Site icon Ostatnia Tawerna

„Resident Evil: Ostatni rozdział” – recenzja

A miało być tak pięknie… Ostatnie spotkanie, finalny rozdział, który zakończy trwającą kilka lat filmową serię, odpowiednie uczczenie tego faktu. Niestety w przypadku tej części twórcom kompletnie zabrakło pomysłu na… wszystko. Nowy Resident Evil to zlepek tego, co można było zobaczyć we  wcześniejszych odsłonach cyklu, i to taki, który pozostawia wiele do życzenia.

Prawdą jest, że twórczość Paula W.S. Andersona nie każdemu przypadnie do gustu. Pompeje, Trzej muszkieterowie czy właśnie seria Resident Evil – jedni cenią sobie te produkcje, inni woleliby, aby nigdy nie powstały. Kicz, przerysowanie, mnóstwo wybuchów i widowiskowość – to na te elementy reżyser kładzie nacisk w kreowanych przez siebie obrazach. Fabuła zostaje zepchnięta na margines, bardziej liczy się ilość niż jakość. W Ostatnim rozdziale Anderson powtarza swój modus operandi, jednak całkowicie zapomina o tym, że odgrzewanie tego, co już było, to prosta droga do całkowitego zapomnienia. Jak bardzo nowy Resident Evil rozczarowuje?

Przed Alice kolejne niezwykle niebezpieczne zadanie do wykonania, musi powrócić do Raccoon City i dostać się do Ula, siedziby Korporacji Umbrella, tam bowiem znajduje się antidotum na wirusa T, który zamienił ludzi w chodzące trupy. Oczywiście na dotarcie do siedziby wroga bohaterka nie ma wiele czasu, musi znaleźć się w niej w ciągu czterdziestu ośmiu godzin, w przeciwnym wypadku nie tylko nie zdobędzie szczepionki, ale i nie zapobiegnie eksterminacji pozostałych przy życiu przedstawicieli  homo sapiens. Czy uda jej się zdążyć?

RESIDENT EVIL: THE FINAL CHAPTER 2017

Kolejne zadanie, kolejna samobójcza misja, kolejne zagrożenia. Alice nie ma łatwego życia; nic tylko walczy o przetrwanie swoje i bliskich, kopie zadki zmutowanym kreaturom i przyjmuje ciosy wrogów. W najnowszej części nic się nie zmieniło,  protagonistka momentami denerwuje, nie baczy na swoje bezpieczeństwo, tylko zmierza prosto do jaskini lwa. Zresztą nie tylko ona, bo przecież Alice ma towarzyszy w  dążeniu do samodestrukcji.

Otrzymuje następną grupkę pomocników, oczywiście nie mogło w niej zabraknąć przyjaciółki, Claire. O ile we wcześniejszych filmach z cyklu zespół miał jakąś większą rolę do odegrania, o tyle w Ostatnim rozdziale okazuje się on typowym mięsem armatnim. Dokładnie wiadomo, jak zakończy się los wszystkich nowych postaci. Twórcy nawet nie wysilili się, by nadać ich charakterom jakiegoś rysu, oryginalności, by otrzymali swoje pięć minut. Może poza Dockiem, granym przez Eoina Mackena. Tylko on w jakiś sposób się wyróżnia, oczywiście jest ku temu powód.

I tak bezgranicznie ufająca Alice grupka postanawia wybrać się z nią na wyprawę do siedziby wroga. Po drodze na członków zespołu czeka całkiem pokaźna liczna niebezpieczeństw, w końcu jakoś trzeba powybijać śmiałków, mamy mnóstwo wybuchów, scen walk i kolejne monstra. Tym razem twórcy filmu wykorzystali wszystko, czym dysponowali: setki zombie, , ogary, latające straszydła i jeszcze kilka innych dziwów natury. Jakby jeden rodzaj zagrożenia to za mało, w końcu, jak na finał przystało, trzeba zwiększyć stężenie szaleństwa na metr kwadratowy.

RESIDENT EVIL: THE FINAL CHAPTER 2017

Fabuła, o ile o takiej w ogóle można mówić, jest przewidywalna. Można powiedzieć, że przecież większość historii Andersona to bardzo łatwe do rozgryzienia opowiastki, jednak w tym przypadku mamy do czynienia z najbardziej uproszczoną wersją wydarzeń, jaka tylko mogła powstać. Nic nie zaskakuje, nawet to okropne lukrowane zakończenie.

Miłośnik serii naprawdę oczekiwał czegoś więcej, zasługiwał na godny finał. Tymczasem twórcy poszli na łatwiznę, nie serwując nic przekonującego ani nawet dobrego. Podczas oglądania wcześniejszych części odbiorca mógł przynajmniej dobrze się bawić, w przypadku Ostatniego rozdziału nie otrzymujemy nawet tego – scen, które wbijają w fotel.

Jest wtórnie, nijak i pierwszy raz w ciągu tych kilku lat oglądania nowych Resident Evil żałuję, że jakaś część cyklu powstała. Już wcześniejszy film był zły, jednak Ostatni rozdział to najgorsze, co mogło przytrafić się fanom serii . Możliwe, że za wysoko postawiono sobie poprzeczkę albo może to wszystko wina zbyt dużej ilości pomysłów… Końcowy efekt rozczarowuje, jakby w jednej części na siłę chciano pozamykać, przynajmniej teoretycznie, wszystkie wątki.

RESIDENT EVIL: THE FINAL CHAPTER 2017

Resident Evil: Ostatni rozdział nie powinien w ogóle powstać. Oczywiście obrazy Andersona są specyficzne, należy do nich podchodzić z pewnym dystansem. Jednak tym razem ten argument nie przekonuje.. Ani jedna scena w obrazie, a zwłaszcza zakończenie, nie jest w stanie wybronić tej produkcji. Nie chodzi tylko o fakt, że fabuła przeczy sama sobie i wszystko, co do tej pory nam serwowano, zostało zniszczone jednym filmem. Po prostu zabrakło wizji i pomysłu, , miałam wrażenie jakby nowa odsłona składała się z kilku odrębnych elementów, a za każdy odpowiadał inny reżyser. Po połączeniu wyszedł twór, który szczerze odradzam.

Exit mobile version