Site icon Ostatnia Tawerna

Przeczytaj fragmenty powieści „Tajemnica Godziny Trzynastej” Anny Kańtoch

Już 18 kwietnia, Anna Kańtoch, pięciokrotna laureatka Nagrody im. Janusza A. Zajdla oraz laureatka Nagrody im. Jerzego Żuławskiego, powróci z kolejnym tomem zachwycającej serii fantasy Tajemnica diabelskiego kręgu.

Opis trzeciego tomu zatytułowanego Tajemnica godziny trzynastej brzmi następująco:

Nina budzi się zziębnięta wśród rozsypanych na posadzce odłamków szkła. Nie wie, gdzie właściwie się znajduje, ani nie pamięta, kim jest. Rozglądając się wokół, zauważa, że odzyskała przytomność w pałacyku, który stoi przy rynku niewielkiego miasteczka. Tydzień wcześniej Nina, Jacek, Tamara oraz Hubert zostali zabrani przez komunistów na ferie zimowe. Mieli je spędzić w urokliwym miasteczku w Karkonoszach, jednocześnie przygotowując się do swoich przyszłych zadań jako elitarna grupa Czerwonych Kapturków, czyli nastolatków zwalczających skutki anielskiej magii. A teraz przerażona, pozostawiona sama sobie Nina, ubrana jedynie w staroświecką suknię z koronkami, odkrywa, że miasteczko jest wymarłe. Nie napotyka żadnych śladów życia, zupełnie jakby wszyscy mieszkańcy nagle zniknęli. Pozostało jedynie zimno i śnieg. Jak się tu znalazła i co się stało z mieszkańcami opuszczonego miasteczka.

Z okazji zbliżającej się premiery mamy dla was fragmenty powieści!

Fragment 1:

Ciemna plama przed jej oczami skonkretyzowała się wreszcie w pucułowate oblicze siedzącego na niej okrakiem chłopaka. Spoglądał na nią, jakby ona jemu również wydawała się znajoma.
– Nina? – zapytał, marszcząc brwi. – Rany, zupełnie cię nie poznałem w tym kapturze. Przepraszam, nie chciałem… Cholera… – Zsunął się z niej zaskakująco zgrabnie jak na kogoś, kto miał kilka dodatkowych kilogramów. – Czemu się nie odzywałaś?
Po raz drugi tego dnia gramoliła się ze śniegu, otrzepywała kożuszek i spodnie. Lewy łokieć i pośladki pulsowały bólem, ale wyglądało na to, że nic poważnego jej się nie stało. Kim jesteś? − chciała zadać pytanie, ale uświadomiła sobie, że jest przecież coś ważniejszego.
– Kim ja jestem? – zapytała. – Wiesz, kim jestem?
Na twarzy chłopaka odbiło się zdumienie.
– Co ty, wygłupiasz się? No przecież Nina Pankiewicz, nie? To znaczy teraz Marczak. Nina Marczak.

Fragment 2:

Przysunęła w stronę Jacka wymiętą kartkę. Była niewielka, formatu strony w szkolnym zeszycie, zadrukowana krzywymi szarymi literami. Ulotka, w dodatku niezbyt profesjonalnie zrobiona.
MIESZKAŃCY WILCZYCH DOŁÓW!
26 LUTEGO O GODZINIE 13:00 WSZYSTKO SIĘ ZMIENI!!!
JEŚLI NIE CHCECIE ZOSTAĆ Z NAMI, OPUŚĆCIE MIASTO, PÓKI JEST CZAS.
NA OSOBY Z ZAPROSZENIAMI CZEKAMY W PAŁACU SZCZERBSKICH 25 LUTEGO O GODZINIE 21:00.
POZOSTAŁYM ŻYCZYMY MIŁEGO ŚWIĘTOWANIA W DOMACH
PAMIĘTAJCIE, OBOWIĄZUJĄ SPECJALNE STROJE!!!
Niżej widniał czarno-biały rysunek mężczyzny we fraku i kobiety w długiej sukni z gorsetem i tiurniurą.
– Widziałem już taką ulotkę – przyznał Jacek. – Kiedy szukaliśmy dodatkowych świec. Wtedy nie zwróciłem na nią uwagi.

Fragment 3:

Jacek złapał Ninę za rękę, a dziewczyna nie zaprotestowała. Odwróciła się jeszcze tylko na chwilę, żeby spojrzeć na pałac. Jedno skrzydło wyglądało na nienaruszone, ale drugie zmieniło się w kupę gruzów, nad którą unosiła się jeszcze chmura pyłu. Wszystko, co zgromadzili, całe ich starannie wyliczone zapasy jedzenia, koce, ubrania, świece, drewno – wszystko przepadło.
Dziewczyna odwróciła wzrok.
Wtedy ich zobaczyła.
Dwie sylwetki, odcinające się od mroku na tle granatowego nieba, wysoko na końcu uliczki wspinającej się na zbocze. Jedna sylwetka ludzka, wysoka i szczupła, druga zwierzęca: coś, co wyglądało jak wielki pies, a może wilk, stojący nieruchomo obok swojego pana i wyciągający pysk, jakby węszył w ciemności.

Fragment 4:

Wyglądało na to, że właściwie jest cała i zdrowa, jeśli nie liczyć strużki krwi spływającej jej po szyi. I oczywiście zmarzniętych stóp, które wystawały… hmm… spod różowej staroświeckiej sukienki? Takiej z gorsetem, jakie noszono dawno temu? Na ramionach miała białą pelerynkę z kapturem obszytym futerkiem, ale całość i tak była zdecydowanie zbyt lekka jak na zimę. Różowe atłasowe pantofelki leżące pół metra dalej też nie nadawały się na taką temperaturę.
Dziewczyna zadygotała.
GDZIE JA JESTEM?
JAK SIĘ TU ZNALAZŁAM?
DLACZEGO JESTEM TAK DZIWNIE UBRANA? CZEMU ZGUBIŁAM BUTY? BIEGŁAM DOKĄDŚ?
A MOŻE PRZED KIMŚ UCIEKAŁAM?
I wreszcie odważyła się sformułować pytanie, które już od jakiegoś czasu nie dawało jej spokoju:
KIM JESTEM?

Fragment 5:

Tak bardzo zimno.
Wyszła z sali na okrągłą klatkę schodową z rzeźbioną balustradą i schodami wijącymi się spiralą w dół. Przyśpieszyła i chwilę później niemal biegła, klapiąc podeszwami atłasowych pantofelków o marmurowe stopnie.
– Jest tu ktoś?! – zawołała, ale jej głos odbił się od zimnych murów.
Zbiegła na parter i zatrzymała się jak wryta, czując, że strach, który ścigał ją przez dwa piętra, teraz wreszcie dopadł ją i złapał za gardło. Na ścianie naprzeciwko widniał transparent z czerwonym napisem:

26 LUTEGO
13.00
PAMIĘTAJCIE

Cofnęła się, z trudem tłumiąc wrzask.

Exit mobile version