Jak powszechnie wiadomo, Fabryka snów od dłuższego czasu zjada swój własny ogon, niejako odgrzewając stare kotlety w postaci kolejnych remake’ów. Oczywiście, czasami nowe wersje znanych nam hitów potrafią pozytywnie zaskoczyć, jednak w zdecydowanej większości widza czeka wyłącznie nieudolna powtórka rozrywki. Do której grupy należą Wiedźmy, wydane ostatnio na nośnikach DVD?
Produkcja Roberta Zemeckisa to ekranizacja klasycznej powieści dla dzieci pióra Roalda Dahla. Bruno, główny bohater filmu, trafia pod opiekę kochającej babci, która za młodu przeżyła przerażające spotkanie z wiedźmami. Pewnego dnia kobieta orientuje się, że czarownice wróciły. W obawie o bezpieczeństwo chłopca ucieka na południe. Niefortunnie bohaterowie trafiają właśnie na zlot wiedźm, a przewodzi im Najwyższa Czarownica…
Mam pewien problem z Wiedźmami, gdyż trudno mi je obiektywnie porównywać do pierwowzoru z 1990 roku. Nie przepadam za tamtym filmem (jako dzieciak miałem po nim koszmary), ponieważ po latach wydaje mi się zbyt mocno przejaskrawiony i kiczowaty. Niewiele lepiej na jego tle wypada wersja Roberta Zemeckisa.
Oglądając Wiedźmy, odnoszę podobne wrażenie, co w przypadku Bardzo Fajnego Giganta. Zostały nakręcone przez dziadka, któremu wydaje się, że świetnie rozumie współczesne oczekiwania młodych widzów. Podobnie jak Spielberg Zemeckis tworzył doskonałe filmy familijne, jednak ostatnie z nich to nieco już zapomniany Ekspres polarny czy Opowieść wigilijna. Niestety, współczesne kino i widzowie, po kolejnych obrazach Disneya itp., przyzwyczajeni do masowych produkcji Netflixa, oczekują od filmów czegoś więcej niż nieco infantylnej i przerysowanej historii ze znanymi aktorami.
Wiedźmy, pomimo potencjalnie baśniowego klimatu i sporej ilości scen z efektami CGI, nie wyróżniają się pod względem wizualnym, przypominając raczej pracę solidnych rzemieślników. Scenariusz przeładowany jest schematami, których jedyne przełamanie odnajdujemy w zmianie koloru skóry i pochodzenia głównych bohaterów. Powszechnie wiadomo, że arcyłotr jest w takich filmach po prostu zły, jednak twórcy produkcji nie pokusili się nawet o nadanie takiej postaci pewnej przerażającej autentyczności, podwalin i trochę bardziej skomplikowanych motywacji. Podobnie jest z resztą bohaterów, niemal pozbawionych charakterystycznych cech, a przy tym niesamowicie nudnych i szablonowych, przez co wyjątkowo trudno przychodzi nam emocjonowanie się ich losami. Nie liczcie również na częste wybuchy śmiechu Waszych pociech w trakcie seansu, gdyż poczucie humoru nie stanowi mocnej strony scenariusza.
Na uwagę zasługują jednak aktorskie popisy Octavii Spencer i Anne Hathaway, które „ciągną za uszy” Wiedźmy Zemeckisa. Pierwsza z nich tworzy jedyną pełnowymiarową bohaterkę w całym filmie. Z zaciekawieniem obserwujemy postać babci, równie zaradnej, co opiekuńczej i szalenie odważnej. Spencer w niemal każdej scenie wykorzystuje pełnie swojego komediowego talentu, co podnosi efekt jej pracy. Podobnie jest w przypadku Hathaway, która w wywiadach podkreślała, że inspirowała się swoją kreację na Jokerze Heatha Ledgera, co widzimy w jej nieco przerysowanej, a zarazem przerażającej wiedźmie. Anjelica Houston jako Najwyższa Czarownica śniła mi się jeszcze przez kilka tygodni po seansie (nic jednak nie przebije Piszczałki Latałki pod tym względem), na szczęście teraz jestem znacznie starszy i mimo że Anne jest zdecydowanie bardziej przerażająca, swoimi zębiskami przypominając Pennywise’a, nie odczuwam już lęku.
Wydanie DVD, przygotowane przez dystrybutora, standardowo zawiera klimatyczną szatę graficzną. Po odpaleniu płytki wchodzimy w stosunkowo proste menu (okraszone filmową grafiką) w angielskiej wersji językowej, którego obsługa nie powinna stanowić żadnej trudności dla młodszego widza.
Dystrybutor przygotował dla nas kilka wersji językowych. Widzowie przyzwyczajeni do polskich napisów mogą cieszyć się oryginalnymi głosami aktorów, a nieźle przygotowany dubbing stanowi idealne rozwiązanie dla naszych pociech, które nie potrafią jeszcze czytać lub robią to w niewystarczającym tempie.
Galapagos zadbało również o zamieszczenie na płytce materiałów dodatkowych, tj. niewykorzystanych scen. Pierwsza z nich pogłębia nieco postać Bruna, ukazując go jako młodego samotnika. W kolejnej z twórcy skupiają się na zdrowiu babci, dając nam do zrozumienia, że być może niewiele życia jej zostało. Najciekawsza jest jednak niedopracowana graficznie sekwencja ponownego spotkania Reginalda z matką, zakończona tym razem pełnym happy endem. Niestety większość z materiałów dodatkowych niewiele wniosłaby do filmu, dlatego trudno dziwić, że ostatecznie zostały wycięte.
Po seansie Wiedźm mam mocno mieszane uczucia, gdyż film Zemeckisa jest całkiem udanym remakiem w porównaniu do wersji z 1990 roku, jednak stanowi przykład co najwyżej solidnego kina rozrywkowego, któremu brakuje klimatu, lepszego scenariusza i większej kreatywności twórców. Na szczęście produkcja broni się świetnym aktorstwem Spencer i Hathaway oraz niezłym wydaniem DVD, dzięki czemu obraz może sprawdzić się jako zapychacz czasu w wakacyjne wieczory.