Był to bardzo nierówny rok w świecie gier. Pełen absurdów, skandali, porażek, ale także rekordów i nowych odkryć. Negatywne aspekty są głównie pod znakiem DEI i WOKE, ten temat wróci jak bumerang w 2025 roku.
Zaczniemy od złego, bo ważne jak się kończy
Można spokojnie stwierdzić, że branża AAA obecnie przeżywa lekki kryzys, a to za sprawą poprawności politycznej i na siłę wprowadzanych równości, różnorodności rasowych czy seksualnych i tym podobnych. Doskonałym przykładem takiej porażki jest Dragon Age: The Vailguard. Memy ze sceną z tej gry rozeszły się jak świeże bułeczki, gdzie przedstawicielka rasy Kunari oświadcza, chyba, rodzicom, że jest niebinarna. Kolejnym przykładem jest Concord od Sony, który jako gra-usługa przeżył, aż całe czternaście dni po czym serwery zostały zamknięte, a pieniądze za nią zwrócone. Problemem nawet nie była jakość, co właśnie wprowadzanie na siłę zaimków, bo inkluzywność jest istotna i na tej podstawie prowadzony był marketing tego hero shootera. Creme de la creme należy jednak do Ubisoftu, a konkretnie Star Wars Outlaws i Skull and Bones (znajdzie się więcej potknięć, ale to za dużo pisania by było). Kotwice za grube miliony ciągnące firmę na dno, nie bez powodu, bo są to niedopracowane średniaki i nawet kolejne łatki ich nie ratują. Pierwszy wspomniany otrzymał tytuł najgorszej gry w świecie Gwiezdnych Wojen. Francuzi już od kilku lat mają problemy z robieniem dobrych gier, większość jest tworzonych po łebkach i za ogromne pieniądze. Ostatnia ich nadzieja, czyli Assasins Creed Shadows stoi pod ogromnym znakiem zapytania, gdyż premiera miała być już 14 lutego, ale Ubi ponownie ją przeniósł, tym razem na 20 marca, co też wzbudza kontrowersje w Japonii. Szczerze? Liczę, że ten gigant wreszcie upadnie, a sytuacja da do zrozumienia pozostałym, że jako gracze chcemy przede wszystkim dobrych tytułów, a potem mogą dodawać inne rzeczy, a nie na odwrót. Warto na koniec tego segmentu wspomnieć o premierze Playstation 5 Pro, za bagatela trzy i pół tysiąca złotych. Oczywiście jest to opcja bez napędu, ponieważ te wykupili skalperzy i osiągały jakieś horrendalne kwoty, bo nawet tysiąc trzysta złotych, gdzie cena bazowa to około pięćset.
Azja ratuje sytuację
Nie będę ukrywał, ale nie było mi dane zagrać w hity tego roku jak Stellar Blade czy Black Myth Wukong. Mimo to spokojnie mogę stwierdzić, że to twórcy z Azji ratują 2024 rok. Tym bardziej, że jeszcze trzeba doliczyć DLC do Elden Ring oraz Astro Bot’a. Wszystkie wyżej wymienione produkcje są świetne, a tej ostatniej nawet udało się utrzeć nosa Nintendo zdobywając GOTY (Game of the year, czyli najwyższe możliwe odznaczenie) i kilka innych statuetek na Game Awards. Warto też wspomnieć, jak sobie poradzili Chińczycy, Wukong zgromadził w najwyższym punkcie na Steam prawie dwa i pół miliona graczy on-line. Jak na grę singiel player to bardzo wysoki wynik.
Powroty i nie tylko.
Pora podsumować personalne doznania z tego nierównego roku. Przede wszystkim moja kupka wstydu tylko wzrosła. Wróciłem głównie do Residentów: 2, 3, 4 Remake i Village. Ta seria mocno się mnie trzyma i to się chyba nigdy nie zmieni, a ogrywanie jej ze znajomymi w równoległym speedrunie daje dodatkowe emocje. Tak samo jest z grami od From Software, Dark Soulsy kocham i również wracam regularnie co roku. Trochę też próbowałem przywrócić nostalgii w zakresie RTS’ów, grając kilka skirmishy w C&C Generals: Zero Hours czy Starcraft’cie. Z głośnych nowości 2024 roku mogę tylko wymienić dwie. Astro Bot’a, którego pomagałem przechodzić dziecku przy jego pierwszym podejściu (syn ma pięć lat więc miał pewne problemy z niektórymi walkami, zagadkami czy wyzwaniami). Drugą zaś pozycją jest Silent Hill 2 Remake, którego odpuścić nie mogłem, acz mam mu co nieco do zarzucenia. Zostają jeszcze gry multiplayer, tutaj bez zaskoczenia, League of Legends, które z każdym rokiem odpuszczam co raz to szybciej i bardziej. Wróciłem wraz z 6’tym sezonem do Fortnite, trochę za sprawą syna, który odkrył, że to taka rozbudowana platforma. Pamiętam jak ta gra wychodziła i zagrywałem się z ówczesną grupką znajomych. Na koniec zaś niespodzianka oraz odkrycie, mimo że gra swój szczyt popularności zaczęła zdobywać w trakcie pandemii C19, czyli Among Us.
Reasumując…
Moje zaufanie do gier wielkich wydawców już dawno zostało przełamane. Ostatnim tytułem jaki skusiłem się preorderować był Resident Evil 3 Remake, czy się zawiodłem to akurat dyskusyjne, bo w samej grze spędziłem ponad siedemdziesiąt godzin. Zapewne wcześniej czy później nadrobię Wukonga czy Stellar Blade’a, jak stanieją. Tak czy siak 2024 to rok niepotrzebnych nikomu inkluzywności i wydawania na nią pieniędzy jako priorytet. Nie tylko mnie to nie pasuje, bo wyniki mówią same za siebie. Swoje wydatki bardzo ostrożnie planuję w kwestiach gier, wolę wrócić do starszych już posiadanych produkcji niż biegać za nowościami, bo pozostawiają niesmak. Zaś te co nie zawiodą, jestem gotów kupić nawet po roku czy dwóch, gdzie ich cena stanie się bardziej racjonalna. Nie chcę też nikomu zaglądać do portfela, jednak zachęcam was do rozsądku. Zwłaszcza, że znacznie lepiej bawiłem się przy rodzimym Priest Simulator, które w ramach redakcji przyszło mi recenzować po opuszczeniu early access, niż przy takim “hicie” jakim miało być Diablo 4. Swoją drogą, jeśli ktoś by chciał poznać moją ocenę gigantów gamingu i co się z nimi stało przez ostatnie lata, tudzież ewentualnie dyskusję w formie podcastu jakie zdarza się nam prowadzić, to dajcie znać w komentarzach.