Site icon Ostatnia Tawerna

Przerost treści nad formą – recenzja komiksu „DCeased. Nieumarli w świecie DC”

Nieumarli w świecie DC – brzmi jak samograj. Wystarczy zbytnio nie kombinować i zrobić komiks w stylu horroru klasy B, w którym w efektowny sposób będą lać się hektolitry czerwonej farby. Co więc poszło nie tak?

Nie mam wielkich oczekiwań względem fabuł o zombie. Motyw żądnych ludzkiego mięsa żywych trupów jest na tyle ograny w popkulturze, że nie można wymagać zbyt wiele od autorów, którzy po niego sięgają. Trudno w tej niszy stworzyć dzieło wyjątkowe, ale wystarczy wykazać się odrobiną twórczej bystrości, by efekt końcowy był zadowalający. Można osadzić opowieść w oryginalnych realiach, zmodyfikować sposób narracji, zabawić się połączeniem horroru z komedią, skupić się na pogłębieniu relacji między postaciami, skręcając w kierunku dramatu albo postawić na czystą formę, by przedstawić jak najciekawsze wizualnie starcia z zombiakami. Sposobów na opowiedzenie interesującej historii zombicznej jest masa, jednak gdy próbuje się zbyt wielu naraz, żaden nie przynosi pozytywnego skutku. Tak też stało się w przypadku komiksu DCeased. Nieumarli w świecie DC.

Zombiaki z supermocami

Historie o apokalipsie zombie zazwyczaj skupiają się na garstce ocalałych próbujących przetrwać wobec przytłaczającej liczebnością plagi żywych trupów. W DCeased zagrożenie jest innej natury – niezwykle potężni superbohaterowie i superzłoczyńcy, których moce stanowią niebezpieczeństwo dla całej Ziemi, gdy po zarażeniu wymkną się spod kontroli.

Największy zarzut, jaki mam wobec tej serii, to brak jasnego kierunku, w którym miałaby podążać. Mogłoby się wydawać, że opowieść o zombie w świecie Ligi Sprawiedliwości powinna być po prostu czystą rozrywką przepełnioną fanserwisem dla miłośników uniwersum DC i scenami, które nie muszą mieć wiele sensu, byle tylko dobrze wyglądały. Niestety twórcom zabrakło wyczucia w realizacji tego założenia.

Dużo pomysłów, brak pomysłu

Tom Taylor, autor świetnego Injustice, tym razem stanowczo przesadził z eksploatacją elementów świata przedstawionego. Żeby dobrze zrozumieć wady DCeased, najlepiej zacząć od końca. Na ostatnich stronach albumu znajduje się oryginalny zarys scenariusza, jaki Taylor przedstawił wydawnictwu. Jego lektura jasno pokazuje, że scenarzysta miał w głowie masę zaczątków pomysłów, jednak nie poradził sobie z selekcją i rozwinięciem najlepszych ani z przekuciem ich w angażujący komiks.

Autor scenariusza nie mógł powstrzymać się przed wciskaniem epizodycznych występów rozmaitych postaci, gdzie tylko się da. Oczywiście świat DC Comics to nie tylko Batrodzina i Liga Sprawiedliwości oraz ich przeciwnicy, dlatego cameo są jak najbardziej mile widziane. Trzeba jednak zdecydować się na ograniczoną liczbę głównych bohaterów, żeby nie rozmienić historii na drobne. A jeśli już wprowadza się w samym środku opowieści Johna Constantine’a i inne postacie związane z magią, to dobrze by było, by miały one jakikolwiek istotny wpływ na fabułę, a ich wątki nie urywały się po jednym zeszycie kompletnie oderwanym od głównych wydarzeń.

Kolejnym karygodnym błędem jest nieznośna ekspozycja. Od pierwszych stron mamy do czynienia z ramkami pełnymi nudnej i patetycznej narracji „z offu”. Dodatkowo autor bombarduje czytelnika nieznośną ilością technobełkotu na temat poszukiwanego przez Darkseida Równania Anty-Życia, które stanowi w komiksie przyczynę wybuchu epidemii. Rozumiem chęć osadzenia zombie w lore DC, ale zostało to wykonane w skrajnie sztywny i nieciekawy sposób. Nie wspominając o braku konsekwencji w kwestii inteligencji nieumarłych oraz szybkości występowania objawów zarażenia.

Tom Taylor najwyraźniej nie potrafił również podjąć decyzji odnośnie tonu, w jakim chce przedstawić tę historię. Próby połączenia epickiej skali wydarzeń z kameralnym dramatem i sporadycznymi przerywnikami komediowymi (głównie w wykonaniu Olivera Queena) skutkują powstaniem gatunkowego zakalca.

Estetyczna posucha

Warstwa graficzna, za którą odpowiadają w głównej mierze Trevor Hairsine i Stefano Gaudiano, stoją na przyzwoitym poziomie komiksu superbohaterskiego, ale nie imponują absolutnie niczym. Mankamenty tekstu są jednak tak duże, że rysownicy nawet nie mają szans ich przesłonić. Gdyby była to prosta, nawet banalna historia stawiająca na akcję, wystarczyłoby ją ciekawie zilustrować i powstałby przyjemny w odbiorze komiks. Kadry z Cyborgiem widocznym przez dziurę w głowie albo z zzombifikowanymi Atlantami i Krakenem prezentują się świetnie. Niestety takie obrazy to wyjątki, a większość scen jest przedstawiona w mało ciekawy sposób. Trzeba jednak zaznaczyć, że scenariusz Taylora nie daje ilustratorom zbyt wielu okazji, by pójść na całość, a nachalna narracja dodatkowo przytłacza rysunki.

You had one job…

Wydawałoby się, że zadanie stojące przed twórcami jest proste. Wystarczyło stworzyć łatwą w odbiorze opowieść eksploatującą motyw zombie i superbohaterów DC, stawiającą wyłącznie na akcję i krwawą estetykę. Niestety, krótko mówiąc, Tom Taylor przekombinował, a rysownicy nie skorzystali z okazji, by zaszaleć. W rezultacie otrzymaliśmy nudną historię zilustrowaną w przeciętny sposób.

Nasza ocena: 4,2/10

Nie umarłem z nudów, ale było blisko.



Fabuła: 3/10
Bohaterowie: 3/10
Warstwa wizualna: 5/10
Wydanie: 6/10
Exit mobile version