Liu Cixina* chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, Problem Trzech Ciał to już współczesna klasyka. Tym razem dostajemy jednak coś innego – zbiór opowiadań. Są bardzo różne; zobaczycie tu pisarza w co najmniej kilku gatunkach fantastyki.
Dokąd zmierza Ziemia?
Tytułowe opowiadanie to z jednej strony najbardziej klasyczne science fiction z całego zbioru, z drugiej – miniaturowe arcydzieło. Liu bierze tu na warsztat tematy, dzięki którym stał się rozpoznawalny: monumentalny, kosmiczny projekt i jego wpływ na społeczeństwo.
Ludzkość zamieniła naszą stateczną planetę w jeden wielki statek kosmiczny, żeby uciec od umierającego, grożącego wielkim wybuchem Słońca. Najbliższa nam gwiazda nagle staje się synonimem największej grozy, a te odleglejsze – lepszej przyszłości. Mieszka się teraz pod powierzchnią ziemi, zupełnie zniszczonej i wyeksploatowanej. Liu w mistrzowski sposób opowiada o tym, jak ten projekt zmienia stosunek kolejnych pokoleń do ich świata i innych osób – pisze o rozpadzie więzi i wyjałowieniu emocji, tematach, które zajmowały go też w słynnej trylogii. Możecie kojarzyć chińską superprodukcję o tym samym tytule, inspirowaną (bardzo luźno) tekstem tego opowiadania. To bardzo przeciętny, niezbyt oryginalny „akcyjniak” o ratowaniu świata i z autorską historią Liu nie ma wiele wspólnego.
Monumentalne projekty to jeden z koników science fiction. O kolejnym przeczytacie w Słońcu Chin. To w zasadzie bardzo kameralna opowieść o karierze chłopaka z prowincji, robotnika, który w końcu trafia do Pekinu, a potem – w kosmos. Wszystko dzięki pracowitości i byciu miłym dla „dziwaków”. Po trosze jest to robotnicza propaganda, ale napisana z taką swadą i inżynierską wyobraźnią, pełna miłości do nauki, że z radością przystaję na takie pranie mózgu.
Historie z morałem
O naszej przyszłości opowiada także Opieka nad Bogiem, bardzo konfucjańska wizja pierwszego kontaktu. To opowiadanie zostało opisane w stylu przywodzącym na myśl buddyjską anegdotę, podobnie jak kilka innych tekstów z tego zbioru. Nie do końca przemawia do mnie taka forma, ale pomysł Liu jest na tyle surrealistyczny, że przy pierwszej lekturze wywoła w was zachwyt i zadziwienie.
Liu lubi eksperymentować, ale także przekazywać nauki. Najoryginalniejszym przykładem takiego opowiadania jest Góra, historia spotkania z Obcymi. To z jednej strony opowieść o historii nauki, jaka mogłaby narodzić się w świecie krańcowo różnym od naszego, ale całkiem prawdopodobnym. Kojarzy mi się przy tym z Oddechem Teda Chianga. Z drugiej mamy tu bohatera zmagającego się z traumą lub czymś znacznie cięższym i mroczniejszym.
Jak wiecie, Liu jest raczej pesymistą, jego morały raczej nie mają na celu pokrzepienia dusz. Wyróżniają się za to sporą siłą rażenia. Forma tych opowiadań jest dla mnie zbyt surowa, za blisko jej do klasycznej przypowieści czy alegorii. Jeśli jednak szukacie przykładu na to, że ten pisarz potrafi stworzyć coś przedziwnego i wymykającego się gatunkowi, otwórzcie zbiór na Dla dobra ludzkości. To trochę parodia filmów o płatnych zabójcach, trochę po prostu historia profesjonalisty z silnymi przekonaniami. Znowu zobaczycie tam inżynierski umysł w działaniu – i tym razem precyzja może przerażać.
10 twarzy Liu
Wędrująca Ziemia to świetny przegląd form i pomysłów, które mogliśmy do pewnego stopnia podziwiać także w Problemie Trzech Ciał. Będzie metaforyczna bajka, mroczna i krwawa fabuła, wielkie kosmiczne projekty lub zderzenia z obcymi cywilizacjami. Do niektórych tekstów będziecie chcieli wrócić, inne nadają się właściwie do przeczytania tylko raz, bo są oparte na koncepcie i (do pewnego stopnia) morale. Oprócz skojarzeń z Chiangiem lektura na pewno wywoła ducha Lema, choć pod względem opisów nasz specjalista od science fiction jest dużo bardziej obrazowy i poetycki. Obaj pisarze mają jednak wspólną wrażliwość na spekulacje i eksperymenty myślowe, wyobrażanie sobie absurdalnych, prawie możliwych wizji społeczeństw ogarniętych, z naszego punktu widzenia, jakimś zbiorowym obłędem. A to tylko inny sposób patrzenia na rzeczywistość.
Rebis wydaje swoje książki naprawdę profesjonalnie, chociaż w tej może przydałoby się małe posłowie. Bardzo jestem ciekawa, jaki jest odbiór krótkich form Liu w Chinach. Nie dowiadujemy się nawet, kiedy i gdzie publikowane były poszczególne opowiadania i czy różnica formy wynika z rozwoju stylu pisarza. Pewien niepokój wywołuje też to, że teksty zostały przetłumaczone z angielskiego, nie z oryginału, podobnie jak pozostałe książki Liu tego wydawnictwa. Wspaniale, że w ogóle mamy je na swoim rynku. Mam tylko nadzieję, że kiedyś wreszcie znajdzie się sinolog, który będzie chciał zająć się fantastyką z tego kraju.
Oczywiście wielką zaletą Liu jest jego nieamerykocentryczność. A może właśnie bawienie się kliszami z amerykańskiej popkultury, doprowadzanie ich do absurdu, wywijanie na lewą stronę i reinterpretacja. Właściwie wszystkie jego historie dzieją się w Chinach, nawet te o globalnych konsekwencjach. Nie je się tu burgerów, nie pije whisky, więc jeśli macie ochotę głębiej wejść w ten świat, usmażcie ryż, kupcie chipsy z nori, poparzcie sobie język chilli… Posłuchajcie, jak mówi do was osoba mieszkająca w ogromnym, ludnym kraju porywającym się na monumentalne projekty już teraz. Doświadczonym rewolucją kulturalną, wygrywającym walkę z głodem, biedą i analfabetyzmem, produkującym plastikowe przydaśki jednorazowego użytku, z historią nauki i edukacji dłuższą niż historia człowieka na naszych północnych ziemiach.
* W kolejności nazwisko, imię, zgodnie z chińskim zwyczajem.
Nasza ocena: 7,5/10
Bajki filozoficzne, krótkie teksty o kosmicznych projektach i technologiach, a nawet coś o zimnych profesjonalistach od utylizacji. Dostaliśmy zbiór bardzo różnych pomysłów, pokazujący szerokie spektrum zainteresowań Liu Cixina. Nie do wszystkich chce się wracać, wszystkie warto poznać.
Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 7/10
Styl: 8/10
Wydanie i korekta: 8/10