Site icon Ostatnia Tawerna

Rutynowa inwazja demonów – recenzja gry „Wildcat Gun Machine”

Studio ChunkyBox Games w swym debiucie celuje w serca arcade’owych gier akcji, stawiając na dobrze znane mechaniki. Samo sięgnięcie do klasycznej formuły okazuje się jednak nie gwarantować sukcesu.

Nie ma czasu na pytania, mamy demony do ubicia!

Wildcat Gun Machine nie przejmuje się takimi problemami jak ekspozycje fabularne. Zespół musiał wyjść ze skądinąd całkiem słusznego założenia, że tworząc dynamiczną, arenową strzelaninę, bogata historia nie będzie dla odbiorców najważniejszym elementem. Z tym że trochę zagalopowano się w drugą stronę i poskąpiono czegoś, co nadawałoby sens naszym poczynaniom. Po wybraniu opcji nowej gry trafiamy prosto na pierwszą z dostępnych plansz, a bojowo nastawiona bohaterka z miejsca rusza do akcji. To, co bowiem widać, to że wydarzył się incydent dobrze znany fanom serii DOOM – futurystyczne korytarze zostały zalane przez demony z piekła rodem. Także bez żadnych dialogów czy rozważań, skąd taka sytuacja i co w ogóle protagonistka tam robi, pozostaje tylko brnąć do przodu i odsyłać potwory do domu przy użyciu rozbudowanego arsenału. A czy jest to przyjemne?

Wiele strzelania na próżno

Grę zaprojektowano w konwencji zwanej twin-stick shooter, czyli typu zręcznościowej gry akcji w rzucie izometrycznym, w której jedną gałką kontrolera sterujemy postacią, a drugą celujemy w stronę zastępów piekielnych, przemierzając kolejne połączone ze sobą korytarze, nierzadko wymagające uzyskania kolorowej karty do odblokowania ścieżki do dalszej części poziomu. Im zaś większe postępy czynimy, tym na naszej drodze pojawia się więcej wrogów, którzy – jak i okazjonalni bossowie – będą zalewać bohaterkę gradem pocisków, tworząc dosłowne bullet hell. Cóż, jest to formuła już dość wiekowa i bardzo mocno wyeksploatowana. Co nie znaczy, że nie może być ciekawie i przyjemnie zrealizowana, jak choćby przepełnione pomysłami rogalikowe Enter The Gungeon. Tyle że niestety Wildcat Gun Machine obiera ścieżkę bardzo bezpieczną i nie zaskakuje, będąc przy tym zwyczajnie… w porządku. Mamy do czynienia z grą poprawną formalnie, początkowo przyciągającą uwagę. Dość szybko odkrywamy kolejne typy zwinniejszych i wolniejszych przeciwników, wymuszających szybkie zmiany techniki, a pomagają w tym kolejne całkiem różnorodne bronie.

Krył się w grze potencjał na udaną pozycję, jednakże te podstawy nigdy nie wybijają się ponad dobrze znaną przeciętność, będąc przy tym obarczone istotnymi problemami. Co z tego, że mamy do dyspozycji 40 różnych sztuk uzbrojenia, skoro naraz dostępne są tylko dwa sloty, z czego jeden zarezerwowany na niezbyt przydatną broń krótką o nieskończonej amunicji. Najbardziej irytujący jest chyba jednak balans poziomu trudności. Kampania miewa wyraźne skoki, po bardzo łatwej sekcji potrafi zaskoczyć bardzo wymagającym bossem, ale i na odwrót, końcowy przeciwnik etapu może okazać się nieproporcjonalnie łatwy względem reszty planszy. Nie pomaga także wtórna struktura gry i jej powtarzalnych korytarzy, przez co mimo względnie krótkiego czasu potrzebnego na pokonanie tytułu wkrada się nuda.

Ładna inwazja

Można za to przyznać, że ogólne stonowane wrażenia ciągnie do góry naprawdę atrakcyjna oprawa. Choć nie jest to najbardziej oczywisty wybór, jeśli chodzi o obraną przez studio tematykę, to kreskówkowa grafika bardzo dobrze uzupełnia produkcję. Gra jest żywa i przepełniona kolorami, a szczególnie wyróżniają się różnorodne, ładnie animowane modele przeciwników, zaś w przypadku projektu bossów można mówić o popisaniu się pomysłami. Cieszy także względne zróżnicowanie estetyczne kolejnych lokacji, co pozwala nieco ukryć ich bliźniaczo podobną budowę. Uwagę przykuwają także barwne efekty wizualne towarzyszące działaniom bohaterki oraz oponentów, które sprawiają, że znacznie przyjemniej lawiruje się między morzem nadlatujących pocisków. Dynamicznej akcji smaku dodaje też równie energiczna, elektroniczna ścieżka muzyczna.

Oszczędź sobie bojów

Nie powiedziałbym, że Wildcat Gun Machine to gra rozczarowująca, bo i nie miałem co do niej szczególnych oczekiwań. To poprawnie sklejony twin-stick shooter, jakich wiele, ale zabrakło mechanik, które sprawiłyby, że pozycja ChunkyBox Games wybiłaby się ponad przeciętność. Przy wtórności treści nie pomoże tu nawet atrakcyjny styl graficzny. Osoby lubiące gatunkową konwencję wprawdzie i mogą spędzić z tytułem kilka udanych godzin, ale nie widzę powodu, by decydować się akurat na tę pozycję.

Nasza ocena: 5,7/10

Niezły bullet hell, lecz cierpiący na brak własnej tożsamości i postępujące znużenie generycznym projektem.

Grafika: 7/10
Udźwiękowienie: 6/10
Grywalność: 6/10
Oryginalność: 4/10
Exit mobile version