Z przygodami Człowieka ze Stali miałem ostatnio ciut dłuższy rozbrat. Jednak kolejny tom Supermana zmusił mnie, by na nowo przysiąść do dziejów Ostatniego Syna Kryptonu. Okazało się, że odejście od komiksów stanowiło ogromny błąd. Dlaczego? Postaram się wam na to odpowiedzieć w niniejszej recenzji.
Czarny Świt czyli powrót Elity (a przynajmniej jej części)
Ciężko mi mówić o fabule niniejszego komiksu. Powodów jest kilka. Po pierwsze nie znam wydarzeń z tomu wcześniejszego. Po drugie chciałbym uniknąć spoilerów, a po trzecie nie mam najmniejszego pojęcia jak to ująć w słowa, ale spróbuję. Otóż Superman, jego syn i żona mieszkają sobie spokojnie w małym miasteczku w hrabstwie Hamilton. Ot sielanka przerywana raz na jakiś czas sprawami Ligi. Niestety, coś czai się w ciemności. Okazuje się, że Superboy nie rozwija swoich mocy, a przecież powinien już dawno umieć latać Niezapowiedziane odwiedziny Batmana i Robina tylko pogarszają sytuację. Mroczny Rycerz znika, a zaraz za nim Robin i Jon. Superman musi uczynić wszystko by ich uratować. Kłopot w tym, że na jego drodze stają „zwykli” mieszkańcy miasteczka manipulowani przez „znajomego” z dawnych lat. Czy Człowiek ze Stali pokona wszystkie przeciwności, a może ogarnie go mrok i utraci swoich najbliższych? O tym dowiecie się już z lektury.
Clark i Jon, czyli ojciec i syn
Scenarzyści niniejszego komiksu postarali się, by sztampowa fabuła stała się naprawdę wielowymiarowa. Wydaje się, że cała akcja z porwaniem Batmana stanowi tylko tło do czegoś znacznie ciekawszego, a mianowicie do opisu relacji rodzinnych Supermana. Widzimy tutaj narastający konflikt między Ostatnim Synem Kryptonu i jego latoroślą. W ogóle cała seria Superman to jak do tej pory opis relacji między supertatą i supersynem. Należą się za to ogromne wyrazy uznania. Naprawdę ciekawie się to czyta. Zwłaszcza kiedy dochodzi do walki między rodzicem i dzieckiem. Mrok rozsiewany przez jednego z członków Elity stanowi tutaj tylko tło. Bez niego byłoby tak samo ciekawie, a może nawet jeszcze lepiej.
Graficzne cienie i blaski
Powiedziałbym, że jak zwykle komiks został opatrzony nieziemską grafiką, i to byłoby po części prawdą. Niestety mamy też tutaj kilka wpadek. Zwłaszcza kilka początkowych kart to jakaś pomyłka. Rysownicy odpowiedzialni za nie powinni porzucić komiksowy fach. Nie dość, że nijak się te plansze mają do reszty wręcz Rossowskich obrazów, to jeszcze kreska tam jest wręcz fatalna. Ten mankament powoduje, że nie mogę z czystym sercem dać dychy za grafikę. Po prostu nie.
Podsumowując, Czarny Świt to komiks naprawdę wielopoziomowy. Oś główna jest co prawda miałka, ale to interakcje między herosami nadają mu prawdziwego kolorytu. Warto się z nim zapoznać.
Nasza ocena: 7,8/10
Komiks wart umieszczenia w kolekcji. Czyta się przyjemnie i wzbudza liczne refleksje. Polecam.Fabuła: 7,5/10
Oprawa graficzna: 6,5/10
Wydanie: 10/10
Bohaterowie: 7,5/10