Jeżeli myśleliście, że Śmierć Kapitana Ameryki to ostatni numer serii, to byliście w błędzie! Marvel po raz kolejny udowadnia, że to uniwersum nie lubi pustki, a Ed Brubaker pozwala podnieść tarczę kolejnemu bohaterowi.
Początki zawsze są trudne
Po śmierci Steve’a Rogersa schedę po nim przejmuje jego przyjaciel Bucky Barnes, znany też jako Zimowy Żołnierz. Już na starcie dostaje bardzo trudne zadanie. Wiele osób nadal uważa go za zdrajcę. Red Skull, Arnim Zola i doktor Faustus chcą obsadzić na stanowisku prezydenta własnego człowieka i sterować USA. Sharon Carter nadal pozostaje zaginiona. Sin i Crossbones przeprowadzają kolejne zamachy. S.H.I.E.L.D. pozostaje w rozsypce. A na dodatek pojawi się kolejny Kapitan Ameryka, który zamierza uśmiercić Bucky’ego. Na szczęście nowy bohater nie zostaje sam. Z pomocą przychodzi mu Czarna Wdowa, a jego nowym partnerem zostaje Falcon.
Kiedy broń nie wystarcza…
Autorem komiksu Kapitan Ameryka: Człowiek, który kupił Amerykę jest Ed Brubaker. To właśnie ten scenarzysta pracował nad poprzednimi trzema tomami tejże serii. Po raz kolejny nie zawodzi czytelników. Fabuła nie opiera się jedynie na walkach, choć i tych nie brakuje. Pisarz przede wszystkim kontynuuje stworzoną przez siebie intrygę. Większość zagadek i wątków rodem z kryminału została już przed nami odsłonięta, więc najnowsza część przeradza się w sensację. Bardzo ważną rolę odgrywa tu polityka. Red Skull wcale nie zamierza zdobywać USA siłą. Zamiast tego stara się obsadzić na stanowisku prezydenta USA własnego człowieka, który doprowadzi kraj do upadku. Bardzo sprytnie pogrywa sobie z obywatelami, aby zdobyć dla swego podopiecznego jak najwięcej głosów. Ponadto, dzięki wsparciu doktora Faustusa, rozbija od środka S.H.I.E.L.D. Tym samym nowy szef tej organizacji, Tony Stark, traci zaufanie rządu, co złoczyńca szybko wykorzystuje. Takie rozwiązanie, zaproponowane przez autora, to prawdziwy majstersztyk. Pokazuje nam, że wcale nie potrzeba być supersilnym i mieć nadprzyrodzone moce. Wystarczy wysoka inteligencja i pieniądze. Udaje mu się sprawić, że jeszcze bardziej nienawidzimy czarnych charakterów serii, czyli wszystko zgodnie z planem!
Oczywiście nie sposób też nie kibicować Bucky’emu w jego pierwszej misji w roli Kapitana Ameryki. Jak już wspominałem, jego zadanie nie należy do najłatwiejszych. Jako Zimowy Żołnierz przeszedł zupełnie inną drogę, niż Steve Rogers i trudno pozbyć mu się starych nawyków. Jego ścieżka jest więc wyboista. Bardzo dobrze oddane zostają początki jego przyjaźni z Samem Wilsonem. Panowie szybko zaczynają się „docierać”, ale Brubaker dba o to, aby uzasadnić nam dlaczego tak się dzieje. W całą intrygę zostaje wmieszana także Czarna Wdowa i jej pięć minut. Przy okazji trzymamy kciuki za Sharon Carter. Agentka-13 ma bowiem przed sobą jeszcze trudniejszą misję, niż nowy Kapitan Ameryka. Autor z kolei świetnie przedstawia targające nią emocje i chyba tylko osoba bez serca by jej nie współczuła.
Twarze nadal na pierwszym planie
Nad czwartym tomem Kapitana Ameryki pracowało pięciu rysowników. Największy wkład miał tu ponownie Steve Epting. Przy tworzeniu kolejnych stron pomagali mu Butch Guice, Mike Perkins, Roberto de la Torre i Luke Ross. I choć artystów mamy tu kilku, to trzeba przyznać, że wszyscy prezentują bardzo podobny styl. Tylko uważny odbiorca, lubiący wnikliwie wpatrywać się w szczegóły, zauważy, kiedy zmienia się kreska.
Tak jak w poprzednich częściach, tak i teraz twórcy główną uwagę skupiają na twarzach i malujących się na nich emocjach. Od razu widzimy więc, kiedy bohater jest przerażony, zły czy smutny. Nie ma w tym jednak nic dziwnego. Jak wspominałem, w zeszycie mnóstwo jest intryg i rozmów, więc i dialogi trzeba dobrze zaprezentować. Należy jednak wspomnieć, że kiedy dochodzi już do potyczki, to widać i czuć adrenalinę. Obrazy są lekko rozmazane pokazując w ten sposób, jak szybko rozgrywa się akcja. Momentami odnosimy więc wrażenie, że kolejne kadry są ruchome. Kiedy trzeba rysownicy skupiają się także na tle i detalach. Ostatecznie należy uznać, że zaprezentowane tu prace i techniki nie są może odkrywcze, ale przyjemnie się na nie patrzy i trudno mieć jakieś większe zastrzeżenia do Eptinga i jego ekipy.
Szansa dla serialu?
Jak już wiadomo, w marcu 2021 roku zadebiutuje serial stworzony przez MCU The Falcon and the Winter Soldier. Opowiadać on będzie o współpracy Bucky’ego Barnesa i Sama Wilsona, czyli głównych bohaterów omawianego komiksu. Czy jest szansa, aby coś z przygody zaprezentowanej w czwartym tomie Kapitana Ameryki pojawiło się na ekranie? Cóż, różnic jest sporo. Przede wszystkim w telewizyjnej produkcji to Falcon, a nie Zimowy Żołnierz będzie nosił tarczę Steve’a Rogersa. Na ekranie nie zobaczymy też Red Skulla. Ale nie jest powiedziane, że w jego miejsce nie zostanie wprowadzony inny złoczyńca. Przecież Helmut Zemo również może kupować USA, a Hydrę zawsze może zastąpić Flag-Smashers. Zapowiedziano też, że w produkcji pojawią się Sharon Carter i John Walker, którzy w zeszycie odgrywali swoje role. Lista postaci nadal nie jest zamknięta. Już krążą plotki na temat powrotu Crossbonesa, a może to być dobry moment na wprowadzenie doktora Fausta czy Sin. Możemy być więc niemal pewni nawiązania do jednego z najsłynniejszych komiksów o Kapitanie Ameryce.
Godne pożegnanie
Kapitan Ameryka: Człowiek, który kupił Amerykę kończy niezwykle ważną dla Marvela serię, opowiadającą o Stevie Rogersie i jego następcach. I jest to zakończenie w naprawdę wielkim stylu. Ed Brubaker pokazał, że jest wybitnym scenarzystą, który potrafi zmienić przygody superbohaterów w kryminały i wprowadzić wątki zaskakujące. Scenarzysta bawi się z czytelnikiem, gra na jego emocjach, robi zwroty akcji, przy których szczęka opada, a jednocześnie wciąga w intrygę na tyle, że nie sposób oderwać się od zeszytu. Pozostawia także otwartą furtkę ciąg dalszy. Nic dziwnego, że za Kapitan Ameryka autor otrzymał Nagrodę Eisnera i Harveya. Na tle scenariusza nieco słabiej wygląda oprawa graficzna. Fakt, pisarz zawiesił poprzeczkę wysoko, ale i tak wydaje się, że rysownicy nie dali z siebie wszystkiego. Ed pokazał, że w komiksie można wciąż wprowadzać coś nowego, a artyści postawili na znane schematy. Ich rysunki nie wyglądają wprawdzie źle i patrzy się na nie przyjemnie, ale jednak pozostaje pewien niedosyt. W ostatecznym rozrachunku najnowsza część przygód Kapitana Ameryki należy przede wszystkim chwalić. Chyba żaden fan Marvela nie może przejść obok tytułu obojętnie i wręcz musi się z nim zapoznać. Dodatkowo kto wie, czy nie zdradza nam fragmentów nadchodzącego serialu z MCU!