Site icon Ostatnia Tawerna

Romans tragedii greckiej z współczesnym antykinem. „Zabicie świętego jelenia” – recenzja przedpremierowa filmu

Yorgos Lanthimos ma na swoim koncie nominację do Oscara® za fenomenalnego Lobstera. Chociaż finalnie statuetka powędrowała do twórców Manchester by the Sea, dla wielu stało się jasne, że grecki reżyser ma bardzo wiele do opowiedzenia, a jego nietuzinkowe spojrzenie na ludzką naturę nie raz doprowadzi widzów na skrajne poziomy odczuwania. Zabicie świętego jelenia tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziło.

Film opowiada historię dziwnej relacji między nastoletnim Martinem (Barry Keoghan) a kardiochirurgiem (Colin Farrell). Czuć między nimi niezrozumiałe napięcie, od pierwszych kadrów zadajemy sobie pytanie, co ich łączy, a co dzieli. Okazuje się, że w obu przypadkach jest to tragedia chłopca –w wyniku nieudanej operacji stracił ojca. Reżyser dość szybko sygnalizuje nam motywy zachowania bohaterów, co lekko odbiera satysfakcję z samodzielnego docierania do prawdy. Jednak ze względu na brutalność historii i jej ładunek emocjonalny nie przejmujemy się tym od razu – to raczej efekt późniejszej refleksji.

Bezpośrednio po seansie byłam rozbita na tysiąc kawałków. Wydawało mi się, że wszystko dookoła porusza się w zwolnionym tempie. Chcąc zatrzymać w pamięci jak najwięcej z tego uczucia, zanotowałam kilka pierwszych, bardzo chaotycznych, myśli i zdecydowałam, że spróbuję podzielić ten film na czynniki pierwsze, zanim dokonam jakiegokolwiek osądu. Musiałam podejść do tematu z dystansem, żeby zadość uczynić twórcom i po wszystkim zasnąć spokojnie.

Muzyka

Już pierwsze dźwięki, które słyszymy, dają do zrozumienia, że wszystkie kolejne będą integralną (lub czasami, dezintegralną) częścią obrazu. Swoją surowością doskonale harmonizują się z kadrami, by wybrzmiał sens całej sceny.

Kadr z filmu „Zabicie świętego jelenia”

Muzyka w filmie podpowiada nam, kiedy wydarzy się coś złego, prowadzi nas przez, pewnego rodzaju, ścieżkę nastrojów. Być może jest to zbyt dosłowne i zamiast ułatwiać interpretację, zdradza za dużo? Grecki reżyser nie dba jednak o dobre samopoczucie widza i komfort przyswajania. Bardziej obrzuca nas dźwiękami. Raz są to kakofoniczne potwory, raz łagodne, chociaż przesycone niepokojem melodie.

Obraz

Lanthimos żongluje obrazem,  często pokazuje aktorów z bardzo bliskiej perspektywy, by potem uciec kamerą w inny punkt planu. Chce, żebyśmy przeżywali emocje wraz z bohaterami. W części scen stawia też na pokazanie postaci z perspektywy planu ogólnego lub korzysta z niepełnych ujęć zasłaniających fragment klatki.

To nie są ładne, łatwe i akademickie kadry. Chwilami można odnieść wrażenie, że celowo zostały popsute. Nadają poszczególnym scenom dodatkowego ciężaru lub wręcz onirycznej lekkości. Bywa, że romansują z symetrią, jednak zawsze jakiś element zniweczy ten efekt. Na skutek tych działań widz może odczuwać dyskomfort.

Bohaterowie

Postaci komunikują się ze sobą w sposób wyprany z wrażliwości. Od pierwszych scen da się wyczuć pewną nienaturalność. Przywodzi to, trochę, na myśl czytanie opowiadania z podziałem na role. Co ciekawe, doskonale się to sprawdza, biorąc pod uwagę, jak wiele znajdujemy tu nawiązań do antycznych tragedii i biblijnych przypowieści. Bohaterowie stają przed dylematem, jakiego nie powstydziłby się William Styron, autor Wyboru Zofii, jednak ich odczuwanie emocji, które przecież powinny kipiećbyć tym faktem mocno przytłoczony – dla każdego człowieka zetknięcie z tak tajemniczymi i mrocznymi okolicznościami wiązałoby się z wstrząsem i wzburzeniem.

Kadr z filmu „Zabicie świętego jelenia”

Według mnie odtwórcy głównych ról wykazali się ogromnym kunsztem. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na ich miejscach. Warto tu wspomnieć, że Yorgos Lanthimos po raz drugi zdecydował się na współpracę z Colinem Farrellem, który większości może kojarzyć się z rolami amantów.

Motyw zemsty

Reżyser w wywiadzie opowiada o procesie twórczym. Deklaruje, że punktem wyjścia nie był dramat rodzinny i wiążące się z nim emocje, tylko chęć adaptacji motywu odwetu za wszelką cenę i poszukiwania sprawiedliwości. Lanthimos podejmuje tematykę wiary, dokonywania wyborów. Zadaje, sobie i nam, odwieczne pytanie – co jest dobre, a co złe? Dociera do najgłębszych zakamarków naszych serc. Każe nam odpowiedzieć sobie na gorzkie pytanie – ile moglibyśmy poświęcić w imię mniejszego zła – przy okazji informując nas, że cena będzie najwyższa z możliwych.

Zapytany o czynnik nadprzyrodzony, tłumaczy, że był on środkiem do wzmocnienia wydźwięku filmu i tłem dla smutnych wydarzeń, potęgującym presję wywieraną na bohaterach jako coś nieuchronnego. Jest to dla mnie o tyle sensowne, że twórcy nie starają nam się tłumaczyć, jaka moc powoduje całą tragedię. Nie mamy pewności, czy to dzieło chłopca szukającego zemsty, czy może jakaś tajemnicza magia działa na niekorzyść rodziny lekarza.

Kadr z filmu „Zabicie świętego jelenia”

Podsumowanie

Nie wyobrażam sobie, żebym od kogokolwiek usłyszała, że Zabicie świętego jelenia to jej/jego ulubiony film. Prędzej spodziewam się fali krytyki pod adresem twórców, że za dużo, że za bardzo, że niepotrzebnie. Jednak zawsze uważałam, że sztuka, która łamie pewne konwenanse i odważnie przedziera się przez nasze postrzeganie rzeczywistości, powinna zostać, przynajmniej, zapamiętana. Możliwe, że Yorgos Lanthimos wychodzi z podobnego założenia i nie zacznie kręcić przyjemniejszego kina. Zupełnie szczerze mogę stwierdzić, że jest to jeden z filmów, którego długo nie zapomnę, ponieważ zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie podjęłam próby utożsamienia się z głównym bohaterem, zdecydowanie wolałam pozostać w roli widza.

Nasza ocena: 7,7/10

Nie wyobrażam sobie, żebym od kogokolwiek usłyszała, że Zabicie świętego jelenia to jej/jego ulubiony film.



Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 9/10
Oprawa wizulana: 6/10
Oprawa dźwiękowa: 10/10
Exit mobile version