Nawet jeśli ktoś nie jest fanem komiksów to dobrze wie, że Marvel i DC to dwa zupełnie różne uniwersa. Konflikt pomiędzy nimi to sprawa oczywista – dwie wielkie stajnie wypuszczające na rynek historie o podobnej streści nie mogą żyć w zgodzie. Nowa książka od wydawnictwa Agora rzuca nieco światła na ten wieloletni związek i przytacza anegdoty z kuluarów.
Reed Tucker, autor książki, jest amerykańskim dziennikarzem, który swoją przygodę z komiksami rozpoczął z tytułem ze stajni DC. Przez lata zaczytywał się w kolejnych propozycjach z obu stron i – jak twierdzi – nie opowiada się za żadną z nich. Po prostu zebrał garść faktów i opracował je w niezwykle przystępny sposób. Mordobicie. Wojna superbohetrów Marvel kontra DC laikowi może wydać się nazbyt przeładowana datami i nazwiskami, a fan sporo już będzie wiedział. Nadal uważam, że warto po tę pozycję sięgnąć, chociażby ze względu na poczucie humoru i lekkość, z jaką jest napisana.
Spora różnica wieku
Pierwsze kroki, jeszcze jako New Fun Comics, obecne DC stawiało pod wodzą majora Malcolma Wheelera-Nicholsona. Wtedy były to jeszcze czarno-białe reprinty obrazkowe, ale w dzisiejszych czasach uznaje się je za pierwsze w historii, pełnowartościowe komiksy. Po pięciu zeszytach byłemu oficerowi Kawalerii skończyły się fundusze i postanowił nawiązać współpracę z dość prężnie działającym dystrybutorem – Independent News. Tak narodził się projekt o nazwie Detective Comic, a pierwszym owocem kooperacji był zbiór historyjek wydany pod tym samym tytułem.
W 1938 roku ukazała się pierwsza historia o Supermanie – Action Comics #1. Jednak jeden ze sztandarowych bohaterów DC, na początku swojego istnienia zajmował się sprawami mniejszej wagi.. Ustawiał do pionu mężów bijących żony albo rozprawiał się z niegroźnymi rabusiami. Rok później pojawił się Batman, a następnie Wonder Woman.
Przez kolejne lata wydawnictwo DC cieszyło się mniejszymi i większymi sukcesami. Wydawało się, że żaden konkurent nie stanie im na drodze do zgarnięcia znacznej części rynku. Do charakterystycznej trójki superbohaterów dołączyły inne, bardzo znane dzisiaj postacie, takie jak Flash czy Zielona Latarnia.
Pierwszy zeszyt wydany pod nazwą Marvel Comics #1, trafił do salonów prasowych jeszcze w 1939 roku. Pojawili się w nim między innymi Ludzka Pochodnia i Sub-Mariner. Nadrzędnym celem było prześcignięcie Supermana, jednak popularność trykociarzy w latach czterdziestych zaczęła podupadać. Należało skupić się na mniej wyeksploatowanych gatunkach.
Nową filozofią Martina Goodmana, założyciela Marvela, było podglądanie innych, większych graczy i kopiowanie ich pomysłów. I tak o to na rynek, spod skrzydeł niewielkiego wydawnictwa, trafiało mnóstwo zeszytów łudząco podobnych do propozycji wypuszczanych przez wiodących producentów. Obecnie bohaterowie tych kalk – Szalony Kaczor czy Homer Szczęśliwy Duszek, nie są znani, bo zdominowały ich pierwowzory.
Ogromnym przełomem w dziejach głównego oponenta czołowego gracza na rynku było dołączenie do swoich szeregów Jacka Kirby’ego. Już wcześniej, w latach czterdziestych, pomagał on tworzyć postać Kapitana Ameryki, ale rok później powrócił na łono DC. Ostatecznie jednak on i Stan Lee połączyli siły na początku lat sześćdziesiątych i zapoczątkowali nową erę komiksów.
Niezgodność charakterów
Marvel wniósł świeżość do branży komiksowej i udało mu się to dzięki bardzo prostemu zabiegowi. Nadał swoim bohaterom ludzkie cechy i obarczył problemami, podczas gdy postaci promowane przez DC miały nieskazitelne charaktery, przez co przeciętny czytelnik nie miał możliwości się z nimi utożsamić. Dobrym przykładem na nowe podejście Marvela do kreowania charakterów, możemy zaobserwować w magazynie Amazing Fantasy #15, w którym swój debiut zaliczył Spider-Man. Peter Parker był kujonem i fajtłapą. Swoje niezwykłe zdolności zawdzięczał przypadkowi, jednak często zdarzało mu się narzekać na nowe okoliczności. Istnieje również plotka głosząca, że stworzenie protagonisty miło na celu utarcie nosa Martinowi Goodmanowi, ówczesnemu szefowi DC, który nie przepadał za pajęczakami, a wręcz panicznie się ich bał.
Nieśmiałe próby zejścia się
Fandomy Marvela i DC bardzo silnie naciskały na wydawców, by stworzyli wspólny projekt i zaprezentowali w nim starcie dwóch superbohaterów z przeciwległych uniwersów. Wcześniej dochodziło to crossoverów, chociażby podczas konspiracyjnego układu zawartego pomiędzy scenarzystami. Tak zręcznie mieszali oni całe wątki i poszczególne elementy opowiadań w zeszytach, że uszło to uwadze ich przełożonych.
Kiedy w 1972 roku Carmine Infantino awansował na stanowisko wydawcy, rozpoczęły się dyskusje ze Stanem Lee na temat współpracy nad wspólną historią. Pierwszym efektem tych pertraktacji była adaptacja Czarnoksiężnika z krainy Oz, którą wydano pod tytułem MGM’s Marvelous Wizard of Oz w 1975 roku.
Najbardziej znaną kooperacją obu wydawnictw jest Superman vs. The Amazing Spider-Man. Praca nad tym konkretnym numerem trwała aż siedem miesięcy i fani mogli ją kupić w pierwszym tygodniu stycznia w 1976 roku. Podobno pomimo, że wydarzenie to wstrząsnęło branżą, sprzedaż zeszytu nie przekroczyła pół miliona egzemplarzy. Jedni twierdzą, że to niepraktyczny format przyczynił się do tak niskiego wyniku, a inni, że dobór bohaterów.
Po dziś dzień
Chociaż obecnie nastroje nie są już tak niespokojne, to nadal docierają do nas echa dawnej walki. Sama branża zdaje się samoistnie napędzać i nie ma już sensu podsycać konfliktu. Kolejne filmy z tej czy drugiej stajni biją w kinach rekordy popularności i można spokojnie lubić oba wydawnictwa.
Obecnie to Marvel notuje większą sprzedaż. Jednak jeśli weźmiemy pod uwagę inne czynniki, takie jak sentyment czytelników do ikonicznych postaci Supermana czy Batmana, werdykt nie wydaje się być tak oczywisty.
Nasza ocena: 7,7/10
Jeśli jesteś fanbojem Marvela początek cię wkurzy.Fabuła: 10/10
Oprawa: 10/10
Styl: 6/10
Bohaterowie: 5/10