzinne przedsięwzięcie dwójki aktorów aż tak złe nie jest. To dobrze zagrane, wypełnione należytą dawką akcji półtorej godziny dystopijnego science fiction, które może i nie ma szans sięgnąć poziomu podobnie niskobudżetowej Perspektywy czy Kill Command, ale jako rozrywka na nudny, zimowy wieczór sprawdzi się w sam raz.
Film Code 8 jest już dostępny na platformie Netflix.
Nasza ocena: 5,7/10
Przyzwoite sci-fi z ciekawym rodowodem. W sam raz „do kotleta”.Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa wizualna: 7/10
Oprawa dźwiękowa: 5/10