Site icon Ostatnia Tawerna

Powrót do korzeni – wywiad z Martą Kisiel

Polonistka, fanka gier planszowych, kibic Manchesteru United i członek Hordy w World of Warcraft. Dla wielu przede wszystkim jednak „ałtorka”, „kisiel z kłulika” i pisarka, której książki bawią, trzymają w napięciu i wciągają. Jej rzesza fanów wciąż rośnie, a jej najnowsze opowiadanie Jawor przeczytać możemy w antologii Harda Horda. A co o własnej twórczości, planach i samej sobie mówi Marta Kisiel? 

Ostatnia Tawerna: Kto był pomysłodawcą napisania Hardej Hordy?

Marta Kisiel: A żebym to ja pamiętała… Bardzo możliwe, że ktoś dał kawę Oli Janusz — wiele naszych projektów, zwłaszcza tych absolutnie niewykonalnych, zaczęło się właśnie w ten sposób. Możliwe też, że była to Magda Kubasiewicz, która na co dzień wykonuje mnóstwo cichej, mrówczej roboty związanej z naszą działalnością. A może jeszcze ktoś zupełnie inny. Tak czy owak, pomysł padł, został podchwycony i zrealizowany.

OT: Czy konsultowałyście się jakoś ze sobą podczas pisania Hardej Hordy? Były spotkania, telefony, maile, czy raczej każdy pisał swoje i wysyłał wydawcy?

MK: Odbyłyśmy parę swobodnych rozmów na temat samego tematu, że tak powiem, ale konsultacji sensu stricto nie, nie było takiej potrzeby. Każda z nas myśli inaczej, pracuje inaczej, pisze inaczej, każda ma też swój konkretny dorobek. Nie wyobrażam sobie, jak miałyby wyglądać takie konsultacje. Oczywiście, rozmawiałyśmy o pomysłach, które przyszły nam do głowy, o napotkanych trudnościach i wątpliwościach, no i przede wszystkim mobilizowałyśmy się nawzajem. A za wydawcą zaczęłyśmy się rozglądać, kiedy antologia była już gotowa.

OT: Znałaś wcześniej pozostałe autorki Hardej Hordy?

MK: Jako grupa Harda Horda istnieje już od dwóch lat, więc siłą rzeczy znamy się i na gruncie prywatnym, i pisarsko-czytelniczym. Antologia to nasza własna, oddolna inicjatywa, efekt konkretnej codziennej współpracy, zwykle niewidocznej dla czytelnika. Ale też założeń, które nam przyświecały, kiedy postanowiłyśmy połączyć siły, a które można chyba streścić tak: jedną kobietę łatwo przeoczyć; dwanaście już trudniej, zwłaszcza kiedy idą ławą, ramię w ramię.

OT: Skąd wziął się pomysł na Jawor? Inspiracja folklorem, piosenką, czy był jakiś inny, nieoczywisty impuls?

MK: Ot, efekt uboczny researchu do Oczu urocznych — w jednym z opracowań natknęłam się na wzmiankę o jaworowych ludziach. Natychmiast skojarzyła mi się z dziecięcą piosenką, ale ukazała ją w całkiem innym niż dotychczas świetle. To, co zobaczyłam, bardzo przypadło mi do gustu i przerodziło się w opowiadanie.

OT: Jeśli porównamy Jawor z innymi Twoimi książkami, odnajdziemy dużo więcej mroku. Wprawdzie morderczy dziadek też do radosnych wątków nie należał, ale jednak poprzednie tytuły zawierały dużo więcej humoru. Jak pisało Ci się w takim mrocznym klimacie?

MK: Sęk w tym, że właśnie od takiego pisania zaczynałam, humor przyszedł dopiero po pewnym czasie. Czy raczej dopiero po pewnym czasie zaczął u mnie dominować. Widać to najlepiej w zbiorze Pierwsze słowo — w tym samym okresie co Dożywocie powstawało Katabasis i Jadeit, a nie są to teksty lekkie i wesołe, „do pośmiania”. Zapowiedź powrotu do tych korzeni widać już w Szaławile z 2017 roku, w tym pokręconym, pogłębionym tle, jakie rozciąga się za Odą. Od tamtej pory ciągnie mnie coraz mocniej ku miszmaszowi, ku tekstom łączącym dotychczasowy styl i humor z trudniejszymi tematami, a nawet grozą. Nie ukrywam, bardzo mi z tym dobrze.

OT: Swoich fanów zasypujesz książkami, za co oczywiście jesteśmy wdzięczni. Jednak kilka pozycji w ciągu roku to nie jest łatwy wyczyn. Skąd bierzesz pomysły i inspiracje do pisania? Siedzi nad Tobą jakaś Carmilla Jakiełłek?

MK: Od pewnego czasu mam ten niewiarygodny komfort, że dzień w dzień siedzę i piszę. Albo siedzę, czytam i notuję, w każdym razie nie muszę już rezygnować ze snu czy w inny sposób wyszarpywać z codzienności pojedynczych chwil na pisanie, bo pisanie stało się moją codziennością. Dzięki temu pewne trybiki w mojej głowie nie muszą się zbyt często zatrzymywać, mogą pracować na pełnych obrotach. Łatwiej, szybciej „wchodzę” w nowe historie albo wracam do nich po przerwie. To trochę jak z piłkarzem, który jest w formie, często gra i wszedł w tzw. rytm meczowy — kiedy trzeba, po prostu wbiega na boisko i robi swoje.

OT: Twoi fani doskonale wiedzą, że do swoich książek wrzucasz sporo rzeczy, które lubisz. Mamy tu przecież odniesienia do World of Warcraft, wspominanie ‘Allo ‘Allo czy puszczanie oczka do fanów Manchesteru United. Co jeszcze udało Ci się przemycić, choć niekoniecznie o tym wiemy?

MK: Och, całe mnóstwo rzeczy! Ale wyszukiwanie smaczków pozostawię czytelnikom. W końcu na tym, między innymi, polega przyjemność obcowania z moimi tekstami.

OT: A na jakich książkach wychowała się Marta Kisiel? Są jakieś wzory, z których czerpiesz inspirację? Lub może po przeczytaniu jakiejś pozycji pomyślałaś: „Ja też napiszę książkę”?

MK: Zaczęło się od oburzenia czy może raczej niezgody. Przeczytałam Wesołe przygody Robin Hooda i stwierdziłam, że w życiu to się przecież nie może tak skończyć! I napisałam własną wersję. Działo się to bodajże w czwartej klasie podstawówki. Potem już żadna książka nie była dla mnie takim bezpośrednim impulsem czy wzorem, wymyślałam raczej swoje własne historie, coraz bardziej złożone, pogmatwane. Albo wprost przeciwnie. Bardzo dużo natomiast chłonęłam, jeśli chodzi o klimat czy język — uwielbiałam Opowieści z Narnii i rosyjskie baśnie ludowe, Nienackiego, Niziurskiego i Karola Maya, Lucy Maud Montgomery i Halinę Snopkiewicz. A gdy miałam dziesięć lat, odkryłam Joannę Chmielewską, która wywarła na mnie olbrzymi wpływ zarówno w warstwie językowej, jak i w pewnym podejściu do siebie i świata. I potem już nic nie było takie, jak przedtem.

OT: Jakie są kolejne plany? Uchylisz rąbka tajemnicy i zdradzisz nam, czego możemy się spodziewać w najbliższym czasie?

MK: W tym roku czeka mnie jeszcze druga po Oczach urocznych premiera, mianowicie Małe Licho i anioł z kamienia czyli następny tom serii dla dzieci. Przymierzam się właśnie do kontynuacji Toń, a w kolejce do napisania czeka już niecierpliwie trzecie Małe Licho oraz powieść o Ramzesie i Matyldzie, czyli domknięcie serii wrocławskiej. To tyle, jeśli chodzi o plany skonkretyzowane i przyklepane przez wszystkich świętych, a co się jeszcze raczy przy okazji urodzić — to już czas pokaże.

 

Bardzo dziękuję Marcie Kisiel za poświęcony czas i udzielenie wywiadu. Życzymy kolejnych sukcesów literackich!

Exit mobile version