Site icon Ostatnia Tawerna

Rewolucji tu nie będzie… – recenzja 1. sezonu serialu „Rewolucja”

Nowy serial kostiumowy Netflixa kusi widzów alternatywną wizją jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Europy. Chociaż interesujących pomysłów nie brakuje, to można mieć wątpliwości co do sposobu przeniesienia ich na ekran.

Krwawe starcie w nowej odsłonie?

Trzeba przyznać, że u podstaw Rewolucji znajduje się naprawdę ciekawy koncept, w teorii dający twórcom szerokie pole do kreatywnego popisu. Produkcja zabiera widzów do Paryża roku 1787 – na dwa lata przed wybuchem faktycznego przewrotu.

W serialowej rzeczywistości także napięcie społeczne rośnie, ale w nieco innych okolicznościach, niż mogłoby się wydawać. Oto przyszły wynalazca gilotyny, Joseph Guillotin (Amir Abou El Kacem), odkrywa, że po Francji krąży wirus tajemniczego pochodzenia (nie jestem pewien, czy to aby najbardziej stosowny motyw fabularny w 2020 roku), wywołujący dość nietypowe skutki. Zarażeni arystokraci odkrywają w sobie bowiem potrzebę dokonywania wampirycznych mordów na przedstawicielach niższych klas społecznych, przy zawziętości, jakiej mogłyby pozazdrościć typowe żywe trupy.

Równolegle zaś śledzimy losy młodej szlachcianki Elise (Marilou Aussilloux) i jej siostry Madeleine (Amélia Lacquemant), zdającej się przewidywać ponurą przyszłość. Brzmi jak prequel Resident Evil i nie przywołuję tu serii Capcomu bez powodu, bo na początku nastawiałem się właśnie na dość zbliżone doświadczenie – kiczowate, krwawe, ale zabawne i angażujące. Metafora bogaczy dosłownie pożerających biedotę zdaje się do takiej konwencji idealnie pasować. Niestety, im dalej w las, tym większy zawód.

Co poszło nie tak?

Szybko ujawnia się główny problem serialu, w postaci jakości scenariusza Aurélien Molas. Jak na obraną tematykę, historia próbuje być zbyt poważna, atakując widza licznymi dramatami i tracąc przy tym lekkość. Podejście „na serio” samo w sobie nie jest oczywiście niczym złym, a wręcz przeciwnie, ale wymaga większego dopracowania, by skupić zainteresowanie odbiorcy na opowieści. Tak się jednak nie dzieje.

Jak to niestety często bywa w formatach streamingowego giganta, całość wydaje się być sztucznie rozciągnięta do formy serialu. Co rusz pojawiają się nowe wątki, co sprzyja narracyjnemu chaosowi, ale jednocześnie rozwijane są one na tyle powoli, że opowieść najzwyczajniej męczy. Nie pomaga przy tym spore natężenie postaci, co do których w większości trudno wyrobić sobie jakikolwiek stosunek, czy w ogóle je zapamiętać, gdyż nie poświęcono im wystarczającej uwagi w ciągłym skakaniu od sceny do sceny. Oczywiście znajdą się także wyjątki, jak choćby antagonista, rozbrajający swą nikczemnością.

Nierówna jakość

Trzeba jednak przyznać, że Rewolucja stoi na wystarczająco solidnym poziomie realizacyjnym. Netflix musiał przeznaczyć na francuską produkcję całkiem spory budżet. Efektem tego jest bogata w szczegóły scenografia i stroje bohaterów, zaś francuska obsada sprawdza się naprawdę dobrze i trudno mieć większe zastrzeżenia co do doboru ról.

Podobnie sceny z udziałem zombie-arystokratów zdecydowanie cieszą oczy. Tyle że jest tego za mało. Można odnieść wrażenie, iż pierwszy sezon Rewolucji to jedynie swoisty pilot dla obecnych czasów, w którym twórcy przede wszystkim testują format. W zasadzie dopiero pod koniec następuje pełnoprawne zawiązanie akcji, pod przyszłe, potencjalnie interesujące wydarzenia. Intrygująca otwierająca scena, która przedstawia postapokaliptyczną rzeczywistość, dzieje się już dwa lata po zaprezentowanych dotąd wydarzeniach. Paradoksalnie, historyczna stylizacja mogła nie okazać się atutem, generując koszty wymuszające ograniczenie skali opowieści samej w sobie. A w serialu tego typu jest to działanie raczej niepożądane.

Pozostaje pytanie, czy obrana technika prezentacji zda egzamin i doczekamy się drugiego sezonu? Cóż, biorąc pod uwagę dotychczasowy efekt, obawiam się, że Rewolucja może trafić do sporego zasobu seriali „zgilotynowanych” przez Netflixa już po pierwszym sezonie (ale i tak zapychających bibliotekę). Niemniej, nadal widać spory potencjał, tylko twórcy będą musieli się naprawdę mocno postarać, by go pokazać.

Nasza ocena: 5,5/10

Rewolucja przyciąga uwagę ciekawym konceptem, który jednak nie został z powodzeniem zrealizowany – a szkoda!

Fabuła: 4/10
Bohaterowie: 5/10
Oprawa wizualna: 7/10
Oprawa dźwiękowa: 6/10
Exit mobile version