Gwiazda Brandona Sandersona od jakiegoś czasu jest jedną z najjaśniejszych na firmamencie fantastyki. Z tego też powodu wydawnictwo MAG podjęło decyzję o wznowieniu starszych dzieł tego autora. Jedno z nich to właśnie Rozjemca czy, jak występuje we wcześniejszym przekładzie, Siewca Wojny. Zmiana tytułu nie przyniosła ze sobą zmian w treści; dalej w tekście odnajdujemy „siewcę wojny”, a to jest oczywisty błąd w tłumaczeniu, ponieważ słowo „warbreaker” można swobodnie przetłumaczyć jako „łamacz wojny”, czemu znacznie bliższe wydaje się teraźniejsze „rozjemca”. Jako że uznaję siebie za wielkiego fana twórczości Brandona Sandersona, postanowiłem zapoznać się z tą książką. Jak wypadła? Czy opłaca się ją czytać? Postaram się odpowiedzieć na te pytania.
Rozjemcę skończyłem czytać jakiś czas temu, jednak wydarzenia w nim opisane mam bardzo głęboko zakorzenione w pamięci. Książka zabiera nas na jedną z planet w Cosmere (uniwersum stworzonym przez autora). Planetą tą jest Nalthis. Znajduje się na niej miasto-państwo Hallandren, gdzie włada Król-Bóg. Cała intryga obraca się wokół pięciu postaci: księżniczek Siri i Vivenny – wywodzących się z sąsiedniego państwa Idris, Darze Pieśni – zniechęconym bogu, jednym z kilku w Hallandren, Vasherze – tajemniczej postaci, tytułowym Rozjemcy oraz wspomnianym powyżej Królu-Bogu Susebronnie.
Motywem przewodnim powieści jest wisząca na włosku wojna między Idris a Hallandren. Każda z głównych postaci ma jakąś ważną rolę do odegrania. I tak Siri zostaje małżonką Króla-Boga i odkrywa, że wcale nie jest taki, jak go opisują. Następnie Vivenna w tajemnicy wyrusza z Idris, by ratować siostrę. Dar Pieśni zaś próbuje odkryć swoją przeszłość jako człowieka. W tym samym czasie Vasher powraca do Hallandren, by naprawić błędy, jakich dopuścił się wiele lat wcześniej. Historia oczywiście została okraszona niezwykłym rodzajem magii, co charakteryzuje twórczość Sandersona.
W Rozjemcy mamy do czynienia z tak zwaną BioChromą, która opiera się na Oddechach, których źródłem są zwyczajni ludzie. W chwili narodzin każdy posiada jeden, oczywiście można mieć ich więcej. Aby tak się stało, druga osoba musi przekazać swoje Oddechy innej dobrowolnie. Im więcej, tym postać taka ma większe zdolności, osiąga kolejne stopnie Wywyższenia, których jest w sumie dziesięć. Oddechy, poza wzmacnianiem percepcji, służą do budzenia różnych przedmiotów oraz w przypadku piątego i kolejnych Wywyższeń gwarantują tak zwaną „bezwieczność”, czyli coś na kształt nieśmiertelności. Taki rodzaj magii idealnie wpasowuje się w świat stworzony przez autora, jak w sumie każdy w jego twórczości. W Rozjemcy spotyka się też paru znajomych z innych części Cosmere, ale to już wam zostawiam do odnalezienia. Podpowiem tylko, że pewne indywiduum poznacie od razu, jak tylko zostanie przedstawione.
Po przeczytaniu książki moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Rozjemca w niczym nie ustępuje pozostałym dziełom Sandersona. Samo zakończenie sprawia, że usta mimowolnie składają się w krótkie „Wow!”. Nie dopatrzyłem się w nim wad ani jakichś błędów poza może tym nieszczęsnym tłumaczeniem „siewca wojny”.
Graficznie powieść wpasowuje się w resztę książek Sandersona wydawanych przez wydawnictwo MAG. Na okładce mamy postać Vashera ze swoim mieczem Krew Nocy (Nightblood). Oprawa pozycji jest twarda i ma wbudowaną zakładkę. Świetnie wygląda na półce obok pozostałych dzieł autora.
Podsumowując, polecam wszystkim, którzy znają, jak i nie znają twórczości Brandona Sandersona. Podróż na Nalthis jest jedną z najbardziej niezapomnianych. Miejmy tylko nadzieję, że autor da nam jeszcze coś spod znaku Vashera i BioChromy.