Ladies with guns Anlor i Bocqueta ani mnie nie zachwycił, ani nie rozczarował, ot, okazał się przyjemnym przeciętniakiem w klimacie westernu. Czy tom drugi utrzyma poziom pierwszej części, a może okaże się, o wiele gorszy?
Ladies sięgają po spluwy
W pierwszym tomie Ladies with guns działo się sporo, trafiło się kilka naciąganych i absurdalnych scen, ale ten komiksowy western miał swój urok, między innymi za sprawą bohaterek. W końcu w tego typu opowieściach zazwyczaj dominują mężczyźni. Przyszła zatem kolej sprawdzić, jak piątka odważnych i silnych kobiet poradzi sobie w tym męskim świecie. Zwłaszcza że wystawiono za nimi listy gończe i cała zgraja łowców nagród je ściga. Jakby tego było mało, Daisy została postrzelona w nogę, a żeby ją ocalić, trzeba ją jej amputować. Tylko, do tego potrzebne są narzędzia, a więc konieczna jest wyprawa do miasta na zakupy. Najlepiej z dynamitem! I tak zaczyna się ta wybuchowa przygoda pięciu ladies.
Ciekawym elementem drugiego tomu jest planowanie napadu na bank, a także jego ostateczny przebieg. Podobnie jak w pierwszej części, tak i tutaj autorzy przybliżają nam losy bohaterek. Tym razem poznajemy smutną przeszłość Daisy, która straciła bardzo bliską jej osobę. Trafiło się też parę ciekawych wątków. Poza wcześniej wspominanymi odkrywamy choćby, co ukrywa Kathleen w beczce i dlaczego wszystkie dziewczyny zaryzykują kolejną wyprawę do miasta, aby ją odzyskać. Przyznaję, że to był dla mnie najbardziej zaskakujący element. Z elementów, które mi się nie spodobały, to niestety na tych pięćdziesięciu stronach nie wszystkie bohaterki zostały należycie wyeksponowane. Podobnie jak w pierwszym tomie, tak i w tym, rola czarnoskórej prostytutki jest zmarginalizowana. Przypuszczam, że w kolejnej części poznamy jej przeszłość, ale na chwilę obecną jest najsłabszą postacią z wszystkich pięciu protagonistek.
Jak zaplanować napad?
Zacznijmy może od okładki, która od razu przyciąga wzrok, przedstawiając dynamiczną scenę wtargnięcia do banku. Szkoda, że z drugiej strony mamy ilustrację z pierwszego tomu przedstawiającą Abigail w klatce. Przydałoby się coś bardziej adekwatnego do zawartości tej części. Z dobrych wieści, to jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić w kwestii wydania. Co do ilustracji, to trzymają podobny poziom jak w tomie pierwszym. Anlor stworzyła kilka znakomitych scen, jak choćby kadry z dynamitem. Na jednej stronie obserwujemy zwykłe codzienne czynności mieszkańców miasteczka, a na drugiej widzimy ich reakcje po tym, gdy tuż obok coś wybuchło. Ujęło mnie także pomysłowe przedstawienie planowania napadu na bank, gdy na skutek komentarzy Daisy wyobrażona scena zmienia się dynamicznie. Na przykład: nieuzbrojeni klienci nagle są obwieszeni rewolwerami i pasami z amunicją. Od razu skojarzyło mi się to ze świetną grą, czyli Call of Juarez: Gunslinger!
Czy warto dołączyć do kobiecego gangu na Dzikim Zachodzie?
Drugi tom Ladies with guns trzyma poziom pierwszej części, ale za to mniej tu irytujących scen. A wręcz trafiło się kilka momentów zapadających w pamięć, za sprawą ciekawych i pomysłowych zabiegów rysowniczki. Polubiłem protagonistki, choć nie wszystkie zostały należycie wyeksponowane, niemniej chętnie poznam ich dalsze losy, tym bardziej że tom drugi kończy się sporym cliffhangerem. Z drugiej jednak strony, Ladies with guns jest raczej lekkim i przeciętnym czytadłem. Więc jeśli ktoś lubi westerny i chciałby spojrzeć na ten dość popularny i schematyczny gatunek trochę świeższym okiem, to polecam spróbować. Ja bawiłem się dobrze, ale wiem, że przy premierze tomu trzeciego pewnie już niewiele będę pamiętał z tego, co działo się w dwóch poprzednich.
Nasza ocena: 6,7/10
Ladies with guns t. 2 przedstawia dalsze losy pięciu ciekawych kobiet ściganych przez łowców nagród na Dzikim Zachodzie.
Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 7/10
Oprawa graficzna: 7/10
Wydanie: 7/10