Site icon Ostatnia Tawerna

Recenzja filmu „To przychodzi po zmroku”

Horrory to dość specyficzny gatunek – z jednej strony są chętnie oglądane w kinach i otrzymują dobre oceny od widzów, choć krytyków już niekoniecznie. W przypadku To przychodzi po zmroku jest jednak inaczej. O ile krytycy wystawili dość pochlebne recenzje, tak publika oceniła ten film gorzej. Dlaczego? Wszystko przez rozmijanie się oczekiwań oglądających z prawdziwą treścią tej produkcji.

Horror czy nie horror?

Ten niskobudżetowy film sugerował w zwiastunach i kampanii promocyjnej, że otrzymamy horror z tajemniczymi potworami, lasem i nagłymi, głośnymi scenami mającymi zaskoczyć i przestraszyć. A zamiast tego zaserwowano nam coś zupełnie innego. Reżyser i zarazem scenarzysta, Trey Edward Shults, w swoim drugim tytule w dorobku, padł ofiarą nietrafionej promocji. To przychodzi po zmroku bliżej do produkcji takich jak Droga, The Walking Dead czy nawet gry The Last of Us.

Wprowadzenie do filmu jest szybkie i dość pobieżne – Stany Zjednoczone pustoszy tajemnicza epidemia, zmieniająca ludzi w bezmyślne (ale raczej nieagresywne) zombie. Objawy zakażenia pojawiają się około 24 godzin po zakażeniu lub później. Główni bohaterowie filmu to rodzina, która przed zagrożeniem uciekła do umiejscowionych w głuszy paru domów. Otaczający ich las stanowi pozorne schronienie i przed światem zewnętrznym. Aby przeżyć, rodzina stosuje się do surowych zasad – między innymi nie wychodzi z domu w nocy oraz korzysta z masek przeciwgazowych. Trudne, przygnębiające życie po to, aby przetrwać kolejny dzień. Sytuacja zmienia się, gdy do ich domu włamuje się nieznajomy. Czy można mu zaufać? Czy naprawdę on i jego potrzebująca pomocy rodzina nie są zarażeni? Każdy akt dobroci to ryzyko i nie zawsze można sobie na nie pozwolić.

A Ty komu zaufasz?

W filmie mało jest scen strasznych i budujących napięcie. Owszem, nocne ujęcia i ciekawe najazdy kamery na drzwi w domu, szersze kadry prezentujące las – to mocna strona produkcji. Podobnie z niezłą grą aktorską obsady. Ale nie wzbudza to w widzu oczekiwanych emocji. Główną rolę pełni tu coś innego – psychika człowieka w stanie nieustannego zagrożenia.

To przychodzi po zmroku to dość niepokojące studium strachu i życia pod ogromnym napięciem. I pomimo pojawiającej się w niektórych ujęciach nudy, to właśnie uczucie paranoidalnej wręcz ostrożności jest najlepiej wykonanym elementem scenariusza.

Przewodzący rodzinie Paul (w tej roli bardzo dobry Joel Edgerton) nie raz podejmuje trudne i niejednoznaczne decyzje przez co zmusza do zastanowienia się nad tym, czy czasami sytuacja nie sankcjonuje kontrowersyjnego, pełnego przemocy rozwiązania. Każdej scenie pomiędzy rodziną Paula a nowo przybyłymi mieszkańcami towarzyszy napięcie i nieufność. Tworząc scenariusz założono bowiem, że widz będzie wiedział na temat przybyszów tylko tyle, co bohaterowie. Przez co w wielu momentach nie wiemy, jakie skutki będą miały działania Paula czy też jego syna.

Epidemia w samym filmie pojawia się na drugim planie, ale cały czas jest obecna w dialogach i zachowaniach bohaterów.  To przychodzi o zmroku to przede wszystkim interesujący film o psychice strachu i paranoi aniżeli horror. Jako ten ostatni wypada po prostu… nudno.

Exit mobile version