Site icon Ostatnia Tawerna

Porozmawiamy o tym? – recenzja komiksu „Ultimate X-Men”, t. 4

Po pokonaniu Magneto wydawać się mogło, że na Ziemi-1610 wreszcie zapanuje spokój. Jednak X-Meni nie mają czasu na odpoczynek. Kiedy światowe zagrożenie mija, zaraz zostają zaatakowani przez… zwykłych ludzi!

Rządowe projekty

Czwarty tom Ultimate X-Men rozpoczyna przygoda, w której widzimy tylko jednego z mutantów, a konkretnie wyrzuconego niedawno z grupy Wolverine’a. Jest on ścigany z niewiadomych powodów (choć chyba on akurat zawsze ma coś na sumieniu) przez grupę tajnych agentów. W ucieczce pomagają mu Spider-Man i Daredevil. Wkrótce jednak zagrożeni są już wszyscy X-Meni, którzy muszą połączyć siły, aby odeprzeć przeciwników. Najemnicy to jednak niejedyne ich zmartwienie. Pod szkołą Charlesa Xaviera zbierają się tłumy ludzi nienawidzące mutantów jedynie za ich odmienność. Bohaterowie muszą więc dyplomatycznie radzić sobie z dyskryminacją. Na szczęście po ich stronie stoją prezydent USA oraz Nick Fury. Nie wszyscy politycy są jednak przychylni ich działalności i zamierzają zaatakować, nawet kosztem głowy szefa Białego Domu.

Im dalej w las…

Poprzedniego tomu Ultimate X-Men nie można zaliczyć do najlepszych. Po świetnym wstępie i niezwykle ciekawym planie Magneto zawiodło zakończenie, które wyglądało na robione w pośpiechu i nie dorównywało wcześniejszej części fabuły. Tym razem scenariusz jest niestety nierówny i nie wszystko będzie się podobać fanom. Ale po kolei. Twórcą przygody jest Brian Michael Bendis, autor wielokrotnie nagradzany i mający na swoim koncie aż pięć Nagród Eisnera. To właśnie on dał nam m.in. takie serie jak New Avengers, Siege czy Age of Ultron. Wprowadził także na rynek pierwszą historię z Ziemi-1610 (zwanej Ultimate), opowiadającą o Spider-Manie. Może właśnie dlatego początek zeszytu jest tak dobry. Oglądać w nim możemy wspominanych już Wolverine’a, Daredevila i Człowieka-Pająka. Ten ostatni wprowadza nam szczyptę dobrego humoru, która świetnie kontrastuje z zabójczym instynktem Logana i śmiertelnie poważnym Diabłem z Hell’s Kitchen. Jestem przekonany, że gdyby autor zdecydował się na run właśnie o tym trio i utrzymał w zaproponowanym klimacie, to miałby na swoim koncie kolejną nagrodę. Niestety wszystko kończy się dość szybko i przechodzimy do głównej części opowiadającej nam o grupie X-Men. Początkowo wszystko wygląda dobrze, a akcja z Jean Grey nabywającej moce Phoenix i drużynie próbującej rozwiązać swoje problemy może się podobać. Dalsza część historii już nie każdemu przypadnie do gustu. Jest ona po prostu przegadana. Mało tu walk i emocji, a więcej polityki, układów i omawiania strategii. Dodatkowo wprowadzani są tacy bohaterowie jak Angel, Emma Frost czy Dazzler, jednak na chwilę obecną nie mają jakiejś wiele wnoszącej roli. Niby każdemu twórca poświęca kilka chwil, ale nadal są oni raczej bez charakteru. Możemy mieć jedynie nadzieję, że w przyszłości dostaną swoją szansę na wykazanie się. Tak naprawdę mamy tu jeszcze jedną kapitalną scenę, w której to pojawiają się Sentinele i mocno wkurzona Storm, ale poza tym trochę wieje nudą. Nawet próby przedstawienia wewnętrznych problemów bohaterów czy wprowadzenia wątków miłosnych nie wypadają najlepiej. Pewnie gdybyśmy dostali adaptację filmową zeszytu, to przy kilku fragmentach moglibyśmy przysnąć…

Jaki scenariusz, taka oprawa?

Za oprawę graficzną zeszytu odpowiada David Finch, któremu w pracy pomagali Art Thibert, Dave Stewart i Frank D’Armata. Trzeba przyznać, że jego gruba i nieco surowa kreska może się podobać. Także gra cieni i kolorów świetnie pasuje do komiksu i samej przygody. Z pewnością na pochwałę zasługują sceny walki Wolverine’a, przedstawienie zjednoczonej drużyny mutantów czy końcowego starcia przed Kapitolem. Także wygląd Phoenix wypada bardzo dobrze. Jednak szczególne uznanie należy mu się za to, co zrobił w kilku innych scenach. Jak wspomniałem, wiele fragmentów komiksu zawiera głównie dialogi pomiędzy postaciami. Podczas dyskusji przedstawiono nam przede wszystkim twarze bohaterów. Co zrobić, aby w takiej sytuacji nie było nudno, a nie trzeba było oglądać wciąż tych samych kadrów? Finch znalazł wyjście z tej sytuacji. Abyśmy jednak poczuli towarzyszące rozmowom emocje, rysownik skupił się na mimice twarzy. Dzięki temu widać złość, zaskoczenie czy smutek.

Znów te nierówności

Podobnie jak poprzednie części Ultimate X-Men, także i ta została wydana w twardej oprawie, a Egmont jak zwykle dorzucił nam galerię okładek i szkiców, za co należy się dodatkowy plus. Ostatecznie jednak czwarty tom należy ocenić nieco powyżej średniej. Punkty dostaje z pewnością za kapitalny wstęp i kilka niezłych scen akcji oraz oprawę graficzną. Jak to zwykle w przypadku homo superiors bywa, pojawia się również wątek dyskryminacji, który oczywiście łatwo przełożyć możemy na rzeczywistość i ataki na osoby tylko ze względu na ich odmienność ze względu na rasę, płeć czy wyznanie religijne. Oczywiście dobrze, że twórcy pokazują, iż przemoc nie jest jedynym rozwiązaniem, ale najwyraźniej również rozmowy niekoniecznie muszą prowadzić do czegoś dobrego. Momentami więc fabuła nie prowadzi do niczego konkretnego, a nieraz jest bezbarwna i nijaka. Możemy mieć nadzieję, że zmieni się to w kolejnej odsłonie przygód X-Menów, a seria wróci do jakości, jaką proponowała nam w dwóch pierwszych tomach.



Nasza ocena: 6,7/10

Momenty kapitalne przeplatane są z zupełnie nijakimi, co daje nam średniej jakości przygodę.

Fabuła: 5,5/10
Bohaterowie: 6/10
Oprawa graficzna: 7,5/10
Wydanie: 8/10
Exit mobile version