Po raz drugi miałam okazję wrócić do swoich ulubionych animacji z dzieciństwa. Ponownie zapraszam do lektury mojego Retroseansu produkcji spod szyldu Barbie, tym razem z lat 2007-2009.
2007: Barbie i Magia Tęczy
Z wielkim podekscytowaniem wróciłam do trzeciej części przygód Eliny. Magia Tęczy to ostatnia odsłona trylogii zapoczątkowanej przez Wróżkolandię, ale też nie ostatni moment, kiedy spotykamy najodważniejszą wróżkę. Bohaterka trafia na nauki pewnego rytuału, zwanego Wiosennym Lotem. Należy takowy wykonywać każdego roku. Jeśli się tego zaniecha, to cały świat pokryją śniegi i nastanie wieczna zima. Elina trafia więc do środowiska przypominającego szkołę, gdzie spotyka się z oziębłością ze strony niektórych uczniów. Poznaje tam również nowych przyjaciół, ale nikt nie jest jeszcze świadomy tego, że Laverna jeszcze powróci i zagrozi ceremonii Wiosennego Lotu.
Magia Tęczy idealnie zamyka historię głównej bohaterki, podkreślając wszystkie motywy i morały z poprzednich dwóch odsłon. Na dodatek, twórcy bardzo wyraźnie pokazali, jak ważne są przyjaźń i wsparcie. Zresztą Elina sama okazywała je innym, nawet tym, którzy od początku nie byli dla niej w porządku. Tym razem bohaterka nie dokonywała śmiałych wyczynów samodzielnie, a z pomocą druhów. Bez nich nie dałaby sobie rady z Laverną.
Tutaj ponownie nie było miejsca na żaden wątek romantyczny, co odbieram bardzo pozytywnie. Nie każda Barbie musi mieć swojego księcia, aby być piękną i wartościową kobietą.
Jako najmłodszy ze wszystkich trzech filmów, ten zachwyca grafiką. Elina i inne wróżki prezentują się zjawiskowo. Po tym seansie naprawdę poczułam, że będę za tym konkretnym światem bardzo tęsknić.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie i Magia Tęczy”
2007: Barbie jako Księżniczka z wyspy
W dzieciństwie, Ro (w tej roli oczywiście niezastąpiona Barbie) została wyrzucona przez morze na bezludną wyspę po tym, jak rozbił się statek, którym podróżowała. Przetrwała jako rozbitek, dzięki pomocy kilku przyjaznych zwierząt, które stały się jej nową rodziną. Niestety nie pamiętała nic, co stało się przed wypadkiem. Wiele lat później na wyspę dociera książę Antonio – urodzony podróżnik, który za wszelką cenę nie chceprzejmować na siebie królewskich obowiązków. Woli uczyć się i zwiedzać świat. Gdy poznaje Ro, proponuje jej, by wróciła z nim do jego królestwa. Nieświadoma niczego bohaterka przystaje na propozycję arystokraty i podróżuje z nim do cywilizacji. Wkrótce będzie tam na nią czekać zderzenie z przeszłością.
Księżniczka z wyspy to kolejny przepiękny musical na tej liście. Piosenki zawarte w produkcji są równie wspaniałe, jak te z Księżniczki i Żebraczki.
Fabuła i morał krążą wokół miłości – zarówno tej romantycznej, jak i tej rodzinnej. Zwykle bardziej poruszają mnie wszelkie rozterki sercowe, ale nie tym razem. Wątek rodziny Ro oraz jego rozwiązanie doprowadzą każdego do łez, bez dwóch zdań.
Z ciężkim sercem muszę wskazać jedną drobną wadę tego epizodu. Księżniczki w tej serii zawsze mają przecudowne kreacje, a suknia balowa Ro totalnie nie trafia w mój gust.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie jako Księżniczka z wyspy”
2008: Barbie Mariposa
Do tej pozycji podchodziłam ze sporą dozą sceptycyzmu. Nie pamiętałam z dzieciństwa zbyt wiele na jej temat, a w szczątkowych wspomnieniach porównywałam ją do trylogii Wróżkolandii, jako że również dotyczy wróżek. W Mariposie ponownie wita nas Elina – cała historia opowiedziana jest przez nią. Dzieli się z małym Bibim opowieścią o jej znajomej, tytułowej bohaterce, która mieszka w odległej Skrzydłolandii.
Mariposa różniła się nieco od innych ze swego gatunku. Bardziej niż sprawy Skrzydłolandii i jej mieszkańców, interesowały ją gwiazdy. Uwielbiała o nich czytać i marzyć o świecie, który znajduje się poza granicami jej małego królestwa. Warto podkreślić, że nikt nie wyprawiał się poza nie, ponieważ wszyscy opisywali realia zewnętrznego świata jako wielce niebezpieczne. Kiedy jednak królowa krainy zostaje otruta, tylko Mariposa ma wystarczająco dużo odwagi, by udać się na poszukiwanie odtrutki. Całe szczęście, dziewczyna potrafi czytać z gwiazd, więc wie, w jakim kierunku ma się udać.
Mimo obaw, ten tytuł bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Od razu zaczęłam sympatyzować z główną bohaterką – film robi świetną robotę w przedstawianiu introwertyków. Mariposa ma zupełnie inny charakter niż Elina – obie były na początku w jakiś sposób wykluczone, ale ta druga lubi przebywać wśród ludzi i nawiązywać nowe znajomości. Mariposa natomiast jest w stu procentach introwertyczką, która często się izoluje. Nie przeszkadza jej to jednak w osiągnięciu upragnionego celu i stawienia czoła złu. Antagonistka również zasługuje na wyróżnienie – mamy tutaj do czynienia z prawdziwą spryciulą.
W filmie pojawiają się również syrenki. Wyglądają przepięknie, szczególnie w porównaniu z nieco starszą Syrenkolandią. Na tym przykładzie łatwo zauważyć, jakie postępy twórcy zrobili w grafice i projektach postaci.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie Mariposa”
2008: Barbie i Diamentowy Pałac
Barbie i Diamentowy Pałac to trzeci tytuł z serii, w którym pierwsze skrzypce, oprócz świetnego morału i barwnych głównych bohaterek, grają wpadające w ucho piosenki. Cała fabuła skupia się na muzyce i sile przyjaźni.
W tej produkcji poznajemy dwie wzorowe przyjaciółki – blondwłosą Lianę i ciemnowłosą Alexę. W pewnym momencie w ich ręce trafia magiczne lustereczko – gdy coś zaśpiewają, w odbiciu pojawia się tajemnicza dziewczyna, która dołącza swój głos do ich pieśni. Ma na imię Melody i ukryła się w zwierciadle przed złą Lidią (która swoją drogą, bardzo przypomina mi Wenlocka z Magii Pegaza). Okazało się, że Lidia i Melody niegdyś mieszkały razem, w Diamentowym Pałacu. Antagonistka była jedną z trzech muz, aż w końcu zapragnęła być jedyną muzą. Przemieniła swój flet w instrument, przeznaczony do rzucania złych zaklęć. Dwie pozostałe muzy, w strachu przed Lidią, zanim ta zamieniła je w kamień, oddały klucz do Pałacu Melody, a ta musiała się gdzieś schować. Teraz, dzięki przyjaciółkom, ma szansę pokonać zbuntowaną muzę i wrócić do swojego ukochanego Diamentowego Pałacu.
Pomimo że nie do końca rozumiem ostateczny wybór bohaterek oraz ich kłótnie po drodze do celu, to nadal bardzo wzruszyłam się podczas tego seansu. Przyjaźń, która przetrwa wszystko i jest silniejsza niż zło, ukazana w ten sposób, kompletnie ujęła mnie za serce.
Diamentowy Pałac to zapierający dech w piersiach film. Muzyka dodaje mu uroku, a lokacje, między innymi sam tytułowy Pałac, robią niesamowite wrażenie. W tym przypadku również nie ma dominującego wątku romantycznego. Mimo to, dziewczynom w drodze towarzyszy dwóch bardów. Są bardzo zabawni i do tej pory jestem ciekawa, co stało się z nimi po zakończeniu akcji, jako że nigdy nie dostajemy takiej informacji.
Po raz kolejny zachwycają kostiumy głównych bohaterek – suknie, które mają na sobie w końcowej scenie, skradły mi serce.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie i Diamentowy Pałac”
2008: Barbie w Opowieści Wigilijnej
Jeśli tytuł tego filmu nasuwa Wam na myśl skojarzenia z dziełem Karola Dickensa, to dobrze, aczkolwiek to również coś nowego. Nie mamy tutaj do czynienia z wierną adaptacją, a raczej z pewnego rodzaju interpretacją dziejów Scrooge’a.
Główną bohaterką jest Eden Starlling, wielka gwiazda londyńskiego teatru. Na scenie wydaje się czarująca, ale prywatnie, tuż po zejściu za kulisy, staje się nieznośna. Po przedświątecznym występie schodzi ze sceny i zmierza do innych pracowników teatru, aby powiedzieć im, że chce, aby pracowali także w Boże Narodzenie. Pozostaje głucha na prośby innych artystów o dzień wolny. Nie robi wyjątku nawet dla swojej przyjaciółki, Katherine. Eden jeszcze nie wie, że tej nocy odwiedzą ją trzy duchy, które pokażą jej brutalną rzeczywistość sytuacji, w którą artystka sama się wpakowała. Morał tej przygody jest identyczny, jak w oryginale Dickensa, aczkolwiek sam proces przemiany bohaterki warty jest uwagi. To coś nowego i świeżego.
Uważam, że świąteczny film z udziałem Barbie to świetny pomysł. Opowieść Wigilijna nadaje się perfekcyjnie na bożonarodzeniowy seans filmowy w rodzinnym gronie. Trafi i do tych młodszych, i do tych troszkę starszych. Zakończenie bardzo mnie poruszyło i przypomniało o kilku wartościach, do których powinnam przykładać więcej uwagi.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie w Opowieści Wigilijnej”
2009: Barbie jako Calineczka
Ten tytuł to kolejne odstępstwo od klasycznej estetyki i atmosfery animacji Barbie. Dostajemy produkcję w zupełnie nowym stylu, po raz drugi w nowoczesnym świecie. Ostatnim razem (Pamiętniki Barbie) nie wyszło, jak było w tym przypadku?
Calineczka to opowieść o małych elfach, które żyją na polanie, niedaleko wielkiego miasta. Okazuje się jednak, że pewien inwestor kupił tę ziemię i, w celu rozwijania swoich projektów, zamierza zniszczyć krzewy i trawę, w której kryją się te malutkie stworzonka. Odwaga Calineczki udowadnia jednak, że nawet tak drobna istotka ma wpływ na otaczający ją świat i może zapobiec tragicznym zdarzeniom.
Niestety podczas tego seansu nie bawiłam się równie dobrze, jak przy poprzednich częściach. Przesłanie animacji bardzo mi się podoba, ale zawiodły mnie postacie. Większość bohaterów drugoplanowych nie ma ani trochę rozbudowanej osobowości, a na dodatek w filmie brakuje głównego złego charakteru. Z początku można uznać za niego biznesmena, który chce zniszczyć polanę, ale później i tak się okazuje, że mężczyzna nie chciał nikogo zabijać czy pozbawiać domu. Zwyczajnie nie wiedział, że to miejsce było domem dla tak dużej społeczności.
Kraina przedstawiona w produkcji również nie należy do moich ulubionych. Nie może konkurować z urokiem chociażby Wróżkolandii, czy innych baśniowych miejsc z uniwersum.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie jako Calineczka”
2009: Barbie i Trzy Muszkieterki
Na pełnej petardzie wracamy do motywu silnych postaci żeńskich. Myślicie, że kobiety nie mogą zostać muszkieterkami, bo są za słabe? Jesteście w błędzie.
Ten przecudowny film zabiera nas do Francji, do czasów, kiedy muszkieterowie bronili Paryża i byli chlubą państwa. Mimo podobieństw do Trzech Muszkieterów Alexandra Dumasa, opowiada on zupełnie inną historię. Skupia się na losach czterech pałacowych służek; w roli jednej z nich, Corine (córka D’Artagnana), oczywiście Barbie. Każda z nich marzy o tym, by zostać muszkieterką. Oczywiście wszyscy – nawet sam książę, który również jest marzycielem – wyśmiewają ten pomysł, twierdząc, że to zawód jedynie dla mężczyzn. Dziewczyny nie dają jednak za wygraną i wkrótce zostają wmieszane w tajemniczą, dworską intrygę. Dostrzegają w niej jednak szansę – jeśli obronią władcę, to udowodnią światu, że są godne zawodu muszkietera.
Barbie i Trzy Muszkieterki to półtorej godziny naprawdę wyśmienitej zabawy. Na ekranie mamy cztery inspirujące, silne i odważne kobiety, na dodatek przepięknie ubrane. Film zachęca także do spełniania marzeń, choćby nie wiem co. Wygląda to trochę, jakby zawierał w sobie esencję najważniejszych motywów ze wszystkich poprzednich świetnych produkcji Barbie, jako że również podkreśla siłę przyjaźni.
SPOILER: Tym razem to nie książę ratuje księżniczkę – to on potrzebuje wybawienia z opresji.
Kadr ze zwiastunu animacji „Barbie i Trzy Muszkieterki”
Animacje Barbie zasługują na więcej uwagi
Mam nadzieję, że tym Retroseansem zachęciłam Was, do powrotu lub do pierwszego obejrzenia któregoś z wymienionych tytułów. Baśniowy klimat i rozbudowane postacie to dopiero początek zalet tych produkcji, nie mówiąc już o morałach. Nie tylko wpoją właściwe wartości dzieciom, ale również nie raz dadzą dorosłemu widzowi pstryczka w nos, przypominając o rzeczach, o których warto pamiętać. A nawet jeśli nie, to niektóre z nich wzruszą do łez, przedstawiając oryginalne historie pełne miłości i dobrych zakończeń. 99% filmów Barbie z tego okresu zasługuje ode mnie na ocenę 10/10.