Site icon Ostatnia Tawerna

Rób to, w czym jesteś najlepszy – recenzja komiksu „Punisher”, t. 1

Frank Castle powraca! I wcale nie zamierza się zmieniać. Nadal jest Punisherem i wypowiada wojnę kolejnym przestępcom. Co się jednak stanie, gdy inni postanowią pójść w jego ślady?

Drżyjcie, mafiozi!

Po serii Punisher Max Egmont ponownie daje nam możliwość poznania przygód Franka Castle. Tym razem na rynek trafia on w odsłonie Marvel Knights, a pierwszy tom nosi po prostu tytuł Punisher. Słynny Pogromca trafia w nim ponownie do Nowego Jorku, a za swój cel obiera mafię, na której czele stoi Mateczka Gnucci. Frank likwiduje kolejnych zbirów, aż wreszcie zostaje przeciw niemu wysłany niejaki Rusek, nadludzko silny i odporny człowiek, który przysporzy Frankowi sporo kłopotów. Zresztą bohater ma także inne zmartwienia. Jego tropem podąża także policja, która chce dorwać go żywego lub martwego. Ponadto w mieście pojawiają się osoby, które pragnąc go naśladować, zabijają tych, których sami uznają za właściwych do likwidacji.

W dalszej części albumu Punisher trafia na wyspę Grand Nixon, miejsce będące azylem dla najgorszych zwyrodnialców z całego świata. Głównodowodzący placówką, niejaki Kreigkopf, zamierza wykorzystać próby jądrowe prowadzone przez Francję, przejąć kilka bomb i zrucić je na Europę oraz USA. Frank oczywiście chce go powstrzymać, a przy okazji dowiedzieć się, przez kogo jest on finansowany.

Tylko dla dorosłych!

Punisher to komiks niezwykle krwawy i brutalny, a momentami zawierający również podteksty erotyczne. Jego fabuła jest niezwykle prosta. Frank robi to, co potrafi najlepiej – zabija kolejnych zbirów. Przez większość historii prze naprzód niemal bez zadrapania i zostawia za sobą stosy trupów, z których tylko część ma to szczęście, że ginie od strzału w głowę, czyli szybko i bezboleśnie. Pozostali są rozjeżdżani, spalani, rozrywani wybuchem czy nawet na strzępy przez niedźwiedzie polarne. Tak naprawdę jedynym poważniejszym problemem Franka jest nadludzki i przerysowany Rusek. Za tę jatkę odpowiada duet Garth Ennis i Steve Dillon. Obaj panowie znani są przede wszystkim z pracy nad Kaznodzieją, komiksem wydawanym przez Vertigo i pod szyldem DC Comics (na jego podstawie powstał także serial z Domiciem Cooperem w roli głównej). Jeśli ktoś czytał wspomnianą serię, to już wie, czego spodziewać się po Punisherze. Autor nie wysila się tu na jakieś głębsze historie skłaniające do przemyśleń. Owszem, pojawia się wątek naśladowców Franka, którzy zabijają niemal na oślep, a także dylemat stawiany przez Castle’a Daredevilowi, ale to w zasadzie wszystko. Reszta to po prostu rozwałka w wielkim stylu. Także pod względem graficznym można by rzec, że zeszyt nie jest wybitny. Zawiera dość proste i nieco karykaturalne ilustracje idealnie pasujące do scenariusza. To sprawia, że album, który mógłby wydawać się mało oryginalny i nawet nieciekawy, zyskuje na atrakcyjności. Sami autorzy zresztą od początku twierdzili, że bawią się Frankiem i chcą dać czytelnikom prostą rozrywkę. I to im się udało. Choć jest tu krwawo, to możemy się przy tym pośmiać. Najlepszą rekomendacją niech będzie fakt, że choć komiks zawiera ponad 400 stron, to czas przy nim mija niezwykle przyjemnie i szybko. Czyli zgodnie z zamierzeniem twórców!

Ja już to gdzieś widziałem…

Warto wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy – otóż omawiany Punisher był źródłem inspiracji dla Jonathana Hensleigha przy tworzeniu filmu o tym samym tytule, który do kin trafił w 2004 roku. Przypomnijmy, że tam w postać tytułowego bohatera wcielił się Thomas Jane, a na ekranie towarzyszyli mu John Travolta, Will Patton czy Rebecca Romijn. Obraz jest połączeniem początków Franka, czyli momentu, gdy traci on rodzinę, i właśnie komiksu stworzonego przez duet Ennis-Dillon. Wprawdzie nie ma w nim Howarda Sainta, a zamiast niego jest właśnie Mateczka Gnucci, ale sam Castle także zaszywa się w jednym z bloków, ma trójkę sąsiadów, którym pomaga i których chroni oraz odwiedza go przypakowany Rusek. Filmowcy przedstawili nawet brutalną scenę, w której to zbiry wyrywają z ciała Dave’a liczne kolczyki, masakrując przy tym jego twarz. Jeśli więc lubiliście tę adaptację, to z pewnością do przeczytania komiksu już zachęcać Was nie trzeba!

Dodatek

W pierwszym tomie Punishera znajdziecie także kilka bonusów. Egmont już przyzwyczaił nas, że na końcu znaleźć możemy kilka alternatywnych okładek, i tak jest również tym razem. Ponadto są tu także dwa swego rodzaju listy napisane przez Gartha Ennisa – W obronie Punishera oraz Wojna samozwańczych stróżów prawa, czyli manifest Punishera – w których to autor wyjaśnia, co kierowało nim przy tworzeniu komiksu i jaki cel chciał osiągnąć. Dodatkowo znajduje się tu także pierwotny scenariusz zeszytu.

Poza tym w albumie zamieszczono fragment historii Punisher zabija uniwersum Marvela. Jest to alternatywna przygoda, w której to Frank zabija każdego znanego bohatera i złoczyńcę stworzonego przez Dom Pomysłów. Możecie tu zobaczyć jego walkę z Wolverine’em, Spider-Manem, Venomem, Hulkiem, Kingpinem czy Doktorem Doomem. Jest to oczywiście rodzaj ciekawostki i krwawej zabawy z superbohaterami. Później tym samym tropem poszedł również Deadpool, który także miał okazję pozbyć się wszystkich pozostałych trykociarzy i bad-guyów.

Z przymrużeniem oka?

Do komiksu Punisher należy podejść zgodnie z oczekiwaniami twórców, czyli z dystansem. To nie jest górnolotna historia z przekazem o szlachetnym superbohaterze walczącym z inteligentnym przestępcą i własnymi słabościami czy sumieniem. Mamy tu do czynienia z groteskową przygodą, w której główny bohater robi to, co lubi i umie najlepiej, czyli zabija. Bez przeszkód kładzie trupem kolejne zastępy wrogów i nawet się przy tym nie poci. Za skórę zachodzi mu tylko komiczny Rusek, którego nie zabije nawet pozbawienie głowy! Pomimo wysokiego poziomu brutalności jest tu całkiem zabawnie, a sam album czyta się z przyjemnością. Jeśli więc szukacie prostej rozrywki dla odprężenia, to Punisher będzie dla Was strzałem w dziesiątkę!

Nasza ocena: 7,1/10

Twórcy postawili na prostą przygodę i dobrą rozrywkę i z pewnością osiągnęli swój cel!

Fabuła i bohaterowie: 6/10
Oprawa graficzna: 5/10
Wydanie: 7,5/10
Frajda: 10/10
Exit mobile version