Jak to „gra karciana”?
Gra Bloodborne na konsole PS4 okazała się na tyle dużym sukcesem, że na jej podstawie powstaje komiks, o czym pisaliśmy tutaj, a na przełomie października i listopada wyszła również karcianka, której przyjrzymy się bliżej w poniższej recenzji.
Gra karciana, jak się można spodziewać, bardzo mocno nawiązuje do oryginału. W obu wersjach wcielamy się w Tropicieli, którzy, eksplorując Lochy Kielicha, walczą z groźnymi potworami. W zamian za zadawanie im obrażeń uzyskujemy cenne Tętnienia Krwi (w pierwowzorze stanowiące walutę, a w wersji bez prądu jeden z dwóch składników ostatecznej punktacji).
Czym więc się różnią?
Oczywiście mechaniką. Wydanie na konsole jest bowiem klasycznym, zręcznościowym action RPG, które bardzo ciężko przenieść do karcianki. Twórcy zdecydowali się więc oprzeć zasady gry w dużej mierze na zarządzaniu ryzykiem oraz ręką z elementami taktycznymi.
Jak to wygląda w praktyce?
Rozgrywka jest bardzo szybka i dynamiczna, zwłaszcza jak na grę karcianą. Instrukcja mówi, że jedna partia zajmuje między 30-60 minut, ale odnosi się wrażenie, że trwa ona krócej. Na początku wszyscy zaczynają z identyczną, startową talią, która będzie z czasem rozwijana, czyniąc rozgrywkę dużo ciekawszą. W każdej rundzie stajemy przed wyborem – ryzykować i atakować potwora, by zdobyć dodatkowe punkty, czy jednak zagrać bezpiecznie i wycofać się w celu leczenia, ulepszenia talii oraz zmagazynowania dotychczas zebranych Tętnień Krwi (by nie stracić ich w wypadku śmierci)? Jeżeli zdecydujemy się atakować, to którą bronią? Szybką, gwarantującą nam małą ilość punktów, czy wolniejszą, ale potężniejszą, ryzykując jednak, że potwór padnie (za sprawą innych Tropicieli) nim nadejdzie nasz ruch i zostaniemy z niczym? Oczywiście wszystko to w całkowitej tajemnicy, więc przydaje się dobre wyczucie rywali. Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę, że jeżeli bestia zostanie pokonana, gracze, którzy w danej rundzie zadali jej obrażenia, dostają jeszcze odpowiednie trofea, będące drugim składnikiem końcowej punktacji. To wszystko sprawia, że pomimo bardzo prostych zasad i dość sporej losowości, będziemy musieli się nieźle nagłówkować, by mieć szansę na zwycięstwo.
Jedynym większym minusem odnośnie mechaniki jest kiepskie zbalansowanie – niektóre karty ulepszeń są tak dobre (nie powiem które ;]), że używając ich w kółko, z łatwością wygramy partię.
A jak z wykonaniem?
Trzeba przyznać, że Portal Games stanął na wysokości zadania – gra jest wydana bardzo ładnie, wręcz pięknie. Karty z klimatycznymi grafikami, na których potwory prezentują się nawet lepiej niż w wersji konsolowej. Śliczne znaczniki Tętnień Krwi wyglądają, jakby naprawdę miały płynne wnętrze. Plansze graczy są proste, estetyczne, ale bez bajerów – przy gwałtowniejszym ruszaniu prawdopodobnie pospadają z nich wszystkie znaczniki. Zabezpieczony przed przypadkową zmianą został natomiast poziom zdrowia Tropicieli, zaznaczany na specjalnie przeznaczonych do tego okrągłych licznikach.
Największym plusem jest jednak zmyślnie wykonany stelaż na elementy – nawet przy większych wstrząsach wszystko pozostaje na swoim miejscu. Wspomnienia wymaga również instrukcja, która została napisana dobrze – przejrzyście i krótko (ze skrótem zasad na ostatniej stronie). Mniej dopracowane są natomiast kostki do rzucania – takie całkiem zwyczajne, a przez to odstające od pozostałych, dopieszczonych elementów.
Czy warto więc kupić tę grę?
Jeśli jesteście fanami konsolowej wersji i chcieli byście zacząć przygodę z planszówkami, to koniecznie musicie ją mieć! Jeżeli tylko jedno z powyższych stwierdzeń jest prawdziwe, to myślę, że również warto dokonać zakupu. Natomiast w przypadku, gdy ze światem Bloodborne’a nie mieliście nic wspólnego, a na graniu w planszówki i karcianki zjedliście zęby, sytuacja staje się trochę trudniejsza. Ogólnie gra jest całkiem dobra, idealnie nadaje się jako przerywnik pomiędzy dłuższymi i bardziej wymagającymi tytułami, ale… w jej cenie można znaleźć lepsze i produkcje.
Kot w pudełku mnie urzekł 😀
Nie przekonuje mnie ocena regrywalności i stosunek ceny do tej recenzji. Wizualnie prezentuje się dobrze, ale czy to wystarczy?