Site icon Ostatnia Tawerna

Postapokalipsa trzy dekady później – recenzja gry „Wasteland: Remastered”

Już w sierpniu do sklepów trafi trzecia część znanej serii RPG. Tymczasem, inXile zachęca graczy do cofnięcia się w przeszłość i poznania oryginalnego Wasteland w nowej odsłonie. Czy warto dać tej pozycji szansę?

Pionier postapo

Cóż, odpowiedź nie jest jednoznaczna. Z pewnością warto coś o tym tytule wiedzieć, jeśli interesujemy się historią gatunku cRPG. Nie wszyscy bowiem zdają sobie dziś sprawę, że bez Wasteland nie byłoby pierwszego Fallouta. Za produkcję obu gier odpowiada nieistniejący już Interplay, a drugą z nich w okolicach premiery uważano za nieoficjalną kontynuację Wasteland z 1988 roku. Niestety jak na standardy branży jest to pozycja bardzo stara i przez to może odrzucać archaizmami nowych graczy, którzy serię kojarzą tylko za sprawą dużo bardziej nowoczesnego Wastelanda 2. Po zwiastunach wydawać by się mogło, że wersja Remastered całkowicie odświeżyła staruszka, czyniąc go bardziej przystępnym dla odbiorców przyzwyczajonych do współczesnych produkcji. Po części rzeczywiście tak się stało, lecz w całości tkwi spory haczyk. Wbrew podtytułowi mamy do czynienia z czymś pomiędzy remasterem, a pełnoprawnym remakiem.

Pustkowia w nowej odsłonie

Nie da się ukryć, że odświeżona wersja Wasteland to ogromny skok techniczny w porównaniu z oryginałem. Nie skończyło się jedynie na dostosowaniu gry do współczesnych rozdzielczości, lecz całkowicie odnowiono oprawę audiowizualną, implementując trójwymiarową mapę i pełnoprawne udźwiękowienie. Ponad trzydzieści lat temu nie było o tym mowy, z racji niewielkiej pojemności dyskietek. Część dialogów zyskała także voice acting. Natomiast postaci otrzymały wysokiej jakości, dwuwymiarowe portrety, zachowujące jednocześnie ton klasycznej wersji. Do tego w co ważniejszych momentach fabuły doszły cutscenki, utrzymane w stylistyce nawiązującej do gier retro.

 Sama historia została natomiast wiernie przeniesiona. Ma to oczywiście swoje zalety i wady. Retro puryści ucieszą się, że opowieść jest dokładnie taka, jak dawniej. Jednakże medium growe niezwykle rozwinęło się przez te ponad trzydzieści lat, w tym także w kwestii podejścia do tworzenia scenariuszy. Osobiście uważam, że w tej materii Wasteland mocno się postarzał i losów strażników z postapokaliptycznych pustkowi nie śledzi się dziś ze szczególnym zaangażowaniem. Mimo to nie sposób odmówić historii specyficznego neowesternowego klimatu.

Powrót do przeszłości

Nie mam wątpliwości co do tego, że w Wasteland: Remastered graczy najbardziej podzieli rozgrywka. Twórcy remastera zdecydowali się na pełne odtworzenie zasad oryginału. Oznacza to, że tak jak dawniej, wybieramy predefiniowaną drużynę rangerów lub tworzymy własną, przy pomocy wirtualnych rzutów kośćmi, a następnie ruszamy na przygodę w otwartym świecie, który… tak naprawdę jest płaską planszą z poruszającym się pionkiem gracza. Co więcej, zostajemy rzuceni od razu na głęboką wodę, gdyż zabrakło jakiegokolwiek samouczka. Rozwiązania są więc dwa, próbować wszystkiego „w praniu” lub zapoznać się z niezwykle obszerną instrukcją. Czyni to tytuł niezbyt przystępnym dla nowych odbiorców, gdyż podobnie jak w oryginalnym Wasteland gameplay sprowadza się do przeklikiwania się przez multum okien i przewijania ścian tekstu. Najlepiej chyba ma się turowy system walki, który dzięki przyjemnej prostocie nie został w tak dużym stopniu nadgryziony zębem czasu. Ot, wybieramy możliwe działania, jakie mogą wykonać kierowani bohaterowie, po czym pojawia się tekstowe sprawozdanie ze starcia. Męczarnią jest natomiast system dialogów z NPCami. Nie daje on graczowi gotowych opcji dialogowych, zmuszając do własnoręcznego wpisywania wyrazów, z nadzieją, iż akurat tym razem trafią na słowo kluczowe dla danej sytuacji. W innym przypadku otrzymają wymowną odpowiedź „nie rozumiem”. Możecie sobie wyobrazić, jak frustrujące potrafi to być w wersji na konsole, gdzie słowa każdorazowo muszą być wstukiwane na padzie za pośrednictwem wirtualnej klawiatury. Równie mocno irytuje używanie umiejętności. Dla przykładu, może się zdarzyć, że należy użyć „spostrzegawczości”, by znaleźć ukryte przejście. I tym razem jednak próżno szukać wskazówek ze strony twórców, a przez planszówkową strukturę mapy wymagane jest, aby postać stała na konkretnym polu. W przeciwnym razie umiejętność nie przyniesie żadnego skutku.
Być może fani oryginału będą zadowoleni z takiej formuły, ale według mnie nie ma ona racji bytu w 2020 roku i służy jedynie sztucznemu wydłużaniu rozgrywki.

Pokochaj lub znienawidź

Wasteland: Remastered to produkt specyficzny i nieprzystający do współczesnych czasów, lecz myślę, że nie przeszkodzi mu to w zyskaniu uznania. Archaizmy od pierwszych minut odepchną graczy przyzwyczajonych do obecnych rozwiązań. Poważnie, jeśli ktoś nie lubuje się w ogrywaniu starych gier RPG, nie ma najmniejszego sensu, by sięgał po ten tytuł, gdyż rozczarowanie jest niemalże pewne. Z drugiej strony, remaster może być naprawdę ciekawym kąskiem dla miłośników retro i fanów Wasteland, którzy chcieliby przejść jeszcze raz pierwszą odsłonę cyklu przed premierą „trójki”. Bądź co bądź, pieczołowicie odnowiono stronę audiowizualną, przy zachowaniu duszy pierwowzoru ze wszystkimi plusami i minusami, co dla wielu pewnie będzie wartością. Mimo wszystko przychylniejszym okiem spojrzałbym na pełnoprawny remake, w pełni przebudowujący rozgrywkę, choćby na zasadach znanych z dość świeżego Wasteland 2.

Grę kupicie na GOG.com

Nasza ocena: 5,7/10

Gratka dla fanów retro RPG, ale rzecz nie do przełknięcia dla graczy wychowanych na współczesnych grach.

Grafika: 6/10
Udźwiękowienie: 7/10
Fabuła: 6/10
Grywalność: 4/10
Exit mobile version