Site icon Ostatnia Tawerna

Pora zwiedzić Złote Miasto – recenzja gry planszowej „Wyprawa do El Dorado. Złote świątynie”

Reiner Knizia jest najpłodniejszym twórcą gier planszowych, jakiego znam. Ma na swoim koncie mnóstwo świetnych tytułów. Jednym z najlepszych niewątpliwie jest Wyprawa do El Dorado! Teraz przyszła pora na drugą część pod tytułem Złote Świątynie. Czy Reiner Knizia wprowadzi w niej więcej ciekawych i nowych elementów, przez co warto będzie zainwestować w oba pudełka?

Kontynuacja Wyprawy do El Dorado

Gra Reinera Kinizi Wyprawa do El Dorado zachwyciła wielu miłośników planszówek. Tytuł będący świetnym wprowadzeniem do mechaniki deck-buildingu okazał się jednocześnie tak miodny, że sprawdził się również w gronie zaawansowanych graczy. Wielokrotnie dotarłem już do mitycznego El Dorado i nie raz zastanawiałem się… co dalej? Co z tego, że odkryłem je, skoro nawet nie wiem, co tam znalazłem i czy mój dzielny odkrywca powrócił z tej ekspedycji…

I oto Nasza Księgarnia wyszła nam naprzeciw i wydała Złote Świątynie, czyli de facto kontynuację Wyprawy do El Dorado, bo rozgrywka zaczyna się w momencie wkroczenia do mitycznego miasta. Nadal jest to wyścig, ale zasady się zmieniły. Nie musimy dotrzeć do jednego punktu, ale aż do trzech miejsc. Są nimi tytułowe złote świątynie, w których znajdują się diamenty. Gdy już je pozyskamy, musimy jeszcze dotrzeć do wyjścia z El Dorado. Poza tym zasady są prawie identyczne, jak w pierwszej części. Za pomocą kart przemieszczamy się po planszy (aby wejść na pole z dwoma maczetami, potrzebuję karty minimum o takiej wartości), kupujemy nowe lepsze karty i ścigamy się z pozostałymi graczami.

Z nowości warto nadmienić, że pojawił się nowy typ pola (pochodnie), monety Eldo (można je zdobywać m.in. z kart lub pól), które ułatwiają nam kupowanie kart, a także Strażnicy (przejście obok nich aktywuje pozytywny efekt dla rywali albo negatywny dla nas). Co ciekawe mapa jest o wiele mniejsza, bo składa się raptem z czterech dużych elementów. Z drugiej strony będziemy się więcej kręcić i krążyć tam i z powrotem.

Zwiedzanie Złotego Miasta

Złote Świątynie są tak samo miodne, jak pierwowzór. Raczej nikogo to stwierdzenie nie zdziwi. Reiner Knizia musiałby się nieźle napracować, aby zepsuć tak udaną mechanikę. W zasadzie największym problemem tej części jest mała ilość innowacji (warto wspomnieć, że motyw z odwiedzeniem świątyń i pozyskaniem z nich specjalnego elementu pojawił się już w dodatku Mokradła i Smoki). Jednocześnie ze względu na dostępne karty na rynku stwierdzam, że ich efekty nie są już tak oczywiste. W Wyprawie do El Dorado było kilka naprawdę mocnych kart, w które prawie zawsze szedłem („Pionier”, „Tubylec”). W Złotych Świątyniach jest pod tym względem więcej miejsca na kombinowanie (na przykład można inwestować w karty dające Eldo, a potem w „Dostawcę Ekwipunku” – za każdą odrzuconą monetę mogę przemieścić pionek o jedno pole dowolnego rodzaju). Co też ciekawe mamy tutaj mocniejsze karty na start!

Na pierwszy rzut oka tych zmian nie jest tak dużo, aby uzasadniać trzymanie obu pudeł w kolekcji. Osobiście trochę bardziej skłaniałbym się do Wyprawy, ze względu na bezpośredni wyścig do celu i ciekawsze karty. Jednakże najlepszym powodem, by zainwestować w obie części, jest możliwość ich łączenia w wielką wyprawę. Wtedy to ruszamy z płytki znanej z podstawki, aby dotrzeć do El Dorado, a następnie zdobyć dwa diamenty i uciec ze Złotego Miasta. I tutaj rozgrywka pokazuje pazura. Głównie za sprawą pochodni. W podstawce nie ma w ogóle takich pól (zaczynamy z talią podstawową z Wyprawy do El Dorado), a w Złotych Świątyniach jest ich mnóstwo. Trzeba w porę pomyśleć o zakupie kart z pochodniami, bo inaczej utkniemy tuż przed wrotami do El Dorado. Ten element kładzie mocny nacisk na przemyślane budowanie talii! Kolejną zaletą wspomnianej części jest mini dodatek wprowadzający kafelki z polami z palisadą. Ostrokół jest na granicy płytki, co powoduje, że z jednej strony (z zaostrzonymi palami) nie jesteśmy go w stanie przekroczyć, a z drugiej strony już tak. Dzięki czemu możliwe jest tworzenie wąskich gardeł, trudnych do przebycia z jednej strony. Niepozorny bajer, albo jednocześnie jest to miłe urozmaicenie.

Złote miasto wali się nam na głowy

Złote Świątynie są genialnym tytułem familijnym, chociaż widać tutaj kilka drobnych rys. Po pierwsze jest mniej sugerowanych tras – tylko cztery. Dodatek wprowadzający ostrokół oparty jest na kompletnej samowolce (w instrukcji nie ma żadnej sugestii, gdzie umieścić go na sugerowanych trasach) – twórca od początku zachęca do budowania swoich tras, ale jednak jeden czy dwa przykłady warto byłoby umieścić w instrukcji. Pomysł ze stworzeniem wielkiej wyprawy jest genialny tylko szkoda, iż są raptem trzy sugerowane układy mapy, z czego aż dwie wymagają jeszcze dodatku Demony Dżungli. Za to Złote Świątynie wypadają lepiej od Wyprawy do El Dorado pod kątem czasu rozkładania, a także zajmowanego miejsca na stole. Lepiej też oznaczono kafelki mapy. A poza tym wydanie stoi na równie przyzwoitym poziomie. Zwłaszcza rzucają się w oczy pięknie wyglądające diamenty.

Czy warto wejść do El Dorado?

Polecam wszystkim na pewno zagrać, a nawet kupić w ciemno Wyprawę do El Dorado albo Złote Świątynie, bo to są naprawdę genialne gry, które sprawdzą się w każdym towarzystwie. Natomiast czy warto mieć obie, to już trudniejsze pytanie. Obie gry są do siebie podobnie, ale jednak tych kilka różnic wprowadza delikatny powiew świeżości. Ponadto mamy inne karty, przez co inaczej buduje się talię w Złotych Świątyniach, a inaczej w Wyprawie do El Dorado. Najmocniejszym punktem najnowszej gry Reinera Knizii jest możliwość połączenia jej ze starszą siostrą w wielką i epicką wyprawę. To według mnie jest najlepszy powód, aby oba pudełka trzymać na półce, a w przyszłości zainwestować w dodatek Demony Dżungli. Ja zawsze chętnie zagram w każdą część Wyprawy do El Dorado i w każdym składzie osobowym. Póki co, obie pozycje mają zapewnione stabilne miejsce u mnie w kolekcji. Gorąco polecam!

Nasza ocena: 8,6/10

Wyprawa do El Dorado jest grą, którą po prostu trzeba mieć w kolekcji! Warto wybrać albo wersję podstawową, albo Złote Świątynie, a w obie zainwestować, jeśli chce się przeżyć wielką przygodę! Jak dla mnie to jest najlepsza gra stworzona przez Reinera Knizię!

Grywalność: 9/10
Jakość wykonania: 8/10
Regrywalność: 9/10
Exit mobile version