Nie na darmo Stephena Kinga nazywa się królem horroru. Wielu próbowało, i nadal próbuje, odebrać pisarzowi to berło literackiej władzy, jednak jeszcze nikomu nie udało się zdetronizować władcy powieści grozy. King doskonale wie, jak uaktywnić w czytelnikach swoich pozycji strach. Potrafi wykorzystać ludzkie lęki i obrócić je przeciwko odbiorcom, wzbudzając u nich przerażenie. Stephen dobrze zna psychikę człowieka, wie, co może zburzyć spokój, jakie chwyty zastosować w swoich powieściach czy opowiadaniach, by wywołać strach. Do tego po mistrzowsku operuje suspensem, wzbudzając zaciekawienie dalszą częścią snutej przez siebie historii.
Tak, King sięga do znanych motywów, szuka inspiracji w literaturze klasycznej, nie tylko należącej do horroru, i popkulturze. Potrafi jednak to znane oblec w pelerynę grozy, zaskoczyć czymś czytelnika, nie przedstawiać wszystkiego w przewidywalny i sztampowy sposób. Odkurza nowe znane motywy, ale nadaje im przy okazji nowy rys. Nic więc dziwnego, że tyle osób, nie tylko miłośników horroru, sięga po jego pozycje. Nie szokuje także fakt, że tyle powieści autorstwa Kinga zostało zekranizowanych. Niektóre filmy, jak kultowe już Lśnienie, okazały się idealnymi adaptacjami, oddały klimat utworu branego na tapet, inne, Carrie, nie do końca spełniły pokładane w nich oczekiwania. W tym roku zdecydowano się na zekranizowanie dwu pozycji amerykańskiego autora – Mroczną wieżę i To. Do premiery drugiego tytułu pozostało jeszcze kilka tygodni, jednak pierwszy udało już mi się obejrzeć. Mroczna wieża to ekranizacja serii Kinga o tym samym tytule.
Jake Chambers miewa sny. Zapewne w tym zdaniu nie byłoby niczego dziwnego, każdy z nas śni, gdyby nie fakt, że bohater nie miewa zwykłych marzeń sennych. Jake widzi dziwne miejsce, niebezpiecznego człowieka, który porywa dzieci i wykorzystuje je do obalenia wielkiej Wieży, oraz nieznajomego z rewolwerami. Chłopiec uważa, że jego sny nie są zwykłymi marzeniami, ale pokazują inny świat i niebezpieczeństwo grożące jego wymiarowi. Niestety nikt mu nie wierzy, nawet rodzicielka. Ta uważa, że wszystkiemu jest winna śmierć ojca Jake’a, bohater nadal ją przeżywa, nic więc dziwnego, że ma koszmary. Bardzo szybko okazuje się, że sny chłopca mają znaczenie, a nie są wymysłami chorego umysłu.
Dobra książka, dobrze dobrani aktorzy, Matthew McConaughey i Idris Elba, dobry, to znaczy odpowiednio wysoki, budżet. Czy przy takim zapleczu coś mogło się nie udać? Owszem, mogło, i to całkiem sporo. Niestety reżyser obrazu nie zdołał przenieś na duży ekran literackiego pierwowzoru. Wiele rzeczy się nie udało, o wielu zapomniano. Jednak najgorszą rzeczą w całej tek ekranizacji jest to, że okazała się po prostu nudna.
Widz siedzi w kinie, śledzi kolejne przygody bohaterów, jednak żadne wydarzenie nie wywołuje w nim dreszczyku emocji. Jest jednowymiarowo, za bardzo papierowo i nijak, odbiorca po prostu się nudzi. Kolejne sceny, kolejne wyzwania, kolejne sekwencje – wszystko to zlewa się w jedno, a widz czuje się jak pasażer podczas podróży pociągiem. Widzi za oknem ten sam krajobraz, monotonny, usypiający. I właśnie tak jest z Mroczną wieżą.
Wizualnie trudno zarzucić coś tej produkcji – świetna scena z Rolandem w atakowanej przez wrogów wiosce, budząca przerażenie wieża i niesamowite momenty, kiedy bohaterowie przechodzą przez portale. Jednak sama uciecha dla oka nie wystarczy. Kiedy cały film nie wywołuje w widzu najmniejszej reakcji, wtedy ani warstwa wizualna, ani dobra gra aktorska nie pomogą.
Matthew McConaughey okazał się idealny jako antagonista – sarkastyczny, nieprzewidywalny, przerażający, ale także intrygujący. Najbarwniejsza postać w całym filmie. Niestety Idris Elba nie sprawdził się w roli Rolanda. Może zabrakło czasu dla rozwoju jego postaci? Albo skupiono się na innym aspekcie produkcji? Roland to Ten Dobry, który przeżył swoje, stracił wiarę w cel swojej misji i nic poza tym. Jedynie w dwóch momentach filmu widać, że ten charakter ma jakiś potencjał – podczas wycieczki do współczesnego na Nowego Jorku i wspomnianej wyżej walki w wiosce. Przez resztę filmu nie wyróżnia się zbytnio, czegoś mu brakuje.
Jednak największym rozczarowaniem jest finalna scena – starcie protagonisty i antagonisty. Wyszło bezpłciowo, jakby reżyserowi i scenarzystom, całej armii scenarzystów, zabrakło pomysłu. Ani to heroiczne, ani zapierające dech w piersiach, ani nawet widowiskowe. Poszło za łatwo, za szybko, odbiorca nie jest w stanie uwierzyć w to, co widzi.
Film Mroczna wieża nie jest tym, czym powinien być. Trudno nazwać tę produkcję najgorszym obrazem roku, bo widziałam mniej interesujące projekty. Nie da się jednak ukryć, że z filmu wieje nudą, co niezwykle rozczarowuje. Spodziewałam się kina trzymającego w napięciu, a otrzymałam do bólu przewidywalną opowieść o walce dobra ze złem.
Nasza ocena: 5,5/10
"Mroczna wieża" to film, który obiecywał wiele, niestety w ostatecznym rozrachunku okazał się za bardzo nijaki. Opowiadana historia nie wciąga, widz po wyjściu z kina zapomina, że obejrzał ten film.Fabuła: 4/10
Bohaterowie: 5/10
Oprawia wizualna: 7/10
Oprawa dźwiękowa: 6/10