Przyszedł taki moment w moim dzieciństwie, kiedy wiedziałem, że przygodówki point’n’click będę kochał i grał w nie do końca życia. Nie pamiętam już, który konkretnie tytuł przyczynił się do tego wielkiego odkrycia, ale z całą pewnością Książę i Tchórz był jednym z nich.
Paweł dostaje komputer
Wszystko zaczęło się w roku 1998. Większość, jeśli nie wszystkie ośmiolatki przystępowały do komunii, a jak zapewne wiecie, najważniejsze w tym całym wydarzeniu są prezenty, którymi zasypują nas krewni. Wtedy otrzymałem swój pierwszy komputer i zaczęła się moja przygoda z grami na tę zacną platformę. Jednymi z pierwszych tytułów, w jakie przyszło mi zagrać, były właśnie przygodówki. Takie tytuły jak Ace Ventura czy The Neverhood wkrótce znałem niemal na pamięć. W moich wspomnieniach to jednak Książę i Tchórz pozostawił najtrwalszy ślad. Jest to polska produkcja studia Metropolis Software, nad którą pracowały tak duże nazwiska, jak Adrian Chmielarz czy Jacek Piekara.
Dusza młodego w ciele zamożnego
Na samym początku gry zostajemy powitani przez brodatego jegomościa, który okazuje się czarodziejem o imieniu Arivald. Opowiada on o młodzieńcu, który zawierając dość niefortunną dla siebie umowę z demonem, sprawił, że jego dusza znalazła się w ciele księcia imieniem Galador. Kiedy nasz bohater w swoim nowym wcieleniu trafia przed oblicze Czarnego Rycerza, robi to, co wielu z nas uczyniłoby na jego miejscu: ucieka. Przygoda rozpoczyna się na cmentarzu. Nie dość, że nie mamy nic i nie wiemy, co robić, jedyna postać przebywająca z nami w tym miejscu niespecjalnie pali się do pomocy.
Jest pięknie i kolorowo
Od razu po rozpoczęciu rozgrywki w oczy rzuca nam się mnogość kolorów. Ręcznie rysowane postacie i tła z masą szczegółów wyglądają bardzo dobrze w zestawieniu z dzisiejszymi produkcjami. Często zamiast posuwać historię do przodu, przechodziłem między lokacjami i podziwiałem szczegóły grafiki. Rozgrywka jest typowa dla gier typu point’n’click. Poruszamy się za pomocą myszki, mamy rozwijaną listę poleceń typu obejrzyj, zabierz czy porozmawiaj i wykorzystujemy zebrane przedmioty do rozwiązywania zagadek i rozwoju fabuły. Gra oferuje również elementy zręcznościowe, które wymagają nieco cierpliwości i wprawy. Kiedy podchodziłem do nich pierwszy raz, wydawały mi się niemożliwe do przejścia i musiałem prosić o pomoc kogoś dorosłego. Jednak okazało się, że przy odrobinie samozaparcia można dać sobie radę ze wszystkim.
Głosy i humor
Kolejnymi elementami, które robiły ogromne wrażenie, były głosy postaci oraz humor. Pod względem doboru aktorów do postaci wiele gier mogłoby się uczyć na przykładzie Księcia i Tchórza. Nie wydaje mi się, aby dało się to zrobić lepiej. Na szczególną uwagę zasługuje postać Arivalda, której swojego głosu użyczył sam Kazimierz Kaczor. Aktorstwo wręcz wylewało się z ekranu. Również humor jest w tej produkcji wszechobecny. Przy moim pierwszym podejściu nie rozumiałem wszystkich żartów i w pełni doceniłem je dopiero po latach. Nie brakuje w nich nawiązań do dzieł popkultury tj. Terminatora czy sagi o Wiedźminie, jednak w większości przypadków mamy do czynienia z humorem autorskim. Objawia się on też przy niektórych zagadkach. Kto by pomyślał, że najlepszym sposobem na złapanie szczura jest wepchnięcie kogoś do dziury, aby zrobił to za nas. Genialne.
Tytuł, który zapamiętam
Wspominałem już, że Książę i Tchórz był dla mnie ważny. Jest to jedna z pierwszych przygodówek, w jakie przyszło mi zagrać. Między innymi dzięki niej uwielbiam do dziś ten typ gier i uważnie śledzę, jakie nowości mają się ukazać w najbliższych miesiącach. Od momentu pierwszego ukończenia gry wracałem do niej kilkakrotnie na przestrzeni lat i za każdym razem doceniałem ją coraz bardziej. Książę i Tchórz po dwudziestu jeden latach, jakie minęły od premiery, ciągle wygląda bardzo ładnie, brzmi dobrze i potrafi dostarczyć frajdy oraz nieco intelektualnego wyzwania. Jeśli macie taką możliwość, wyciągnijcie z piwnicy swój stary komputer z Windowsem 95 lub 98 i grajcie.