Site icon Ostatnia Tawerna

Prostsza, większa i po prostu lepsza – zapowiedź gry „Pillars of Eternity II: Deadfire”

Obsidian Entertainment to niekwestionowani mistrzowie komputerowych gier RPG i zarazem jedno z moich ulubionych studiów developerskich. Kiedy tylko dowiedziałem się o zapowiedzi drugiej części rewelacyjnego Pillars of Eternity z 2015 roku, radości nie było końca. Premiera sequela już za pasem, a ja miałem szansę przyjrzeć się zamkniętej becie.

Odrodzenie klasyki

Pillars of Eternity to dla mnie tytuł wyjątkowy. Udowodnił, że nawet w roku triumfu Wiedźmina 3 znajdzie się spora rzesza fanów skłonna zanurzyć się w bogaty świat gry fabularnej w stylu tytułów sprzed 20 kilku lat. Bo tym właśnie było dzieło Obsidianu. Mało która gra tak bardzo zasługiwała na porównanie do duchowego następcy Baldur’s Gate (i Planescape Torment także swoją drogą). Rzut izometryczny z wymagającą walką oraz aktywną pauzą, barwna drużyna i tysiące stron opisów czy dialogów. To właśnie były Pillarsy. Teraz zaś ma miejsce sytuacja bezprecedensowa. Musimy sobie zdawać sprawę, że ekipa Fergusa Urquharta nigdy wcześniej nie podchodziła dwa razy do tej samego uniwersum. Mimo to sequel ich pierwszej autorskiej marki zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.

Moc nowości

Choć miałem do czynienia jedynie z relatywnie skromnym kawałkiem ogromnej gry, już teraz mogę powiedzieć, że zapowiada się porządny sequel częstujący gracza nowościami na niemal każdym kroku. Rozgrywka w oryginale była bardzo rozbudowana, a tu jest jeszcze lepiej. Pierwszą nowość można zauważyć już na ekranie tworzenia postaci i nie chodzi mi o grafikę, o czym później. Bardziej doświadczeni gracze mogą zdecydować się na dwuklasowość, co owocuje zupełnie nowymi sposobami gry. Zmniejszono także liczbę członków drużyny z sześciu do pięciu, jednak nie zauważyłem, by zmiana ta drastycznie wypłynęła na poziom trudności. Ciężko coś powiedzieć o nowej ekipie, bo zamiast niej w wersji testowej do dyspozycji oddano jedynie predefiniowany zestaw najemników.

Wracając do walki – sprawia wrażenie podobnej do tej z oryginału, lecz doczekała się ważnych uproszczeń. Gra bohaterami korzystającymi z czarów w oryginalnym PoE potrafiła być uciążliwa, ponieważ by ponownie użyć zaklęcia konieczny był odpoczynek, co uszczuplało zasoby lub portfel drużyny. Tym razem każda postać posiada swój własny pasek energii zużywany do aktywacji umiejętności. Odnawia się on po każdej potyczce. Zrezygnowano także z osobnych pasków zdrowia i wytrzymałości na rzecz wspólnej wartości, która po zbiciu do zera powoduje utratę przytomności.

Gra absolutnie nie uległa każualizacji, gdyż prościej nie znaczy łatwiej. Ośmieliłbym się stwierdzić, że walka stała się bardziej wymagająca. Swobodne korzystanie z magicznych zdolności (także przez naszych wrogów) znacznie zwiększa intensywność starć i zmusza do ostrożnego dobierania taktyki. Siłą rzeczy bardziej doskwierają potężne ataki obszarowe (te przez chwilę nieuwagi mogą stać się mieczem obosiecznym).

Jednakże, kto oglądał dowolne materiały promocyjne z Pillars of Eternity II, ten zapewne zauważył, że największą innowację stanowi nowy sposób przemierzania świata. Koniec z klikaniem na kolejne punkty na mapie w celu przejścia do następnej lokacji. Warownia z pierwszej części została zamieniona na okręt. To właśnie za jego pomocą drużyna odkrywa nowe lądy, na które trzeba fizycznie dopłynąć. Wiąże się to z dbaniem o potrzeby załogi, a także zważaniem na nieprzyjazne statki. Nasza łajba może trafić na znacznie potężniejsze jednostki, a wtedy pozostaje jedynie wiosłować, ile sił w rękach. Jeśli zaś gracz czuje się na siłach, może dokonać abordażu lub stanąć do bitwy morskiej. Ta ma formę dosyć złożonej minigierki w formie strategii turowej (choć mechanika przypomina paragrafówkę). Jak można się domyślić, pływanie od wyspy do wyspy pozwoliło na przedstawienie zupełnie nowych, bardziej tropikalnych krajobrazów. Co ciekawe, nawet po zacumowaniu drużyną można się poruszać między ciekawszymi punktami tylko fizycznie. Niestety, innowacja ma drugą stronę medalu. Każde przełączenie się między mapą świata, a ekranem „normalnej gry” raczy odbiorcę ekranem ładowania. Bywa to naprawdę uciążliwe przy wykonywaniu mniejszych zadań, zwłaszcza gdy współczesne tytuły rozpieszczają dużymi połaciami terenu niewymagającymi większych loadingów.

(Chyba) literacka przygoda

Niestety, na podstawie wersji demonstracyjnej nie jestem w stanie się specjalnie wypowiedzieć na temat fabuły, która swą bogatą, niemalże książkową narracją stanowiła najjaśniejszy punkt oryginału. Do ogrania miałem fragment dość mocno oderwany od wątku głównego. Z osobistego
punktu widzenia nie mam żadnych powodów do obaw. Jedną z cech rozpoznawalnych gier Obsidianu zawsze była bardzo wysoka jakość scenariusza. Natomiast teksty, z którymi miałem okazję się zapoznać cechowały się świetnym, przyjemnym w odbiorze stylem. Choć gra była dostępna jedynie w wersji angielskiej, polski wydawca (Cenega) obiecuje na premierę rodzimą, kinową lokalizację. Warto dodać, że oprócz pokaźnej ilości dialogów, w kontynuacji można zauważyć znacznie więcej (bardzo barwnych) opisów poszczególnych scen. Analogicznie do lokalizacji, demo było całkowicie nieme. Jednakże twórcy zapowiadają pełne udźwiękowienie gry. Jest to ogromna zmiana w stosunku do poprzednika, gdzie voice actingiem zostały obdarzone jedynie najważniejsze rozmowy.

Cieszy również znacznie większa liczba sytuacji, gdy gra zmienia się w paragrafową przygodówkę. Jest to naprawdę przyjemny dodatek urozmaicający zabawę.

Izometryczne piękno

Pillars of Eternity II: Deadfire działa na tym samym silniku co część pierwsza, więc i jakość oprawy nie powinna ulec większym zmianom. W istocie jednak deweloperzy postanowili wycisnąć z technologii siódme poty. Zdecydowanie mniej tu dwuwymiarowych sprite’ów, a więcej bardzo ładnych modeli 3D. Szczególne wrażenie robi szczegółowość modeli postaci. Porównanie kreatora postaci z obu części gry pozwala poczuć różnicę. W efekcie konfrontacje stały naprawdę przyjemne dla oka. Realistyczne animacje postaci reagujących na ciosy i świetne efekty rzucanych czarów potrafią zerwać czapki z głów, gdy pomyślimy, że gramy w tytuł skierowany w dużej mierze do fanów klasyków sprzed dekad.

Sam projekt archipelagu Deadfire tworzy niezwykle estetyczne doświadczenie. Do tego miłe dla ucha, bo kompozycje muzyczne (choć pod tym aspektem demo również było wybrakowane) i efekty dźwiękowe o kawał świetnej roboty.

Niestety, nie ma róży bez kolców, a w tym przypadku problem stanowi zła sława twórców. Jak zapewne większość czytelników wie, produkcje Obsidian Entertainment znane są z kiepskiego stanu technicznego na premierę. O dziwo, w trakcie gry poza mniejszymi, nieszkodliwymi glitchami kilkoma, nagłymi crashami, nie natrafiłem na żaden błąd blokujący postęp w grze. Ciepłych słów natomiast nie mogę powiedzieć o wydajności. Zdaję sobie sprawę, że specyfikacja mojej platformy pozostawia sporo do życzenia i mnóstwo graczy nie będzie uskarżać się na podobne problemy. Tyle, że osobiście skusiłem się na grę na bardzo niskie wymagania sprzętowe (niemalże identyczne jak w pierwszej części) i podejrzewam, że mogą się znaleźć osoby z podobną sytuacją. Niestety, przez większość przygody bawiłem się w około 20-22 klatkach na sekundę (i to w rozdzielczości 1024×768 pikseli!), a w trakcie loadingów nierzadko mogłem sobie zaparzyć herbatę. Sytuacja, w której gra nie działa w odpowiedniej jakości na sprzęcie, bądź co bądź lepszym niż ten z minimalnych wymagań, jest dla mnie niedopuszczalna. Całe szczęście, że prawdopodobnie kłopoty dotyczą jedynie wczesnej wersji. Nie udostępniono bowiem jakichkolwiek opcji graficznych oprócz rozdzielczości, wygładzania krawędzi i synchronizacji pionowej. Pozostaje mieć więc nadzieję na poprawę kwestii technicznej w pełnej wersji gry. Abstrahując, muszę pochwalić twórców za świetnie skonstruowany szkielet rozgrywki. Nawet przy tak niskim frameracie produkcja była dość grywalna.

W oczekiwaniu na przygodę

Po zapoznaniu się z wersją beta jestem pewien jednego. Każdy fan klasycznych erpegów może czekać na Pillars of Eternity II: Deadfire z wypiekami na twarzy. Liczne, przemyślane zmiany i unikalny klimat malują przed nami perspektywę mięsistej, wypchanej po brzegi zawartością, a co najważniejsze – bardzo dobrej kontynuacji. Pomimo mocnego niepokoju w kwestii wydajności, jestem w stanie dać Obsidianowi kredyt zaufania i wierzyć, że na premierę wszystko będzie lepsze. Jeżeli natomiast wątek główny okaże jeszcze ciekawszy i dojrzalszy niż poprzedni, to możemy mieć solidnego kandydata w wyścigu o tytuł gry roku. Szykuje się staroszkolna, niezapomniana przygoda, rodem z najlepszych powieści fantasy!!!

A grę już wkrótce będziecie mogli kupić ze specjalnymi dodatkami oraz Wastelands 2 w prezencie na GOG.com

Exit mobile version