Site icon Ostatnia Tawerna

Retro strzelanina na latających wyspach – wrażenia z wersji alfa gry „Black Skylands”

Twórcy Black Skylands planują zaoferować nam staromodną rozgrywkę okraszoną pixelartową grafiką, za pośrednictwem których otrzymamy możliwość eksploracji otwartego, steampunkowego świata złożonego z unoszących się w powietrzu wysp. Czy jednak kilkunastominutowe demo wystarczy, by zaostrzyć apetyt graczy na premierę zapowiadaną na końcówkę bieżącego roku?

W styczniu niewielkie rosyjskie studio Hungry Couch Games udostępniło w serwisie Steam pierwszy trailer ukazujący gameplay swojego nowego produktu – Black Skylands. Niedługo później trafił do nas pierwszy grywalny wycinek wzmiankowanego tytułu. Jako że stanowi on raczej prezentację szkieletu rozgrywki, a więc przede wszystkim podstawowych mechanik związanych z walką i eksploracją, niewiele będę w stanie powiedzieć o takich aspektach jak fabuła czy obiecywana różnorodność środowiska, obsługa cyklu dnia i nocy itd. Na to z pewnością przyjdzie jeszcze pora. Skupmy się zatem na tym, co da się ocenić już teraz!

Jak już wspomniałem, mamy tu do czynienia z dość dynamiczną strzelanką w oldschoolowym wydaniu – kontrolowaną postać widzimy od góry, ona zaś pozostaje cały czas pośrodku kadru, który przesuwa się wraz z nią, gdy się poruszamy. Nasz bohater może się poruszać w dowolnym kierunku oraz obracać się, podążając wzrokiem za celownikiem, który obsługujemy myszką lub joystickiem. Sprawy mają się odrobinę inaczej, gdy zasiądziemy za sterami swojego powietrznego statku (o czym opowiem za chwilę), ale i to nie wywraca gameplayu do góry nogami. Sama koncepcja jest zatem bardzo prosta.

Przy pierwszym uruchomieniu demo robi zupełnie dobre wrażenie – choć menu główne jest na razie dość szczątkowe, opatrzono je całkiem ładną pikselową grafiką, zaś rozpoczęcie gry umila dopracowany, „epicki” utwór ze ścieżki dźwiękowej. W wersji alfa naszym zadaniem jest zwiedzenie tzw. Zachodniej Wyspy i oczyszczenie jej z przeciwników, co wystarcza na ok. 20 minut zabawy. Na początku i końcu przygody zobaczymy garstkę okien dialogowych ukazujących bohaterów w charakterystycznym dla tytułu stylu, znanym nam już z menu oraz obrazków promocyjnych. Grafika w trakcie rozgrywki jest stosunkowo prosta, ale nie kłuje w oczy rozpieszczone dzisiejszym fotorealizmem. Kolory są żywe, a paleta barw szeroka, więc na całość przyjemnie się patrzy. Na pochwałę zasługują tu też modele powietrznych okrętów, których dopracowaniu twórcy z pewnością poświęcili szczególną uwagę.

Hyc z wysepki na wysepkę, mordując wszystko, co się rusza…

Aspektami, którym można się na tę chwilę przyjrzeć najbliżej, są walka i piesza eksploracja świata. Ta pierwsza jest bardzo dynamiczna i po wstępnym opanowaniu sterowania naprawdę przyjemna i satysfakcjonująca. Już na tym etapie rozwoju gry zmierzymy się z kilkoma rodzajami oponentów, zarówno ludzkich, jak i zwierzęcych. Przeciwnicy ci nie pozwolą nam się nudzić, gdyż każdy porusza się na swój odmienny sposób oraz dysponuje innym rodzajem ataku. Znajdziemy tu różnorakie bronie dystansowe, wrogów usiłujących nas uderzyć lub ukąsić, a nawet biegnące ku nam samobójcze stwory eksplodujące w chwili śmierci. Arsenał po naszej stronie również zapowiada się całkiem imponująco – w wersji alfa możemy skorzystać z pięciu pukawek, z których niektóre posiadają nawet alternatywny tryb ognia. Oprócz tego twórcy pokusili się też o zaimplementowanie całkiem przyzwoitej destrukcji otoczenia, wobec czego zdecydowaną większość obiektów na mapie możemy w ten czy inny sposób zniszczyć. Nie zapomniano też oczywiście o nieśmiertelnych „wybuchających beczkach”.

Jedyne, co w mojej opinii wyraźnie prosi się o dopracowanie, to praca kamery podczas potyczek. Gdy strzelamy i poruszamy się gwałtownie na boki, próbując unikać pocisków przeciwnika, ekran trzęsie się niemiłosiernie, poważnie utrudniając celowanie i ogólne ogarnięcie sytuacji. Rozumiem, że efekt ten miał jeszcze bardziej dynamizować gameplay, lecz jak na mój gust w chwili obecnej jedynie frustruje i wprowadza niepotrzebny chaos. I bez tego precyzyjne mierzenie do wrogów jest zresztą o tyle trudne, że gdy się poruszamy, kursor wykonuje przesunięcia analogiczne do naszej postaci. Co mam na myśli? W strzelance tego typu stanie w miejscu oznacza szybką porażkę, bo przeciwnicy rzadko chybiają sami z siebie. Niestety, kiedy zrobimy np. krok w górę bez poruszania myszą, nasz celownik również przesunie się o jedną klatkę do góry, zachowując swoją pozycję na ekranie, lecz nie na mapie. Nie możemy więc raz wycelować we wroga, a potem swobodnie biegać – każdy nasz ruch musimy „kontrować” przesunięciem celownika w przeciwnym kierunku, co przy tak szybkich i opartych na zręczności potyczkach nie jest proste.

Eksploracja na razie nie należy do najciekawszych ze względu na wielkość mapy ukazanej w wersji demo – ot, dość liniowo biegamy od jednego skupiska oponentów do kolejnego, a po drodze zbieramy amunicję, apteczki i nowe rodzaje broni. Całość urozmaicają nieco miejsca, w których musimy „skakać” pomiędzy niewielkimi wysepkami przy użyciu jet packa, nie jest to jednak nic nadzwyczajnego. Być może ta prosta i dość sympatyczna mechanika zostanie lepiej wykorzystana na dalszym etapie produkcji gry.

Latać każdy może, czasem trochę lepiej, czasem trochę gorzej

Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie też krótka sekwencja podróży statkiem powietrznym. Zgaduję, iż to właśnie w ten sposób będziemy przez większość czasu zwiedzać świat przedstawiony w pełnej wersji tytułu. Taką przynajmniej mam nadzieję, bo ta niedługa przejażdżka była dla mnie całkiem ekscytująca, głównie za sprawą interesującego modelu sterowania oraz konieczności obrony przed nadlatującymi z różnych stron skrzydlatymi przeciwnikami. Była w tym jednak i kropla goryczy, ponieważ kierowanie okrętem, choć intrygujące, nie jest ani proste, ani intuicyjne. Zwłaszcza przy większych prędkościach łatwo jest stracić kontrolę nad wehikułem – pod koniec przelotu dosłownie kręciłem bączki wokół własnej osi, jedynie minimalnie panując nad tym, w którą stronę się w ostatecznym rozrachunku przemieszczam. Niestety trudno mi ocenić, czy ten element rozgrywki wymaga dopracowania ze strony twórców, czy może powietrzny statek staje się mniej narowisty, gdy spędzimy przy nim nieco więcej czasu, niż pozwala na to wersja demonstracyjna. Zamykając temat fruwającego pojazdu, muszę jeszcze pochwalić sposób, w jaki Black Skylands podchodzi do jego uszkodzeń – prócz zwykłego, nudnego paska HP zobaczymy, iż na naszej jednostce pojawiają się dymiące dziury. Nie są one jednak pustym ozdobnikiem graficznym – aby naprawić statek, musimy puścić ster, podejść do nadwątlonych miejsc na kadłubie i własnoręcznie je załatać.

Choć wycinek gry zaprezentowany w wersji alfa nie należy do najobszerniejszych, robi on całkiem dobre wrażenie i pozwala przypuszczać, iż projekt wykiełkuje z czasem w coś naprawdę ciekawego. Do końca roku 2020 pozostało jeszcze wiele miesięcy, a ambicje twórców wydają się niemałe. Choć nie jestem raczej wielkim fanem strzelanek oglądanych „z lotu ptaka”, Black Skylands zaintrygowało mnie na tyle, że będę śledził jego dalszy rozwój – co i Wam polecam!

Exit mobile version