Historia gatunku beat’em up jest prawie równie długa, co dzieje gier komputerowych. Na przestrzeni lat powstały kultowe tytuły, w tym Cadillacs and Dinosaurs, serie Final Fight oraz Streets of Rage. Jednym ze spadkobierców epoki arcade jest Shank – małomówny mściciel z piłą tarczową i tequilą.
Na serię składają się dwa tytuły, które są do siebie tak podobne, że grzechem jest mówić o nich oddzielnie. W obu przypadkach główną postacią jest tytułowy ex-gangster Shank, a za całość odpowiada Klei Entertainment, które znane jest obecnie z serii Don’t Starve oraz symulatora przetrwania w kosmosie – Oxygen Not Included. Podobnie jak w przypadku innych gier kanadyjskiego studia, tytuł charakteryzuje się rysowaną grafiką, świetnie znoszącą próbę czasu. Ośmioletni już Shank 2 nie ma się czego wstydzić nawet w porównaniu do chociażby Streets of Rage 4, które zadebiutowało na platformie Steam pod koniec kwietnia.
Człowiek demolka
Jak sam tytuł wskazuje, gra nie skupia się na wymianie zdań ze spotkanymi postaciami. Shank – z angielskiego nóż-samoróbka, a także czynność atakowania kogoś improwizowaną bronią białą (po polsku mógłby nazywać się pan Tulipan) – prowadzi rozmowy jedynie w czasie krótkich przerywników filmowych. Nie wysila się w nich jednak na szekspirowskie konstrukcje językowe i szybko dowiadujemy się, na kim nasz bohater będzie się mścił lub kogo będzie ratował. Banalna motywacja nie zraża jednak protagonisty, by niestrudzenie parł przed siebie, pokonując kolejne fale wrogów. Wyrównując rachunki, Shank czerpie inspirację z filmów Quentina Tarantino i rozlewa ilość krwi wystarczającą, by wprawić w zakłopotanie pracowników Regionalnej Stacji Krwiodawstwa.
Krzesłem go, krzesłem!
Do upuszczania płynów ustrojowych bohater korzysta z arsenału zawierającego łącznie 10 przedmiotów. Poza charakterystycznymi/tytułowymi nożami, na liście znajdują się egzemplarze broni białej oraz palnej, granaty, miny i koktajle Mołotowa, a ewentualne braki inwentarza Shank nadrabia tym, co znajdzie na swojej drodze. Jest to o tyle ważne, że nasz bohater nie należy do wybrednych i chętnie improwizuje – w czasie przygód jest nam dane skorzystać m.in. z miotaczy ognia, harpunów czy leżącego nieopodal zlewu. O dziwo, mimo że bohater korzysta z tequili zamiast apteczek, graczowi nie jest dane zrobić tulipana i użyć go na przeciwnikach.
Nie ma łatwo
Poziom trudności (w szczególności w drugiej części cyklu) jest wysoki. Na ekranie dzieje się bardzo dużo i trzeba skupienia, aby przejść dowolny etap na domyślnych ustawieniach bez ani jednej śmierci. Najbardziej uderzające jest to, że gra nie zapewnia zbyt wielu okazji do całkowitego wyleczenia bohatera – byłem zaskoczony, kiedy ostatkiem sił dotarłem do checkpointu przed końcowym bossem pierwszego(!) etapu i nie zostałem wyleczony na 100% przed przystąpieniem do ostatniej walki. Kluczowi przeciwnicy, choć przewidywalni, potrafią jednym ciosem zabrać ponad połowę paska życia, więc od początku musiałem mieć się na baczności.
Taniec z nożami
W grze jest kilkanaście rodzajów wrogów, ale w skrócie można podzielić ich na cztery grupy – trzy kategorie wagowe „regularnych” adwersarzy oraz strzelcy. Używają oni najróżniejszych możliwych broni i korzystają z każdej okazji, by użyć jej na naszym bohaterze – nie czekają na swoją kolej, gdy ich towarzysz niedoli jest dekapitowany przez Shanka. W związku z tym prawdopodobnie najważniejszym przyciskiem podczas walk jest ten odpowiedzialny za uniki. Te (dzięki kilku klatkom nietykalności, jakie zyskuje w tym czasie postać) zapewniają użytkownikowi możliwość względnie bezpiecznego poruszania się. Pozwala to również rozbudowywać choreografię mierzoną w kolejnych ciosach na liczniku combo, jednak – jak zauważył kiedyś architekt Numernabis – do tańca trzeba dwojga.
Bo do tanga trzeba dwojga…
Obie części serii pozwalają na zabawę w dwie osoby. W Shank mamy do czynienia z kampanią kooperacyjną, stanowiącą prequel opowieści z rozgrywki dla jednego gracza. W Shank 2 natomiast wspólnie eliminujemy kolejne fale wrogów w ramach trybu survival. Przed rozpoczęciem zmagań wybieramy spośród szesnastu postaci, które różnią się od siebie statystykami oraz wyposażeniem, a także jedną z trzech dostępnych lokacji. Można też zagrać w tryb przetrwania samotnie, jednakże wygranie w pojedynkę graniczy z cudem. Dość powiedzieć, że kilka lat temu, grając samemu, dotarłem najdalej do 27. z 30 fal i do tej pory nie mogę odżałować, że nie sprostałem zadaniu, będąc już tak blisko końca.
Berzerk
Tytuł daje duże pole do popisu graczom chcącym w pełni zrozumieć mechanikę gry. Shank posiada ten specyficzny rodzaj magii, try hard factor, dzięki któremu można zapomnieć o otaczającym gracza świecie, w pełnym skupieniu egzekwując kolejne serie ciosów. Ludzie lubiący wyzwania z pewnością będą się dobrze bawić, szczególnie że gra dobrze zniosła próbę czasu, jest praktycznie pozbawiona bugów i wygląda równie dobrze, jak w dniu premiery. Jedynym minusem jest krótka kampania single player –można ją spokojnie ukończyć w 5 godzin.