Czy kiedykolwiek oglądaliście X-Menów i marzyliście, żeby być jak oni? Weźmy na przykład Jean, która kryła w sobie ogromne pokłady mocy telepatycznej i telekinetycznej. Super, prawda? Wiedzieć, co ludzie myślą. Ale czy na pewno posiadanie zdolności telepatycznych jest tak niezwykłe, jak mogłoby się to wydawać? A czy ktokolwiek z was zastanowił się chociaż przez chwilę nad tym, co czyha w zakamarkach ludzkiego umysłu? Jeśli nie, to już nie musicie. W Pojedynku na słowa znajdziecie odpowiedzi.
Bohaterką powieści jest Irlandka Briddey, która pracuje w małej firmie produkującej najnowszej generacji smartfony. Kobieta ma szczęście – spotyka się z „największym ciachem” w przedsiębiorstwie – Trentem. Po zaledwie sześciu tygodniach, mężczyzna proponuje jej zrobienie zabiegu, który pozwoli im na odczytywanie swoich emocji i wzmocni ich więź. Briddey się zgadza, jednak kiedy budzi się w szpitalnym łóżku, okazuje się, że EED przyniosło zupełnie inne skutki. Teraz dziewczyna może czytać i porozumiewać się w myślach z… kimś innym, podczas gdy nie ma kontaktu ze swoim chłopakiem. Nowe umiejętności uświadomią jej, że ludzie nie są tacy, jacy się wydają.
Connie Willis wprowadza nas w świat, do którego wcale nie jest nam tak daleko. Ludzie komunikują się coraz więcej i przesadniej, informując o dosłownie każdym swoim ruchu, na wszystkich możliwych portalach. Oczywiście chcą też znać działania innych – bezustannie pragną wiedzieć więcej. Granice prywatności powoli się zacierają, a internetowy ekshibicjonizm jest stałym i naturalnym elementem życia współczesnych ludzi. Technologia daje im coraz więcej możliwości. Kiedy czytanie postów w sieci już nie wystarcza, społeczeństwo potrzebuje więcej – pary zaczynają poddawać się zabiegowi EED, by móc odczuwać uczucia partnera.
Mimo że kwestia ta poruszana jest w książce dość luźno, nie można oprzeć się wrażeniu, że wizja jest przerażająca. Czytelnik uświadamia sobie, jak niewiele dzieli nas od zatracenia swojej intymności i prawa do prywatności. Ponadto zdaje sobie sprawę, że takiej kolei rzeczy prawdopodobnie nie da się uniknąć, a świat nieuchronnie dąży w stronę permanentnej inwigilacji.
Autorka dzieli się również kilkoma spostrzeżeniami o ludzkiej naturze. Odziera społeczeństwo z wszelkich masek i pokazuje, jak wiele fałszu kryje się w każdym z nas. Osoba, o której myślałeś, że cię kocha i o ciebie dba, okazuje się człowiekiem bez empatii, chcącym jedynie cię wykorzystać, nie bacząc na twoje uczucia. Uśmiechająca się koleżanka z pracy wewnątrz płonie z zazdrości tak silnej, że skłonna jest wbić komuś nóż w plecy.
Społeczeństwo wykształciło w sobie niemal do perfekcji utrzymywanie pozorów, a całe „szambo” i żale wylewają w swoich myślach. Pomyślcie tylko – co by było, gdybyśmy mogli je wszystkie odczytywać, tak bez filtrów? Nad tym właśnie myśli pisarka w swojej książce, ale nie będę zdradzać szczegółów.
Na okładce wydawca informuje nas, że Connie Willis to najlepsza autorka sci-fi. Niestety wydaje mi się jednak, że jest to dość sporym nadużyciem. W książce pojawia się fikcyjny element naukowy, jednak osobiście odniosłam wrażenie, że to zaledwie dodatek i pretekst do mocno rozwijającego się w tle wątku romantycznego. Autorka rzuca gdzieniegdzie pojęciami z dziedziny kognitywistyki czy biologii, ale na próżno szukać w utworze czegoś więcej. Nie nazwałabym go sci-fi – brak mu charakterystycznego polotu, nie znajdziemy tam rozważań na temat możliwych inżynieryjnych cudów i łamania praw fizyki. Książka nie zawiera żadnych nowatorskich obrazów, ot fantazja na temat telepatii.
Pojedynek na słowa według mnie nie wpisuje się w konwencję literatury fantastycznonaukowej. A przynajmniej nie w taki sposób, jakiego oczekiwaliby miłośnicy tego gatunku. Nie twierdzę jednak, że to zła książka – jest napisana niewymagającym językiem i czyta się ją szybko, mimo wielu irytujących elementów fabuły (jak na przykład rodziny głównej bohaterki, którą dosłownie w każdym momencie ma się ochotę udusić gołymi rękami) i wątku miłosnego. Jako grupę docelową tego utworu podałabym młodzież w wieku gimnazjalnym i licealnym oraz osoby lubiące romanse z nutką zagadki i nietypowości. Pozostali natomiast mogą się na niej zawieść.
Ode mnie ocena 3.5/6, ale zaokrąglam do 4, bo polubiłam nowego partnera Briddey – nosił koszulki z Doktora Who!