Site icon Ostatnia Tawerna

Prążkowany futrzak jest w formie – recenzja komiksu „Garfield. Tłusty koci trójpak”, t. 12

Spędzając nieco nostalgiczny, weekendowy wieczór w domu, możemy przypomnieć sobie pewne uniwersum. Jego kluczowym bohaterem jest nieco zbyt tłusty kot rodem z Ameryki! Witajcie ponownie w świecie Garfielda!

Garfield żyje pełnią: Ho! Ho! Ho! Jesteś gruby!

Waga pozostaje nieubłagana: wskazuje nadprogramowe kilogramy Garfielda i nie odejmuje ani pół! To wprawia kocura w mało świąteczny nastrój. Podobnie jak nas (w takiej sytuacji, a także na myśl o zbliżającym się końcu roku kalendarzowego…). Czytając pierwszą część Tłustego kociego trójpaka, nie można oprzeć się wrażeniu, że Garfield zdecydował się poprawić relacje z zamieszkującymi w domu Jona myszami – nie dość, że nie utrudnia im egzystencji, to jeszcze wręcz łaknie tego kontaktu – zwołuje zebrania, gra z gryzoniami w karty i ogląda z nimi telewizję. Ponadto tłuścioch zatrudnia stażystę Biffa, który posłusznie wykonuje zadania zlecone przez przełożonego, w sumie to robi sweter na drutach, aby… potem go sprzedać i kupić jedzenie (Biff pojawia się tylko kilka razy: 4-7 maja 1998 roku). Pierwsza część Tłustego kociego trójpaka jest również wyjątkowa z innego powodu – Garfield obchodzi swoje dwudzieste urodziny. Na szczęście ma przyjaciół, którzy zadbają o poprawę jego humoru w ten szczególny dzień (z biegiem lat tytułowy bohater coraz gorzej znosi kolejne świeczki na torcie…).

Garfield karmi kota: Mogę przystanąć, ale nie mam ochoty na rozmowę

Garfield linieje, co wprowadza Jona w zmienny nastrój. Za każdym razem, kiedy wydaje mu się, że proces okresowego zrzucania zewnętrznych warstw ciała się zakończył, jego podopieczny szybko wyprowadza go z błędu. W drugiej części tomu szczęśliwy właściciel dwóch czworonożnych przyjaciół (oraz okolicznych myszy, pająków, ptaków…) zastanawia się nad sensem życia, wykonuje wiele telefonów do potencjalnych ukochanych i zwyczajnie, jak to człowiek, się użala. Garfield nie okazuje mu współczucia, nie próbuje go wspierać, a wręcz jest bardziej cyniczny, sarkastyczny i mniej wyrozumiały niż zwykle. Upływający czas zmienia Jona w bardzo zdesperowanego mężczyznę w kolorowych gatkach, natomiast Garfield wyzbywa się w międzyczasie jakichkolwiek pokładów empatii, które – jak mi się wydawało – posiadał jeszcze w poprzednich tomach (nie spędza nawet z rodziną Sylwestra…). Teraz zapatrzony w siebie kocur co prawda mniej śpi (przekłada się to również na czas spędzony z ukochanym misiem Pookym), ale za to pije dużo kawy, nie stroni od jedzenia i z uśmiechem na pyszczku dokucza domownikom. A poza tym trapią go jeszcze poniedziałki, muchy, obecność Nermala, a także pogodowe zawirowania, czyli bez zmian.

Garfield. Maska żarłocznej śmierci: Nie słuchając wewnętrznego dziwaka

Pomimo wielu protestów Jona myszy nie zamierzają wyprowadzić się z domu. Garfield również nie dąży do zmiany zwierzęcego paktu. Podczas gdy myszoimpreza trwa w najlepsze, Odie pozwala kotu na małe akty agresji. Nie tracąc czasu na obrażanie się, przypomina przyjacielowi, że zbliżają się jego dwudzieste pierwsze urodziny! Tak, w tym tomie Garfield świętuje dwa razy i, co najważniejsze, dostaje dwa duże prezenty (co powinno wprawić go w naprawdę dobry nastrój!). Ulubiony kot Ameryki nadal kontynuuje „zaprzyjaźnianie się” ze stworzeniami żyjącymi w sąsiedztwie – poznaje nowe zwierzaki, które uczy dobrych manier,  uważając samego siebie za specjalistę w tej kwestii. Ponadto kolejny raz próbuje wygrać nagrodę w konkursie, całymi godzinami wyleguje się w fotelu i spędza „miło” czas z listonoszami.

No limits – śmiejemy się!

Najnowszy tom to trzy zeszyty – Garfield żyje pełnią, Garfield karmi kota oraz Garfield. Maska żarłocznej śmierci – które na pewno niejednokrotnie wywołają uśmiech na twarzy czytelnika. Jednocześnie odbiorcy niezwykle łatwo będzie utożsamić się z Jonem, którego w recenzowanym tomie jest całkiem sporo i, co istotne – prześladuje go straszny pech (wtedy się nie śmiejemy…). Czytając komiks, czytelnik zauważy na pewno, że (jeszcze) niemilenijny kot nieco zmienia swoje barwy – to drobne komputerowe zmiany, które będziemy obserwować również w kolejnym tomie. Podsumowując, Tłusty koci trójpak spełnił, jak zawsze, moje oczekiwania. Jim Davis ukazuje świat w krzywym zwierciadle, ale robi to ze smakiem i zapewniam, że podczas lektury nie można się nudzić.

Nasza ocena: 9,5/10

Świat prążkowanego kota nigdy nie spowszednieje!

Fabuła: 9/10
Bohaterowie: 9/10
Oprawa graficzna: 10/10
Wydanie: 10/10
Exit mobile version