Site icon Ostatnia Tawerna

Porozbijajmy się maluchem po Berlinie! – recenzja gry „Electro Ride”

Wyścigi zabytkowych aut w krajach Związku Radzieckiego – czego możemy się spodziewać? Ponure szare miasta i stare rozgruchotane rzęchy? Zupełnie nie! Tym razem blok wschodni pokazano w żywych, neonowych barwach, a ścigać będziemy się odpicowanymi retro furami z turbo-dopalaczem!

PRLowy Blade Runner

Legendarnymi autami czasów PRLu wyruszymy w miasta od muru Berlińskiego aż po Moskwę. Zwiedzimy Europę w alternatywnej kolorowej rzeczywistości, pełnej barwnych neonów i billboardów. Klimat jak z filmu Sci-Fi łączy się z klasyką motoryzacji i turystycznymi zabytkami. W cyberpunkowym krajobrazie spostrzeżemy warszawski Pałac Kultury czy berlińską Wieżę telewizyjną. Jako warszawianka nie mogę jednak powstrzymać się, by nie wytknąć twórcom, że stadion, który umieścili w naszym mieście, do złudzenia przypomina Katowicki Spodek. Wizualnie gra jest bardzo atrakcyjna ale miejscami widać niedociągnięcia. Mimo że twórcy chwalą się trójwymiarową grafiką, to jeśli w wyniku buga wjedziemy w tłum ludzi zobaczymy, że są oni dwuwymiarowo płascy niczym wycięci z kartonu. Zdarzają się też drzewka jak proste kanciaste bryłki niczym lizaki na patykach – trochę jak z dziecięcych rysunków. Oczywiście, jadąc z zawrotną prędkością nikt nie będzie przyglądał się tak dokładnie kwadratowym defektom obrazu, ale oprócz tego niestety równie toporne jest też samo sterowanie pojazdem.

“Mały, ale wariat”!

Opanowanie jazdy jest dosyć trudne. Większość aut jeździ, jakby miała napęd na tylne koła i łatwo wpada w poślizg. Przy dużych prędkościach wystarczy delikatnie ruszyć kierownicą, by samochód tańczył jak na lodzie. Miota nim jak mustangiem w amerykańskich filmach akcji. Z łatwością odrywa się też od ziemi i kręci beczki w powietrzu przy zaledwie lekkim zderzeniu z bandą, czy innym samochodem.

Jako wytłumaczenie niewygodnego prowadzenia otrzymujemy informację, że zabytki te nie mają ABSu czy kontroli trakcji. Mimo fachowych wyjaśnień jazda nie jest jednak zbyt realistyczna, bo auta nie posiadają też manualnej skrzyni biegów. Za to dzięki używaniu dostępnych na planszy turbo-dopalaczy, możemy osiągnąć choćby i maluchem prędkość nawet 220km/h!

Przyśpieszenia występują tutaj w dość oryginalnej formie. Wjeżdżamy w kolorową gwiazdkę, by nasz samochód zmienił barwę, a następnie najeżdżamy na pas na jezdni w tym samym kolorze i ruszamy znacznie szybciej. Przejechany pas chwilowo znika i kolejny samochód nie może od razu po nas w pełni z niego skorzystać. Kierowanie i mechanizm przyśpieszeń kojarzy mi się z infantylnymi wyścigami dla młodszych graczy. A cały zamysł gry z nawiązaniem do czasów PRLu wydawałby się targetowany raczej na nostalgię starszych osób.

Do wyboru, do koloru

W Electro Ride dostępnych mamy sporo wariantów, zarówno dla gry solo, jak i multiplayer. Z przykrością muszę stwierdzić, że moje pady nie zadziałały tak, jak powinny i nie mogłam w pełni skorzystać z dobrodziejstw Dzielonego ekranu (który niestety w nowych grach wyścigowych jest rzadkością, dlatego osobiście poluję na takie oldschoolowe rarytasy!).

W trybie solo możemy przejechać szybką rundkę w „Wyścigu z duchem”, „Próbie czasowej” czy „Ostatni odpada”, bądź też podjąć się dłuższej Kariery. W niej odkryjemy stolice krajów ZSRR i odblokujemy auta charakterystyczne dla tych regionów. W innych trybach niż Kariera dostępne są tylko samochody wzorowane na polskich klasykach (Fiat 125p, Fiat 126p, Polonez, Syrena Sport, Żuk). Natomiast tutaj mamy szansę poszerzyć naszą kolekcję o Zastavę, Skodę, Trabanta czy Wartburga. Po „podbiciu” każdego z krajów wybieramy tylko jedno nowe auto, co uważam za bardzo dobre rozwiązanie, bo może zwiększyć regrywalność.

Osobiście zakochałam się w samochodzie inspirowanym niemieckim Melkusem RS 1000, który perfekcyjnie trzyma się drogi i nie straszne mu żadne prędkości, ani zakręty!

“Pracujemy w trójkę – budujemy za 12-stu!”

Przyznam, że moja przygoda z Electro Ride rozpoczęła się od dużego rozczarowania. Napotkałam w niej sporo bugów! Początkowo dolny ekran w trybie multiplayer zawieszał się na etapie odliczania do startu, muzyka wyłączała się na bardzo długi czas w zupełnie losowych momentach, samochodem mogłam wyjechać poza planszę i zniknąć w odmętach nicości, na paskach przyśpieszenia auto potrafiło nagle stanąć dęba… Znalazłam nawet kombinację przycisków na padzie, która wystrzeliwuje samochód w górę na jakieś pięć metrów. Ale, jako że nie łatwo się zniechęcam, próbowałam uruchamiać grę aż na trzech różnych komputerach i doczekałam się też aktualizacji, po której szczęśliwie sporo problemów zniknęło (choć przyznam, że wypady samochodem poza trasę były dość ciekawe i będzie mi ich brakowało!). Gdybym mogła coś dodać do gry, na pewno byłaby to mała mapka widoczna w czasie jazdy, na której można by z góry zobaczyć zbliżające się zakręty czy inne auta.

s

Warto tutaj podkreślić, że Electro Ride tworzy młody zespół pod dowództwem Sylwestra Osika bez wsparcia żadnych gigantów z branży, a sam jej zaczątek powstał jeszcze w ramach jego pracy licencjackiej. Dlatego zachęcam do dania tej grze zasłużonej szansy! Projekt miał też niefortunną przygodę z przedwczesnym startem na Steamie. Z powodu niedopatrzenia wydawcy gra trafiła do sprzedaży na około dwa miesiące przed planowaną premierą w niestety mocno niedopracowanej formie. Nie wytykając palcami – niektóre polskie cyberpunkowe gry wychodzą wcześniej, inne później. W wyścigach falstarty czasem się zdarzają, a błędy mogą przydarzyć się i małym, i dużym.

I choć “duży może więcej”, to pamiętajcie, że każdy gdzieś zaczynał!

Za egzemplarz gry do recenzji dziękujemy firmie Ultimate Games.

Nasza ocena: 6,2/10

Jeśli lubicie wyścigi, klimaty vintage i synthwave, możecie śmiało sięgnąć po tę pozycję! Nie zrażajcie się drobnymi usterkami, bo twórca wciąż ulepsza grę i widać, że robi to z sercem!

Oprawa graficzna: 6/10
Udźwiękowienie: 6/10
Grywalność: 6/10
Exit mobile version